AKTUALNIE W GŁOŚNIKACH: KWIECIEŃ 2025

/
0 Comments
AKTUALNIE W GŁOŚNIKACH: KWIECIEŃ 2025



Czas podsumować premiery z mojego ulubionego miesiąca w ciągu całego roku! I choć tym razem wyróżniam nieco mniej pozycji albumowych niż w poprzednich odsłonach cyklu Aktualnie w Głośnikach, to dzieła te nadrabiają jakością! Ba! Dość zaskakująco nowy album zespołu Panchiko urósł mi do miana mojego faworyta tego roku! Nie sposób też nie było sympatyzować z transcendentalną przemianą u Bon Ivera, Samia zaś rozwinęła skrzydła i po raz kolejny zachwyciła swoją diarystyczną wrażliwością, Sunflower Bean upichcili najlepszy i najbardziej dojrzały album w swoim dorobku, a dziewczyny Julien Baker i Torres wypuściły przypuszczalnie mój ulubiony tegoroczny album country. Nie zawiodła również posiadaczka jednego z najbardziej nietuzinkowych, zmanierowanych wokali – Valerie June przepełniła mą duszę radością. No i jeszcze solidnym koncept albumem popisali się panowie z Martini Police na swoim debiutanckim krążku! Zapraszam do lektury szczegółowych polecajek tych albumów! Plus do tego jak zawsze garść premierowych singli, wybrane ogłoszenia, wydarzenia, playlista i dodatkowe albumowe wyróżnienia! Przyjemności!

ALBUMY

 

PANCHIKO – "GINKGO"



To najlepszy album Radiohead, którego nie nagrało Radiohead. Zespół Panchiko – niemal dosłownie pięć lat temu wygrzebany ze śmietnika historii muzyki* – absolutnie oczarował i wysłał mnie w niebiosa swoim nowym dziełem zatytułowanym "Ginkgo"! No podczas odsłuchu tego materiału samoczynnie nasuwały mi się te porównania z radiogłowymi, ale mimo wszystko nie ma mowy tu o ślepym kopiowaniu. Po prostu Panchiko serwują niezwykle kunsztowne, beztrosko szybujące, indie-shoegaze'owe z nutką awangardy i estetyki lo-fi kompozycje, nad którymi unosi się mgiełka nieuchwytnej magii! Nie sposób nie ulec kolejnym rozczulającym refrenom, wyważonej produkcji i słodko kojącemu wokalu Owaina Daviesa (momentami faktycznie blisko mu wokalizom Thoma Yorke'a). Posłuchajcie choćby centralnego comba wspaniałych piosenek "Lifestyle Trainers" i "Chapel of Salt" – jestem przekonany, że złapiecie przynętę. Panchiko potykają się tylko raz. Choć ciekawy i nietypowy, to jednak efekt glitchu na wokalu w utworze "Formula" bardziej przeszkadza, niż podnosi jakość całego materiału, ale nie jest to głęboka rysa na tym albumie. Właściwie po kilkukrotnym przesłuchaniu staje się to zjadliwe. Ale jeśli już, to zdecydowanie bardziej podszedł mi do gustu strołksowy przester na wokalu Daviesa w świetnej kompozycji "Vinegar". Zaskakują na tle całości też odważnie wplątane rapowane wersy Billy'ego Woodsa w szybującej kompozycji "Shandy in the Graveyad" – pasują jednak imo idealnie! Mimo tych pewnych pokus do eksperymentowania, pozostała część materiału jest generalnie bardzo spójna, pełna szczerej pasji oraz idealnie wyważona brzmieniowo i emocjonalnie pod kątem zapewnienia czarującego melancholijnego i marzycielskiego nastroju w indie rock popowym stylu z domieszką trip hopu, wpływów Radiohead i neo-psychodelii, który wypełnia moją duszę głęboką satysfakcją. Niby nic rewolucyjnego, ale panowie w moim przypadku trafili z tymi kunsztownie wyrzeźbionymi dźwiękami na bardzo podatny grunt serca. Absolutnie rozkoszuję się tym albumem!    
 
Naprawdę myślę o tym krążku w kategoriach AOTY 2025. A już na pewno będzie to jedno z moich NAJ zaskoczeń roku! A co najlepsze, zespół Panchiko wystąpi na tegorocznym OFF Festival Katowice! Must to see! 

* Ta historia jest wprost niebywała. Pod koniec lat 90. grupa nastolatków z Nottingham założyła zespół, który swoim brzmieniem łączącym elementy shoegaze’u, trip-hopu, indie rocka i glitch-popu wyprzedzał czasy, ale wydany w roku 2000 własnym sumptem, na kilkudziesięciu wypalonych płytach CD debiutanki materiał zatytułowany "D>E>A>T>H>M>E>T>A>L" nie zyskał rozgłosu. Skład się rozwiązał i przepadł w zapomnieniu. Aż do czasu. 
 
W 2016 roku jedna z tych wspomnianych płyt trafiła przypadkowo w ręce anonimowego osobnika o ksywie 4chan, który zaintrygowany jej brzmieniem, wrzucił ją do sieci i wokół tego materiału narodził się undergroundowy fenomen. Internauci wszczęli gorączkowe śledztwo, które doprowadziło ich do odkrycia zespołu Panchiko, odnalezienia jego członków i reaktywowania projektu.
 
W 2020 roku ukazała się zremasterowana wersja debiutanckiego albumu, a zespół wyruszył w trasę koncertową po Wyspach i Stanach, która spotkała się z entuzjazmem. W 2023 wydali zupełnie nowy album "Failed at Math(s)", rozwijając swoje brzmienie i umacniając pozycję kultowego muzycznego zmartwychwstania w cyfrowej erze.
 



        BON IVER – "SABLE, FABLE" 


         
        Bon Iver postanowił do zeszłorocznej skromnej EP-ki "SABLE" dopisać dłuższe post scriptum, które emanuje zdecydowanie bardziej pozytywnymi emocjami oraz promienistymi dźwiękami i połączyć to w longplay. Rozpływałem się nad "SABLE" i ponownie wycofanym w surowość i mrok Justinem w zeszłym roku. Boleśnie obnażył on przed nami swoją duszę, poprowadził w mroczne zakamarki serca, gdzie był więziony przez ciężar poczucia własnych win, ale koniec końców zdawał się godzić z błędami z przeszłości i inicjował proces gojenia się życiowych ran. I te echa odzyskania wiary w życie i codziennej radości słychać w tej drugiej części płyty – "fABLE". I to dobitnie, bo tak piosenkowego i skłonnego do prezentowania popowej wrażliwości Bon Ivera jeszcze nie słyszeliśmy. Oczywiście wciąż sporo tu aranżacyjnego kombinatorstwa, wtrącania indie-folku i wpływów R&B oraz neo-soulu, subtelnych elektronicznych przeszkadzajek, emocjonalnej liryki, ale całość wybrzmiewa niezwykle harmonijnie, lekko, łagodząco – podnosi na duchu. Justin Vernon wchodzi pewnym krokiem w krąg światła i – choć bardziej zniewala mnie jego smutniejsze, zranione i pełne żalu oblicze – nie sposób mu w tym transcendentnym procesie nie kibicować. Tym bardziej że te wielowarstwowe pejzaże dźwiękowe, malowane przy wsparciu  koproducenta Jima E-Stacka i z gościnnymi udziałami Dijon i  Flock of Dimes w euforycznym "Day One" oraz Danielle Haim w kapitalnym "If Only I Could Wait", są po prostu niezwykle atrakcyjne, miodne, popowo niebanalne i otulają kominkowym ciepełkiem. Wyróżniają się zwłaszcza singlowe kompozycje "Everything Is A Paceful Love" oraz "There's A Rhythmn". Zwłaszcza ta ostatnia jest perełką – uosobieniem mięciutkiej poduszki, skłaniającej umysł do rozmarzonego snu. Bon Iver tym emocjonalnie dwoistym albumem udowadnia, że wciąż jest jednym z najlepszych współczesnych tekściarzy, producenckim wizjonerem i stymulatorem tych najpiękniejszych duchowych przeżyć!
         



        SAMIA – "BLOODLESS


         
        Samia Finnerty na przestrzeni ostatnich lat i za sprawą dwóch ciepło przyjętych (również przeze mnie) albumów "The Baby" i "Honey" urosła do rangi jednej z najzdolniejszych i najbardziej wyrazistych artystek z szeroko pojętego nurtu konfesyjnego sad girl popu. Wciąż jednak jeszcze jej kariera nie zdołała przebić się do szerszego nurtu i nie jestem pewny, czy jej trzeci krążek "Bloodless" zmieni ten stan rzeczy, ale nie mam wątpliwości, że to kolejny pewnie i celnie postawiony krok w dążeniu do osiągnięcia tego celu oraz jej najlepsze dzieło w dorobku. Dlaczego właściwie Samia jeszcze nie osiągnęła należnego jej rozgłosu? Być może dlatego, że jej twórczość wymaga pewnego głębszego i wymagającego wgryzienia się w jej teksty i emocje. A nawet jeśli ktoś zdecyduje się na ten wysiłek, to i tak ta amerykańska artystka nieustannie pozostawia ze sporą dawką metafor, otwartych pytań i niedopowiedzeń. Wyróżnijmy choćby świetny singiel "Bovine Excinsion", który odnosi się, jak tłumaczy sama artystka, "do fenomenu bezkrwawego okaleczania bydła jako metafory samoekstrakcji". Motyw krwi zresztą przewija się przez ten krążek – choćby już w samym tytule. Generalnie jednak cały materiał to opowieść o dojrzewaniu, konfrontowaniu się samej ze sobą, o poszukiwaniu własnej tożsamości, dążeniu do odnalezienia stref komfortu, bólu bycia postrzeganą i lęku przed niezrozumieniem. Z pozoru panuje tu czysty chaos i to także pod względem brzmienia, ale mimo wszystko Samii udaje się te wszystkie abstrakcyjne opowieści oraz bogate tekstury dźwiękowe, łączące nietuzinkowo elementy popu, indie i folku (od minimalizmu po nieco bardziej rockowe zapędy), podać w sposób nadzwyczaj spójny, harmonijny i przyciągający uwagę.  No i przy tym wszystkim jej wokalizy są wprost oszałamiające i podbijają emocjonalną warstwę tego dzieła. Nie sposób przejść obojętnie obok "Bloodless" – ta płyta wciąga wielowarstwowym instrumentarium i nie podsuwa łatwych odpowiedzi – konfrontuje słuchacza z bałaganem emocji i ludzką kruchością. Samia wznosi swój poziom niebanalnej lirycznej i muzycznej diarystyki na kolejny poziom zachwycającej jakości.   
         

         
         

        SUNFLOWER BEAN – "MORTAL PRIMETIME"


         
        Nowojorskie trio Sunflower Bean z okresami mniejszej lub większej uwagi obserwują od roku 2016 i ich występu na Soundrive Festival. Wówczas Julia Cumming (wokal, bas), Nick Kivlen (wokal, gitara) i Olive Faber zachwycili mnie indie-rockowym stylem zahaczający o elementy psychodelii. Duże wrażenie wywarły na mnie wokalne możliwości i charyzma Julii oraz gitarowe popisy Nicka. Tlił się w tym projekcie potencjał na przyszłość. I konsekwentnie Sunflower Bean przez kolejne lata rozwijali swój styl, obierając kierunek bardziej alt-rockowy i szlifując swoje popowe umiejętności. Single promujące ich najnowszy album "Mortal Prime" od pierwszych odsłuchań przykuły moją uwagę, a po doskonałym występie przed Cage The Elephant w Berlinie tenże krążek znalazł się w czołówce wyczekiwanych premier. I generalnie nie zawiodłem się, choć od razu muszę przyznać, że cały materiał nie trzyma tak wysokoenergetycznego poziomu, jak promujące go single. Utwory "Champagne Taste" i "Nothing Romance", które otwierają to czwarte dzieło Sunflower Bean, wybrzmiewają iście bombastyczną rockową energią, ale w dalszej części Julia, Nick i Olive popadają w bardziej nastrojowe, melancholijne klimaty, które właściwie odpowiednio korelują z lirycznymi zagłębieniami się w złożoność złamanego serca – ten temat dominuje za sprawą osobistych przeżyć Julii. Słodkie melodie i intymne opowieści takich piosenek jak choćby "Look What You've Done To Me", "I Knew Love", "There's A Part I Can't Get Back", czy też zaskakującej na tle całości, oszczędnej, harmonijnej kompozycji "Please Rewind" demonstrują rozwijającą się i dojrzewającą paletę emocjonalną u członków zespołu. Dopiero finałowy utwór "Sunshine" to powrót do muskularnego gitarowego grania, choć w bardziej w takim marzycielskim, shoegaze'owym klimacie. Na uwagę koniec końców zasługują wokalne popisy Julii, które zarazem głaszczą serce i elektryzują – wspaniale się rozwija ta artystka! 
         
        Nawet jeśli Sunflower Bean balansowali w ostatnim czasie na krawędzi egzystencjalnej krawędzi, to albumem "Mortal Primetime" powrócili na własnych warunkach, z nową energią, twórczą świeżością, emocjonalną dojrzałością i większą pewnością siebie. Zasługują na większy rozgłos niż ten dotychczasowy!  
         



        JULIEN BAKER & TORRES – "SEND A PRAYER MY WAY"


         
        Swego czasu dzięki Julien Baker poznałem Phoebe Bridgers i Lucy Dacus, a jakiś czas temu ta niezwykle zdolna i wrażliwa artystka odkryła przede mną indie-rockową singer-songwriterkę Mackenzie Ruth Scott, znaną bardziej jako Torres. Obie, od spotkania w 2016 roku, knuły wspólny projekt, w którym pragnęły skręcić nieco bardziej w rejony country. Pomysł ten dojrzewał przez lata, aż w końcu dziewczyny – odnoszące w międzyczasie wiele sukcesów w świecie indie i stające się coraz bardziej rozpoznawalne – znalazły wspólny czas i jakże też doskonały moment na realizację tego projektu, gdyż muzyka country przeżywa swój swoisty renesans. I efektem tej kolaboracji jest świetny album "Send A Prayer My Way"! Redakcja portalu AV Club określiła to dzieło wymownie jako "queerowy album country naszych marzeń" – i właściwie nic więcej nie trzeba dodawać. Wszystko tu się ze sobą zgadza. Kompozycyjne aranże przenoszą wyobraźnią do westernowskich krajobrazów. Mnóstwo tu żałośnie brzdąkających akustycznych gitar, obowiązkowego banjo, gitary hawajskiej, okazjonalnych smyczków i fortepianowych wstawek – generalnie ciepłych folk-country-rockowych tekstur, które stanowią idealne tło dla empatycznych i znakomicie uzupełniających się wokali obu artystek. Klasyczny klimat ludowego country wylewa się z tego albumu wiadrami, ale dziewczyny potrafią ten gatunek swoją wrażliwością uwspółcześnić. Julien i Torres chwytają za serce brutalną szczerością i ujmują odważną próbą przełamania pewnej hegemonii kulturowej. Na tle politycznej i społecznej presji wobec społeczności LGBTQ+, album nabiera głębszego znaczenia jako wyraz queerowej obecności w konserwatywnym nurcie. Dziewczyny oferują autentyczne i dojrzałe opowieści, podejmujące tematy miłości, uzależnienia, samotności i tożsamości. Szczególnie liryczna opowieść o udaremnionym uczuciu w piosence "Tuesday" potrafi wywołać niemały emocjonalny wstrząs. 
         
        Spotkanie tych dwóch inteligentnych autorek tekstów i muzyki zaowocowało naprawdę wyśmienitym albumem country, który określiłbym chyba nawet mianem mojego ulubionego w tym gatunku. Zapewne przemawia przeze mnie słabość to Julien Baker, ale... Cóż, nie zamierzam z tego powodu się kajać.    
         



        VALERIE JUNE – "OWLS, OMENS, AND ORACLES"


         
        43-letnia artystka z Tennessee Valerie June jest posiadaczką jednego z najbardziej unikalnych, zmanierowanych wokali na świecie, wspaniałą krzewicielką amerykańskich korzeni muzyki folkowej, gospelowej, bluesowej i soulowej, a dodatkowo na swoich albumach jawi się jako przewodniczka po terapeutycznych duchowych przeżyciach. Jej karierę obserwują premiery jej czwartego, świetnego albumu "The Order Of Time" z 2017 roku. Cztery lata później jej kolejny krążek "The Moon And Stars: Prescriptions for Dreamers" na tyle mnie urzekł swym blaskiem i uduchowionymi kompozycjami, iż popełniłem głębszą recenzję na blogu (czasy pandemii temu sprzyjały) oraz zakupiłem pięknie wydane (ta błyszcząca okładka!) winylowe wydanie tego materiału. Najnowsze dzieło June "Owls, Omens, and Oracles" znów trzyma wysoki poziom. Valerie w odróżnieniu od bardzo psychodelicznej i metydacyjnej aury poprzedniego autorskiego dzieła (w międzyczasie jeszcze nagrała w ramach ciekawostki album z coverami) tym razem postanowiła wrócić do bardziej przyziemnego brzmienia. Oczywiście wciąż jest to zestaw kompozycji przepełnionych urzekającymi melodiami i natchnionych niemalże modlitewnymi emocjami, ale już otwierający singiel "Joy, Joy!" wyróżnia się beztroską energią i garażowym funkiem. A im dalej, tym bardziej brniemy we wszechstronne oblicza muzycznej wrażliwości June. Nie brakuje tu rockowych uniesień, czarującej dawki soulu, zmysłowego bluesa, niebiańskich wpływów muzyki gospel, a nawet można się spokojnie pokusić o stwierdzenie, że na tym krążku ta amerykańska piosenkarka, jak nigdy wcześniej, ociera się o popową błyskotliwość. Swoim uwodzicielskim wokalem prowadzi nas przez różnorodne stany – od ukojenia po przypływy pozytywnej energii – łącząc osobiste doświadczenia z uniwersalnym przesłaniem o człowieczeństwie, wierze i radości. "You’ll find that joy, joy in your soul" – śpiewa we wspomnianym wcześniej kluczowym singlu i doprawdy po odsłuchaniu tego albumu odnalazłem w swym sercu zalążki tej radości, która sprzeciwia się pesymizmowi, którym zalewa nas współczesny świat. "Owls, Omens, and Oracles" niczym pochodnia rozświetla mrok, który spowija nasze życie.        
         


        ➖ 
         

        DEBIUTY


        MARTINI POLICE – "POWRÓT Z GWIAZD"



        Pamiętam, że podczas któregoś ze showcase'ów w ramach networkingowych rozmów poruszaliśmy temat powtarzalnego brzmienia w muzyce i tego, jak wybrnąć z takich ślepych uliczek. Moja odpowiedź był szybka i zdecydowana: teksty, emocjonalne przekazy i konceptualne historie. Słowo w muzyce może ją samą w sobie wynieść na wyższy poziom. I tak też jest w przypadku debiutanckiego albumu łódzkiego zespołu Martini Police. "Powrót z gwiazd" określałbym jako przeciętną propozycję w retro gitarowych klimatach, gdyby nie fakt, że dźwięki inspirowane przełomem lat 60. i 70. stanowią tło dla niebanalnej, futurystycznej historii. Martini Police przenoszą nas do roku 2061 i ich dystopijnej wizji świata i społeczeństwa, które mimo przełomowych technologicznych osiągnięć i podboju galaktyk popada w stan znudzenia i marazmu. Kołem ratunkowym okazują się wycieczki w bezkres kosmosu gwiezdnymi liniowcami, na których zespoły takie jak Martini Police prezentują muzykę, która swoim wintydżowym blaskiem oraz organicznym charakterem rozbudza dawne wspomnienia i ekscytuje żywymi emocjami. No i tutaj rozpoczyna się już konkretna kosmiczna przygoda łódzkiego zespołu, której odkrywanie pozostawiam Wam (tutaj warta uwagi jest dodatkowa zawartość winylowego wydania płyty). Dzięki tej koncepcji i estetyce retro sci-fi całość nabiera miłych rumieńców. Aranżacje w analogowym stylu bliskim The Black Keys bujają i wpadają w ucho – są po prostu przyzwoicie skomponowane. Delikatne zastrzeżenie mam do wokalu Roberta Kodłubańskiego, który momentami popada w pewną monotonię i nie wszystkie wersy wybrzmiewają przejrzyście, ale nie kładzie się to cieniem na odbiorze całości. Całości, która dzięki swej przemyślanej koncepcji wypada naprawdę solidnie i wyróżnia się na naszej alternatywnej scenie.     
         


          ➖ 

        SINGLE

         

        PULP – "SPIKE ISLAND"

        Powrót roku? Pulp z zapowiedzią nowego albumu "More". Premiera 6 czerwca! 
         
         


        LORDE – "WHAT WAS THAT"

        Lorde otwiera nową erę! Album "Virgin" ukaże się 27 czerwca! Pierwszy singiel kapitalny!




        KATHIA – "ROSA" (FEAT. LOR)

        Obdarzyłem tę kompozycję miłością od przedpremierowego wykonu podczas Nexta! Wersja studyjna równie cudowna!



        WET LEG – "CATCH THESE FITS"

        Znakomity powrót Wet Leg! Nowy album "moisturizer" ukaże się 11 lipca!
         



        THE HIVES – "ENOUGH IS ENOUGH"

        The Hives z nokautującym singlem "Enough Is Enough"! To zapowiedź albumu "The Hives Forever Forever The Hives", który ukaże się 29 sierpnia!
         



        TURNSTILE – "NEVER OS ENOUGH", "SEEIN’ STARS", "BIRDS"

        Turnstile zamierzają wywołać sejsmiczne trzęsienie ziemi 6 czerwca albumem "Never Enough".







        ALEXANDRA SAVIOR – "THE MOTHERSHIP"

        Nowy album Alexandry "Beneath The Lilypad" już 16 maja! Zapowiada się na ponownie bardzo klimatyczne dzieło!




        ARCADE FIRE – "YEAR OF THE SNAKE", "PINK ELEPHANT"

        Arcade Fire powracają z nowymi kompozycjami i zapowiedzią albumu "Pink Elephant", który ukaże się już 9 maja!





        BŁAŻEJ KRÓL – "3 KRÓTKIE, 3 DŁUGIE, 3 KRÓTKIE"

        Błażej powraca do solowych działań i już jesienią należy spodziewać się jego nowego albumu. 




        NATALIE BERGMAN – "GUNSLINGER"

        Drugi solowy album Natalii Bergman "My Home Is Not in This World" ukaże się 18 lipca! 
         



        SUNDAY (1994) – "RAIN"

        Naprawdę warto mieć tę obiecującą formację na swoim radarze! 




        JADE BIRD – "DREAMS"

        Nowy album "Who Wants to Talk About Love?" ukaże się 18 lipca!




        DARIA ZE ŚLĄSKA – "TRUDNO JEST BYĆ SOBĄ"

        Co za utwór! Co za tekst!




        ANOTHER SKY – "RUNNING"

        Z ogromnym bólem i żalem przyjąłem wiadomość, że Another Sky kończą działalność po 10 latach. Potwornie niedoceniona formacja. Na horyzoncie pożegnalna EP-ka...
         





        HAIM – "DOWN TO BE WRONG"

        Nowy album "I Quit" ukaże się 20 czerwca!




        TASH SULTANA – "AIN'T IT KINDA FUNNY" (FEAT. CITY AND COLOUR)

        Niespodziewane, ale jakże piękne collabo!




        TOM ODELL – "DON'T LET ME GO"

        Tom z premierową, melancholijną kompozycją! 




        NILÜFER YANYA – "COLD HEART"

        Długo na nowości od tej artystki nie musieliśmy czekać. Znów doskonale!.




        BLAUKA – "FIGURA LICHTENBERGA"

        To będzie jeden z tych rodzimych muzycznych powrotów, który zostanie z nami na dłużej! Nowy album duetu Blauka "Wolta" ukaże się już 28 maja! A to kolejny znakomity singiel, promujący to wydawnictwo! 




        THE SWELL SEASON – "STUCK IN REVERSE"

        Album Glena Hansarda i Markety Irglovej "Forward" ukaże się 13 czerwca



         

        DURAND JONES & THE INDICATIONS – "FLOWER MOON"

        Cieplutko i czarująco!



         

        SAM FENDER – "TYRANTS"

        Sam Fender podzielił się ze światem kapitalną kompozycją, która do tej pory była skrywana tylko na specjalnych wydaniach winylowych i grywana na koncertach.



         

        GARBAGE – "THERE'S NO FUTURE IN OPTIMISM"

        Premiera albumu "Let All That We Imagine Be The Light" już 30 maja!




        LANA DEL REY – "HENRY, COME ON" / "BLUEBIRD"

        Lana z przyjemnymi dla ucha nowościami.





        LINKIN PARK – "UNSHATTER"

        Linkin Park utrzymują impet po swoim powrocie.




        WYDARZENIA MIESIĄCA



        RELACJE KONCERTOWE


        Na blogu pojawiły się relacje z koncertów:
         
           
          OGŁOSZENIA KONCERTOWE
           
          Wybrane festiwalowe newsy:
           
          Open'er Festival: Muse, Jorja Smith, J Balvin, Peso Pluma, ScHoolboyQ, Arca, Dean Lewis, Bambi, Wunderhorse, Fcukers, A. G. Cook, Zaho de Sagazan, NEIL FRANCES present Club NF oraz Samara Cyn.
           
          OFF Festival: Metro, The Cassino, Kombajn do Zbierania Kur po Wioskach, Ciśnienie, Willa Kosmoms, hesoyam i Męty!
           
          Inside Seaside: Liana Flores, The Pill.
           
          Orange Warsaw Festival: 
           
           

          Bittersweet Festival: 
           
           



           
          Wybrane pozostałe ogłoszenia:

          Turnstile, Letnia Scena Progresji, Warszawa, 25.06.2025
            
          Banks, Stodoła, Warszawa, 18.10.2025
            
          Low Island, Bardzo Bardzo, Warszawa, 30.10.2025
            
          Bad Bunny, Stadion Narodowy, Warszawa, 14.07.2026
           
          ➖ 

          WYRÓŻNIENIA + PLAYLISTA MIESIĄCA


           
          Pozostałe interesujące wydawnictwa w telegraficznym skrócie: 
           
          Dla pragnących solidnego gitarowego grania wypełnionego wzniosłymi emocjami: STEREOPHONICS – "MAKE 'EM LAUGH, MAKE 'EM CRY. MAKE 'EM WAIT".

          Dla sympatyków indie-popowych uniesień: VALERIA STOICA – "GO OUTSIDE AND HUG A TREE".  

          Dla poszukujących subtelnych i łagodnych emocji: TARA NOME DOYLE – "EKKO".  
           
           
          I oczywiście na koniec zapraszam Was do przejrzenia i przesłuchania mojej tradycyjnej playlisty, którą na bieżąco uzupełniałem przez cały miesiąc! Przypominam, że w pierwszej kolejności wyszczególniam albumy i EP-ki (maksymalnie 5 utworów z poszczególnych pozycji), a w dalszej kolejności prezentuję single, w tym te, które nie załapały się w moich powyższych wyróżnieniach, a które również są warte sprawdzenia! Wybory oczywiście skrajnie subiektywne!
           
           
           

          Sylwester Zarębski
          Podróże Muzyczne
          06.05.2025


          Polecane

          Brak komentarzy:

          Obsługiwane przez usługę Blogger.