Podróże Muzyczne relacjonują: Glass Animals, The Big Moon, EXPO XXI, Warszawa, 19.10.2024

/
0 Comments
Podróże Muzyczne relacjonują: Glass Animals, The Big Moon, Expo XXI, Warszawa, 19.10.2024
 
 
 

 Podróże Muzyczne relacjonują: Glass Animals, The Big Moon, EXPO XXI, Warszawa, 19.10.2024

 
 
 
Gdzieś w odległym Układzie Słonecznym... 

– Mayday, mayday, tu stacja kosmiczna Pineapple! Mayday, mayday! Planeta Ziemia? Stacja Expo XXI? Odbiór!

– Odbieram łącze! Tu Warszawa, stacja Expo XXI! 

– Niebiosom dzięki! Proszę o pozwolenie o wylądowanie naszego muzycznego statku z ekipą Glass Animals w hali numer 1! 

– Sprawdzam parametry... Szlag! Złe wieści koledzy... Niski tu sufit w hangarze mamy... Nie pomieścimy Was... 

– Bez obaw. Zmniejszamy rozmiar naszej konstrukcji. Odrzucamy komponenty wielkiego ekranu, zadaszenie, podesty... Przenosimy monitory zakupione z NASA, stawiamy kulę z hologramem, rozkładamy stoisko z pamiątkami...

– Wystarczy, mamy to! Wydajemy pozwolenie na soundcheck. 
 
Kilka minut później... 
 
– Na wszystkie ananasy świata! Expo XXI, czy to jakieś żarty?! Wasza hala kompletnie nie spełnia parametrów przesyłu dźwięku! Dudni pogłosem jak w studni...

– Pineapple, pokory, macie szczęście, że nie wylądowaliście w hali numer 4. Doprawdy mogło być gorzej, damy radę!

– Ostatni raz tu wylądowaliśmy. Nigdy więcej.
 
– Nie czas na dyskusje Pineapple, obserwujemy tu już wyjątkowo długą kolejkę istot żywych do odwiedzenia Waszej wizji muzycznego świata. 
 
– Zgłaszamy gotowość na ich przyjęcie! 

– Drzwi otwarte!

– Prześwietlamy emocje gości... Takiego poziomu ekscytacji na naszej trasie jeszcze nie odnotowaliśmy! A to co? Nie, to niemożliwe... 
 
– Pineapple? Co się dzieje? 

– Mamy tu dziwnego osobnika. Niejaki Ojciec Podróżnik. Autor bloga Podróże Muzyczne. Mówi coś to Wam? 

– Znamy jegomościa. Jeden z największych wariatów koncertowych na planecie Ziemia. Co z nim nie tak? 

– Nie wyczuwamy w nim euforii w oczekiwaniu na naszą gwiazdorską załogę. Na Wielki Księżyc! Jako jedyny podróżował do stolicy specjalnie dla naszych dziewczyn z supportu! Posyłamy je na scenę! 

– Przygaszamy światła!

– Prosimy o pozwolenie na zeskanowanie umysłu Ojca Podróżnika. Nasz generator AI przetworzy jego emocje w specjalny raport dla naszego Ananasowego Króla. 

– Zezwalamy. 

– Przesyłamy odczyt...


Szczera prawda jest taka, że nie pojawiłbym się w ten sobotni październikowy wieczór w warszawskim EXPO XXI, gdyby nie obecność na supporcie słuchanych i wspieranych od lat dziewczyn z The Big Moon. Wiadomo – wolałbym osobny gig w kameralnym klubie, ale i tak ogromnie cieszę się, że te sympatyczne brytyjskie artystki wreszcie do nas dotarły! Usłyszeć na żywo choćby marzycielskie "Daydreaming", krzepkie "Trouble", czy też przebojowe "Your Light" to była czysta przyjemność! A i jeszcze miło zaskoczył mnie pobudzający cover "Praise You" Fatboy Slima! Zabrakło mi tylko kompozycji "Cupid" z debiutanckiego albumu, od której rozpoczęła się moja znajomość z ich twórczością. Właściwie ten pierwszy krążek został całkowicie pominięty, ale wybrany zestaw piosenek z dwóch ostatnich płyt jak najbardziej mnie usatysfakcjonował i do mojego serducha został przelany bardzo pozytywny ładunek gitarowej energii! A momentami, gdy wokale dziewczyn łączyły się we wspólną harmonię, unosiłem się w błogi stan przyjemności. Członkinie The Big Moon pięknie prezentowały na scenie, grały z pełnym zaangażowaniem i wyczuwałem doskonałą chemię między nimi – świat po prostu potrzebuje więcej takich żeńskich indie-pop-rockowych formacji! 


– Pineapple, gratulujemy doboru supportu! Ale mamy problem na scenie!

– Proszę o wyjaśnienia.

– Brakuje nam rekwizytu...

– Już się tym zajmujemy! Posyłamy naszego technicznego z ananasem.

Minutę później...

– Expo XXI? Co to za wstrząs na Ziemi?

– Spokojnie, bez nerwów, to tylko pierwsza fala okrzyku ekstazy młodych Ziemian.

– Najświętszy Ananasie!

– Powinniśmy to przetrwać. Wasze gwiazdy gotowe?

– Dave Bayley kipi tu taką energią, że zaraz eksploduje...

– Odliczamy zatem. 3,2,1... Startujemy!

– Przełączcie nas na umysł Ojca Podróżnika!

– Robi się...
 
 
 
Przed koncertem Glass Animals nie miałem większych oczekiwań. Z twórczością tego indie-popowego brytyjskiego zespołu sympatyzowałem od lat, ale po ich zaledwie przyzwoitym i przebasowionym (kto stał bliżej sceny, ten wie) występie w 2022 roku na Open'erze trochę nabrałem do nich dystansu. We wskrzeszeniu dawnych uczuć nie pomógł tegoroczny album "I Love You So F*** Much", który nie zachwycił mnie niczym szczególnym. Szczerze obawiałem się, że Glass Animals polegną w starciu z warunkami akustycznymi hali targowej Expo XXI. Jakby od samego początku wiedziałem, że to nie jest najlepszy pomysł, by spotykać się z nimi w tym miejscu. Ale jednak... Sam nie wiem. Może to właśnie kwestia tak zaniżonych mych oczekiwań. Może aż za bardzo udzieliła mi się euforyczna atmosfera publiczności. Może po prostu padłem – jak chyba niemal wszyscy – ofiarą zaraźliwej energii wokalisty Dave'a Bayela i jego kompanów. No naprawdę bawiłem się podczas tego koncertu przednio! Już pal licho to nagłośnienie! Nie było oczywiście idealnie. Dudniącego, metalicznego pogłosu hali targowej nie udało się zniwelować, ale na szczęście w miarę udało się uniknąć dźwiękowej papki. Tylko momentami dźwiękowiec przesadzał z przekręcaniem gałek od poziomu głośności, jak choćby w trakcie przepotężnego "Tokyo Drifting", podczas którego pożałowałem, że nie zabrałem ze sobą stoperów. A i jeśli czasami wokal Dave'a gdzieś za bardzo niknął w niezrozumieniu, to już publika za niego chóralnie dośpiewywała wersy kolejnych piosenek. Większy niesmak sprawiła mi okrojona scenografia o tylny ekran i podwieszane elementy nad sceną. Koniec końców przemawiała muzyka, ale jednak przecież zapłaciliśmy za bilety mniej więcej tyle samo, co na zachodzie, a otrzymaliśmy tylko przedsmak pełnoprawnego show. Co prawda obecne elementy ich oprawy utrzymanej w kosmicznym stylu, w tym ekrany rodem z centrum dowodzenia Nasa i hologramy wyświetlane na futurystycznej kuli, cieszyły oko, ale jeśli ktoś wcześniej widział zdjęcia i filmiki z ich trasy, to mógł czuć się nieco oszukany. Zostawmy to jednak już na boku. 
 
Glass Animals na szczęście nie zawiedli w tym najważniejszym elemencie, czyli wywołaniu tanecznej euforii. Już podczas pierwszych dwóch przebojowych piosenek "Life Itself" oraz "Your Love (Déjà Vu)" przez publiczność przetoczyła się fala elektryzującej energii! I właściwie już do samego końca intensywność zabawy utrzymywała się na poziomie, który zdołałby zasilić start kosmicznej rakiety. Tempo właściwie zwolniło tylko raz, podczas rozczulającej, utrzymanej w balladowym tempie, zagranej akustycznie piosence "Lost in the Ocean" z  "I Love You So F*** Much". No aż chciało się przytulać sąsiadujące osoby lub przyjaciół. Poza jednak tym jednym wyjątkiem, szaleństwo goniło szaleństwo. I tu muszę przyznać, że premierowe kompozycje wypadły bardzo zacnie i świetnie komponowały się ze starszym materiałem. Odkryciem dla mnie był przede wszystkim kawałek "On the Run", który na żywo wymiatał i rzucił wyzwanie mojej kondycji. Ale i pozostałe numery, na czele z singlowymi "Creatures in Heaven", "A Tear in Space (Airlock)" oraz "Show Pony" chwytały na żywo. Oczywiście gorącą atmosferę podbijały kompozycje ze starszych płyt, ze szczególnym wskazaniem na reprezentantów z przełomowego w karierze Glass Animals "Dreamland". Tak, tak, nie zabrakło viralowego hitu "Heat Waves", który w niemalże epicki sposób zakończył ten koncert. Nie mogło się obejść również bez piosenki "Gooey" z debiutanckiej "Zaby", która została wyśpiewana przez Dave'a na tyłach publiczności. Szalony to człowiek. Tryskał nam przez cały wieczór niespożytą energią i szczerze cieszył się w odpowiedzi na nasze zaangażowanie w ten koncert. A ono też zasługuje na osobne podkreślenie. Nie zabrakło choćby zorganizowanej akcji koncertowej w prostej formie odpalenia latarek w telefonach z nałożonymi papierowymi gwiazdkami w trakcie "A Tear in Space (Airlock)". Dave'a rozbawiła tekturowa makieta człowieka poskładana z jego kilkukrotnie skopiowanej twarzy (odsyłam do galerii poniżej tekstu), którą aż sobie przywłaszczył na scenę. A w trakcie bisów ktoś wypuścił na wolność zielonego kosmitę, który również ostatecznie trafił do rąk Bayleya. W drogą stronę zaś powędrował obecny od początku na scenie ananas w trakcie rzecz jasna "Pork Soda". Ta wymiana energii między sceną a publiką była wprost fantastyczna! Koledzy Dave'a również w doskonałych humorach i świetnie bawili się przy swoich instrumentach, często odlatując nawet w takie taneczno-psychodeliczne flow. 
 
Panowie z Glass Animals jednak udowodnili mi, że ich koncerty to gwarancja niezobowiązującej, radosnej, wręcz kosmicznie dobrej zabawy! Warunki nie były idealne, ale może za trzecim podejściem wszystko zagra tak, jak powinno. Bo szczerze, jak tego wyjazdu do stolicy bez obecności The Big Moon nie rozważałbym, tak teraz nabrałem ochoty na bezwarunkowe kolejne spotkanie z Dave'em i jego kompanami  w przyszłości. 
 
 
– Expo XXI? Słyszymy się? Odbiór!

– Halo? Halo? Sygnał słaby, ale słyszymy Was Pineapple. Ognista atmosfera nieomal przepaliła nam łącza, ale przetrwaliśmy to! 

– Dzięki za gościnę, zwijamy się i odlatujemy do stacji Berlin! Powodzenia w ogarnięciu kolejek do szatni! Z ananasowym pozdrowieniem! Bez odbioru!



PS Pozdrawiam Podróżującą Agę, Justynę i Marysię! Dzięki za wspólne harce pod sceną!



 

 

 
 
 
Sylwester Zarębski 
Podróże Muzyczne
28.10.2024


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.