PM recenzują: Queens Of The Stone Age - VILLAINS

/
0 Comments






Miałem obawy przed premierą tego albumu. Tak jak chyba u większości fanów, wieść, iż producentem krążka będzie Mark Ronson, wywołała u mnie mało optymistyczne perspektywy.  Nie taki jednak diabeł straszny jak go malują. Charakterystyczne, brudne, garażowe, stonerowe brzmienie Queens Of The Stone Age zostało w pełni zachowane! Tym razem jednak otrzymaliśmy dynamiczniejsze oblicze zespołu, zwłaszcza jeśli porównamy je z poprzednim (tgenialnym) albumem "...Like Clockwork". I to zdecydowanie bardzo miła odmiana! Tym bardziej, że utwory porywają od samego początku albumu. Przy "Feet Don't Fail Me" trudno ustać w miejscu! Tu chce się tańczyć i tupać nogą! Przejście w rytmiczne "The Way You Used To Do" fenomenalne! Marszowe "Demosticated Animals" zaskakuje świetnym prostym riffem, mocnym basem - głowa nieustannie macha w ten rytm! Początek albumu jest imponująco dobry. Nie brakuje jednak też momentów, gdzie tempo nieco zwalnia, a Homme w pełni popisuje się wyższymi rejestrami swojego wokalu. Mamy trzy takie fragmenty: melodyjne "Fortress", "Hideaway" oraz finałową kompozycję "Villains Of Circumstance"! Zwłaszcza ta ostatnia wypada w moim odczuciu  najlepiej i pięknie zamyka krążek. Pomiędzy dostajemy jeszcze ostre niczym brzytwa, niemal punkowe "Head Like A Hounted House", fajnie rozwijające się "Un-Reborn Again" (najdłuższa kompozycja), które w końcówce może nieco zaskakiwać. Singlowe "The Evil Has Landed" to już całkowita kwintesencja QOTSA! Każdy z tych kawałków to potencjalny przebój, choć wydaje mi się, że utwory z "...Like Clockwork" były nieco bardziej wyraziste. "Villains"jednak jako całość stanowi płytę niemal doskonałą i spójną. Może nie każdemu przypadnie w pełni do gustu takie oblicze zespołu, ja jednak jestem gotów bronić obranej drogi przez Josha Homme'a. Decydując się na zaproszenie elementów funkowych, tanecznych do świata brudnych, surowych gitar, miał jasny i prosty cel. To połączenie ma być odskocznią od wszelkich problemów. Zarówno od tych globalnych, które docierają do nas masowymi przekazami, jak i od tych zwykłych, codziennych. Udało się! Podaję przykład prywatny. Odsłuch "Villains" sprawił, że kilkugodzinne czekanie w kolejce do lekarza, okazało się przyjemnością! Może i nie jestem do końca przekonany czy "Villains" będziemy kiedykolwiek stawiać w pierwszym szeregu dokonań Josha Homme'a, ale na ten moment jest to płyta, której świat rocka (a może nie tylko) potrzebował! Homme po raz kolejny objawił się nam jako jeden z największych współczesnych bohaterów tego gatunku i nie wyobrażam sobie tego świata bez jego osoby. Czas teraz na trasę promującą nową płytę i śmiem twierdzić, że te utwory na żywo okażą się prawdziwymi petardami! Czekam na koncert w Polsce! 






PM


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.