PM komentują: Alex Turner z Małpkami odleciał w kosmos?

/
0 Comments
Recenzja, refleksja nad szóstym albumem Arctic Monkeys - Tranquility Base Hotel & Casino


Arctic Monkeys - "Tranquility Base Hotel & Casino"!

A może...

Alex Turner - "Tranquility Base Hotel & Casino"?

Bo na ile to jest płyta Arctic Monkeys? Na ile solowy wybryk Alexa? Na ile jednak My mamy prawo stawiać bariery zespołowi? Oceniać możemy jednak bez skrępowania.

Zmiany są istotą naszego życia. A życie często boleśnie rozmija się z naszymi oczekiwaniami. Przeżyłem rozczarowanie. Byłem zgłodniały mocnego indie-rocka, który skopie mi tyłek. A muszę obejść się smakiem i zamiast mięsistego dania, nalać sobie kieliszek wina. I w tym momencie zaczynają się dziać cuda, bo szósty album Małpek zaczyna zyskiwać. Zmysły się wyostrzają, wyłapują aranżacyjny kunszt, liryczną błyskotliwość Alexa i ciało wpada w leniwy, niemal seksualny stan. Jeśli jednak ktoś tu nie potrafi utrzymać stałego napięcie w seksie (Boże, wybacz, że tak piszę, ale muszę to do czegoś porównać!) to czar pryska. I kompozycyjnie za mało tu zróżnicowania. Tempo momentami boleśnie siada i druga strona ma prawo się powiedzieć "dość". Zalecam jednak nie odkładać tego krążka zbyt szybko i powoli delektować się tym przewrotnym materiałem. Nie gwarantuję, że do rachunku dorzucicie napiwek. Dla niektórych do ostatniego dźwięku ten album pozostanie ciężkostrawną potrawą, która pod koniec będzie mdła do bólu, ale ile osób, ile fanów - tyle opinii i każdy ma na swój sposób rację. Narzucać swojego punktu widzenia i bronić w zaparte nie zamierzam. Zachwycajcie się "innością" albo po prostu zapomnijcie. Ja wybieram trzecią ścieżkę. Oddalam nalepkę Arctic Monkeys od tego krążka. Jakim cudem Alex przekonał kolegów do odrzucenia gitar i zmiany stylistyki, czerpiącej zresztą garściami z pobocznego projektu The Last Shadow Puppets? Nie mam pojęcia, ale twarzą tej płyty jest tylko i wyłącznie On. To jego album, jego koncepcja, jego wizja, jego odlot w retro kosmos. Postawię teraz mocną tezę, choć z góry wiem, że się ze mną nie zgodzicie. Być może historia Arctic Monkeys powinna zakończyć się po albumie "AM". Była szansa, by zostać żywą, muzyczną legendą pierwszej dekady XXI wieku, odejść w wielkiej chwale i zająć się swobodnie innymi projektami (oczywiście z punktu wizerunkowego i biznesowego - nie miałoby to sensu, ale historia zna takie przypadki). Rozpacz fanów nie znałaby granic, ale w sumie od wczoraj i tak ją słychać w różnych zakątkach, więc co za różnica? A jakże łatwiej byłoby ustosunkować się wszystkim do tej płyty. A tak mam wrażenie, że trwa kalkulacja na ile ten album oceniać dobrze, a na ile pozwolić sobie na krytykę (sam pisząc ten tekst, wpadłem w te sidła). Zanim jednak zdecydujecie się rzucić mnie na stos za te herezje... jest światełko w tunelu, które może sprawić, że kiedyś wycofam się z tej kontrowersyjnej tezy i będę codziennie pokutował za te haniebne słowa. Przyszłość. Czy jednak możemy liczyć na to, że Alex, dla którego podobno gitara przestała być inspiracją, powróci z przytupem do brzmień za które przecież pokochaliśmy Arctic Monkeys? Jedyną stałą w życiu jest zmiana. Ta sentencja Heraklita z Efezu dziwnie przylgnęła do mnie mi przy premierze tego albumu i daje nadzieję na przyszłość. Dużo zależy od tej jednej Małpki, która obecnie wylądowała na odległym Księżycu. Czy ktoś ją sprowadzi na Ziemię? 

To nie jest pełnoprawna recenzja, ale powiedzmy, że stawiam ocenę (w porywach) 6/10. Czuję jednak, że o tym krążku szybko zapomnę. To nie był całkiem udany partner do... 


PS I jeszcze jedno pytaniem które nie daje mi ( a chyba nawet nam wszystkim) spokoju:

Jak oni zaprezentują ten na pozór wybitnie niekoncertowy materiał na największych festiwalach? 

Odpowiedź poznamy już 4 lipca na Open'er Festival i, mimo wszystkich obaw, wierzę, że to będzie zupełnie inna historia!





Sylwester Zarębski
PM
12.05.2018


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.