PM relacjonują: Nothing But Thieves, Warszawa, Progresja, 28.11.17

/
0 Comments





Nothing But Thieves zawiesili wysoko poprzeczkę oczekiwań tuż przed samym wejściem na scenę w warszawskiej Progresji. Z głośników poleciał zestaw rockowych przebojów The Killers, Queens Of The Stone Age, Wolf Alice, Foals i wielu innych. Zbudowało to świetny nastrój przed koncertem. Z drugiej strony uświadamiało jakie aspiracje przyświecają Brytyjczykom, którzy sukcesywnie pną się  po szczebelkach popularności. 

Ja przyznaję, że przez długi czas Nothing But Thieves trzymałem na dystans. Moje pierwsze zetknięcie z nimi live na Open'erze 2016 pozostawiło we mnie mieszane uczucia. Nastawienie do nich zmieniłem w tym roku. Pierwsze single promujące drugą płytę zdobyły szturmem moje serce. Wyczułem ogromny potencjał. Koncert na Przystanku Woodstock, pomimo problemów zdrowotnych chłopaków i zagubionego sprzętu, okazał się niezwykle udany. Bawiłem się zdecydowanie lepiej niż w Gdyni, a w końcówce zupełnie "odpłynąłem" na "Amsterdamie". Kilka tygodni później światło dzienne ujrzał oczekiwany krążek "Broken Machine". To była miłość od pierwszego odsłuchu. Nie potrafiłem się przez kilka kolejnych dni oderwać od tego materiału. Świetna produkcja, niemal każdy utwór mógłby być samodzielnym singlem, masa dobrej energii i fajnych zaskoczeń. Nie mogłem więc przepuścić okazji, by przekonać się ile chłopaki zyskają koncertowo po wydaniu tej płyty. Można powiedzieć, że z mojej strony to był taki finalny egzamin dla Nothing But Thieves.

Rozpoczęli od bardzo mocnych punktów z płyty "Broken Machine". Koncert wyśmienicie otworzył w pełni rockowy, potężny kawałek "I'm Not By Made By Design", a następnie tempo podkręcił taneczny "Live Like Animals"! Szczególnie ten drugi zapadł w pamięć. Czułem jak pod nogami pali się parkiet! A widok Conora Masona tańczącego na scenie bardzo mnie ucieszył i uspokoił - od razu poczułem, że chłopaki są w znakomitej formie i czeka nas energiczny występ, który zasili swoją mocą całą Warszawę. Od samego początku zachwycała atmosfera i zaangażowanie publiczności. Chłopaki mają u nas wiernych fanów, którzy w pełni oddają się koncertowemu szaleństwu. Nie spodziewałem się, ale gdzieś w połowie koncertu doszło nawet do stworzenia świetnego pogo pod sceną. Conor wyraźnie zadowolony z tego widoku zachęcał nas do stworzenia jeszcze większego młynu. Działo się, oj działo się! Sam dałem się ponieść emocjom i zatracałem się w zabawie. Setlista była świetnie wyważona. Kawałki z debiutu mieszały się z tymi nowymi (zachowany stosunek 10:10 w kwestii ilości), a między utworami, które wyciskały z nas pot pojawiały się spokojniejsze fragmenty na złapanie oddechu. Ja z największym entuzjazmem przyjmowałem oczywiście te jeszcze świeżutkie utwory. Choćby taki "I Was Just A Kid". To kolejna koncertowa bomba. Utwór "Broken Machine" zyskuje jeszcze więcej energii na żywo.  Kapitalne, balladowe, a zarazem przebojowe "Sorry" nie pozostawia obojętnym. "Soda" i "Particles" - brakuje mi już słów, po prostu przepiękne wykonania. Paradoksalnie wciąż mało jestem osłuchany z ich debiutem. Nie przeszkadzało jednak to, by świetnie się bawić przy tych starszych kawałkach, które również mają w sobie koncertowy potencjał. Naprawdę tego wieczoru w końcu to poczułem i to ze zdwojoną mocą. "Trip Switch", "Wake Up Call", "Itch", "Ban All the Music", "Hostage", "Drawing Pins" niewiele odstawały energią od młodszych braci. Piękny klimat zapewniły takie kawałki jak "Graveyard Whistling" oraz niemal wzruszające "If I Get High". Pojawiło się również miejsce na akustyczny fragment. Conor pozostał na scenie sam i zaproponował cover ku pamięci Toma Petty - "Free Fallin". W trakcie wykonywania dołączył do niego lider supportującego zespołu The Xcerts, ale to jednak był popis wyłącznie Masona, który zachwycał swoim niesamowitym wokalem. Fragment nagrany przeze mnie znajdziecie na końcu wpisu. Ten akustyczny epizod dopełniło wykonanie pięknego utworu "Hell, Yeah" z drugiej płyty. Co prawda osobiście wyrzuciłbym jednak ten lekki perkusyjny podkład, który pojawił się tak jak na studyjnej wersji, ale ciągle uważam, że to jedna z ich najlepszych kompozycji.     

Wszystko to jednak blednie przy tym co działo się w trakcie finałowego utworu. Proszę państwa - "Amsterdam"!!! Nie boję stwierdzić, że to jeden z najlepszych rockowych kawałków jakie możecie przeżyć współcześnie na żywo. Muse mają swoje "Plug In Baby", Franz Ferdinand "Take Me Out", a Nothing But Thieves tenże "Amsterdam". Czyli taki utwór, na który bezwzględnie każdy fan będzie czekał i nie będzie sobie wyobrażał koncertu bez jego obecności. Pierwsze dźwięki to jak nerwowe zapalanie lontu, a chwytliwy refren to już efektowny wystrzał. Odleciałem jeszcze bardziej niż na Woodstocku, choć wydawało mi się to mało możliwe. Nie panowałem nad swoim ciałem. Wycisnąłem z siebie całą energią. Tekst wykrzyczałem wniebogłosy. Diabliki w oczach. Mógłbym chyba to porównać do osiągnięcia...  Hmm, może czytają to nieletni, więc... Domyślcie się sami. 

Ja tak chwalę i chwalę, ale pewne mankamenty też się pojawiły. Niezależne od zespołu, ale jednak. Od samego początku zawiodłem się brakiem scenografii, która została przygotowana specjalnie na ten tour. Wiąże się to z faktem, iż Progresja to po prostu za mały klub na postawienie pełnej oprawy świetlnej. Tu od razu pojawiło się pytanie, czy to już nie jest ten moment, kiedy powinni grać u nas w większych obiektach? Zważywszy, że koncert szybko się wyprzedał, ja jestem przekonany, że niedługo tak się powinno stać. W styczniu odwiedzą nas w ramach tej trasy jeszcze w mniejszym klubie Studio w Krakowie, ale prognozuję, że kolejne występy będą organizowane z większym rozmachem. Drugi, znacznie poważniejszy problem dotyczy nagłośnienia. Czy to wina wyposażenia klubu? Mam wątpliwości, gdyż wiem od Podróżującego Patryka, że w Pradze również był z tym problem. Wszystko jakby za bardzo podkręcone, a głos Masona w tym wszystkim nieco stłumiony. Jeśli to wina akustyka, to mam nadzieję, że zostanie to w niedalekiej przyszłości poprawione. Na szczęście nie przeszkadzało to tak za bardzo w odbiorze koncertu i w wytworzeniu tej niesamowitej energii wśród publiczności.  

Kilka słów o supportach. Aż dwie gitarowe brytyjskie formacje miały szansę zaprezentować się przed Nothing But Thieves. Mowa o Airways oraz wspomnianych The Xcerts. Na szczególną uwagę zasługują ci pierwsi. Naprawdę fajny, żywiołowy set (pojawił się nawet cover The Strokes). Bardzo chwytliwy, energiczny indie-rock zagrany z taką miłą dla ucha lekkością. Po reakcjach publiczności widać było, że chłopaki dali dużo pozytywnej energii od siebie. Czego nie mogę powiedzieć natomiast o The Xcerts. Miałem wrażenie, że ich kompozycje są pozbawione jakiejkolwiek świeżości. Wydawało mi się to takie strasznie ciężkie i grane na siłę. Także miejcie głównie na uwadze formację Airways, gdyż chłopaki mają potencjał. 

Pozdrowienia dla mojej małej ekipy Podróżujących! Agnieszka, Patryk - to była przyjemność ponownie się z Wami  spotkać i wspólnie szaleć na tym koncercie! Zdradzę, że Agnieszka zaliczyła z nami swoje pierwsze pogo w życiu, a na koncie miała już niezliczenie wiele koncertów. Taka była moc tego koncertu! 

PS Wiem, że w Progresji było też znacznie więcej reprezentantów naszej społeczności! Mimo, iż się nie spotkaliśmy w tym tłumie - pozdrowienia również dla Was! Mam nadzieję, że bawiliście się równie dobrze!

Ostatni akapit miał prezentować się tak:

"Przypominam. W przyszłym roku będzie kolejna szansa na zobaczenie Nothing But Thieves w Polsce. 30 stycznia, Kraków, Klub Studio! Jeśli nie było Was w Warszawie, warto przemyśleć wyjazd! Kusi mnie bardzo, ale ze względu na dużą ilość pozostałych planów na 2018 rok, będę  chyba jednak zmuszony odpuścić. Liczę jednak, że chłopaki pojawią się jeszcze u nas w trakcie festiwalowego lata. A potem pewnie jeszcze nieraz nas odwiedzą."

Dzień przed zaplanowaną publikacją ukazała się jednak informacja, że koncert w Krakowie został wyprzedany! W takim wypadku moje wahanie straciło już sens. W Krakowie zabraknie mojej osoby. Jeśli nie zdążyliście kupić biletów, ale zależy Wam, zawsze można spróbować z drugiego obiegu. Podejdźcie do tego jednak z chłodną z głową, gdyż na kolejne koncerty Nothing But Thieves w Polsce nie powinniśmy długo czekać.

A skoro wcześniej wspominałem o egzaminie to...

Wynik: POZYTYWNY!















I pamiętajcie...
Podróżujmy Muzycznie Razem! 

PM


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.