PM relacjonują: Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

/
0 Comments
Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019


Florence And The Machine w Łodzi, Atlas Arena, 15.03.2019



Muszę przyznać, że podróżowałem do Łodzi wyjątkowo bez większego napięcia emocjonalnego. Bardziej czekałem i cieszyłem się na myśl o spotkaniu z Podróżującymi Przyjaciółmi, niż na koncerty Florence And The Machine i Young Fathers, które traktowałem jako miły dodatek. Oczywiście, miałem pewne oczekiwania względem Florence i właściwie po cichu liczyłem na podobne, niesamowite doznania, które doświadczyłem w roku 2015. Czułem jednak, że nie będzie o to łatwo i już na wstępie stawiam sprawę jasno: Florence poprzedniego koncertu w Altas Arenie nie przebiła. Nie potrafię dokładnie wyjaśnić przyczyn tego stanu. Cztery lata temu wydarzyło się coś zupełnie magicznego, coś czego do dziś nie potrafię wyjaśnić. Jakaś niesamowita, pozaziemska energia skumulowała się wtedy w hali i porwała wszystkich, włącznie z Florence, do szaleństwa. Tegoroczny koncert miał jakby trochę inny odcień, ale zarazem po raz kolejny potwierdził, że osobne występy Florence mają więcej do zaoferowania niż te festiwalowe.  I mówię to, mając za sobą bagaż doświadczenia w postaci dwóch festiwalowych występów Flo w Polsce.

Na czym polegał ten "inny odcień"? Przede wszystkim mam tu na myśli, przeważające w setliście piosenki z nowego albumu "High As Hope", których ładunek emocjonalny jest bardziej osobisty i w większości przypadków stonowany, dojrzalszy. I naturalnie przełożyło się to na odbiór całego koncertu. Odniosłem wrażenie, że Florence już od, rozpoczynającego koncert, "June" (z tą piękną frazą: "Hold onto each other") uderzyła w te bardziej refleksyjne struny naszych wnętrz. Kolejno takie utwory jak "Beetwen Too Lungs", "South London Forever" (przed wykonaniem Flo dała wyraz swojej miłości do południowego Londynu i w pośrednich słowach skrytykowała Brexit), "Patricia" (z dedykacją dla Patti Smith), "Sky Full Of Song", "100 Years" i wspaniałe, potężne "Big God" (popis niesamowitego wokalu Florence) - trafiały w odpowiednie, refleksyjne akordy. 

Oczywiście nie zabrakło też momentów czystej euforii. Z dziką radością wykrzyczałem "And it's Friday night and it's kicking in" podczas "Hunger"! Wyskakałem "Dog Days Over" (w trakcie Flo, w iście brytyjskim stylu,  poprosiła o schowanie telefonów - całkiem słusznie, bo przy takim utworze warto dać się ponieść chwili ekscytacji), "Queen Of Peace" i "Ship To Wreck". A podstawowy set zakończył się mocnym przytupem! Florence wykonując "Delilah"  przebiegła pół hali w stronę wysepki dźwiękowców, zaskakując publiczność swoim odważnym wejściem w tłum (stały element tej trasy, ale to miły ukłon dla osób z biletami na płytę). Następne w kolejności, rewelacyjne "What Kind of Man" wykonała już w bliskim kontakcie z pierwszymi rzędami. Ale najbardziej kozackim utworem na żywo okazała się ta najświeższa kompozycja, czyli "Moderation". Burtonowski klimat tego utworu jest przegenialny!

Nie do końca jednak przekonał mnie finał w postaci "Shake It Out". Właściwie nigdy do końca nie potrafiłem zrozumieć fenomenu tego utworu i na żywo zabrakło mi w tym przypadku, nazwijmy to po imieniu, pierdolnięcia. Wolałbym w tym miejscu,  choćby wzorem z roku 2015, "Drumming Song".

Setlista na papierze (mam ten zły zwyczaj sprawdzania przed) nie wyglądała dla mnie imponująco. Na żywo jednak niemal wszystkie utwory dla mnie się obroniły. A szczególnie miałem obawy o nowości, ale okazało się, że one mają w sobie emocjonalną moc, która w wolnej przestrzeni uwolniła się ze zdwojoną siłą. Można narzekać, że zabrakło kilku dotąd sztandarowych utworów, ale trzeba też zrozumieć, że dyskografia Florence rośnie, a i nie po to wydawała nową płytę, by ją ogrywać tylko w domowym zaciszu.

Przejdźmy jednak do tych elementów, które tworzą istotną różnicę między osobnymi, a festiwalowymi koncertami Florence. 

Po pierwsze - produkcja koncertu. Nie w takim sensie, że bardziej widowiskowa, bo Florence raczej szuka prostych środków, które jednak wywołują bardzo pozytywne wrażenie. Tym razem postawiono na stworzenie poczucia, że zespół występuje w zbudowanym z drewna amfiteatrze - wyglądało to pięknie! A prawdziwym "ficzerem" były rozwijające się nad sceną rzędy ogromnych płacht. Z mojej perspektywy (Golden Circle, blisko barierek) nie mogłem tego objąć w całości, więc celuję, że ten efekt był w oczach osób oddalonych od sceny jeszcze efektowniejszy. Zaskakującym pomysłem okazało się wolno spadające konfetti podczas "Big God" - wywołało to chyba taki efekt mimowolnego spojrzenia w górę, jakby w poszukiwaniu... Boga? No nie wiem czy stał za tym taki zamiar, ale tak to odczułem. Fajny pomysł!  

Nie sposób nie wspomnieć o fantastycznych polskich fanach i spektakularnych akcjach przygotowanych przez oficjalny fanklub - Florence + The Machine Fan Club PL. Tak jak nasi niesamowici kibice sportów wszelakich, tak fani Florence budują niesamowitą atmosferę każdego koncertu w Polsce. Wianki i tony brokatu to już nieodłączny widok przy jej przyjazdach do Polski (sam jednak nie zaliczam się do "wiankowców" i "brokatowców"). Kolejkowanie od samego rana? Co się dla swojej ukochanej artystki nie robi (ukłony i mój pełen podziw dla Podróżującej Wiktorii)! Dobra zabawa pod sceną? No ba, co za głupie pytanie! Pochwalam również za atmosferę na Goldenie. Szczerze mówiąc, obawiałem się, że będzie tam trochę przepychanek, będzie ciasno, każdy gdzieś będzie szukał drogi, by być bliżej sceny, a nadzwyczaj było spokojnie, luźno, miałem sporo miejsca do tańczenia - miłe zaskoczenie. Ale przejdźmy do tej najistotniejszej sprawy. Akcje koncertowe! Na każdą wizytę Florence nasz Fan Club przygotowuje nowe atrakcje, które niosą ze sobą jakieś większe znaczenia. Podczas "Cosmic Love" cała Atlas Arena na chwilę stała się wielkim gwiazdozbiorem mieniącym się kolorami tęczy (efekt kolorowych nakładek na latarki w telefonach) - wyglądało to obłędnie i niemal tak cudowanie jak xylobandy na koncertach Coldplay. Efekt wywołał szczere zaskoczenie na twarzy Florence, bo ona sama przed utworem prosiła o zapalenie świateł w telefonach i... momentalnie ujrzała przed sobą całą halę wypełnioną kolorowymi światłami, czego nie mogła się spodziewać. A już na na kolejnej kompozycji ("100 Years") fani wyciągnęli papierowe woreczki, które nałożyli na telefony, tworząc ocean lampionów - kolejny piękny efekt. Niestety, z tą drugą akcją wiążę się też dość kontrowersyjna sytuacja. Tuż po zakończeniu utworu, w momencie ciszy, ktoś z tyłu sali nadmuchał worek i "wystrzelił". Pojawił się efekt domina i strzał za strzałem... Przez chwilę zmroziło mi to krew w żyłach. Strach przez moment zagościł również na twarzach zespołu, a ochroniarze pewnie nieomal dostali zawału... W obliczu wielu smutnych wydarzeń, które w ostatnim czasie zdarzały się na koncertach, ta zabawa niekoniecznie była dobrym pomysłem. Tyle oficjalnych zaskoczeń, ale jeszcze chwilę wcześniej na "Moderation" pojawiła się akcja zrodzona z dość spontanicznego pomysłu. Publiczność uniosła w górę kartki z różnymi wariacjami słownymi, które kończyły na  "-ation". Mnogość przeróżnych, często zabawnych kombinacji wywołała u Florence szczery śmiech, który nie potrafiła przez dłuższą chwilę powstrzymać. Wydaje się, że nieoczekiwanie to na tę akcję zareagowała najbardziej żywiołowo, ale myślę, że jej serce też zabiło mocniej przy tych wcześniej wspomnianych niespodziankach. Później zresztą zostały one mocno wyakcentowane na social mediach. Nadal jednak twierdzę, że akcja z balonami z roku 2015 była "the best" i nie została przebita. Mimo wszystko, naprawdę trzeba docenić wkład (także pewnie ten finansowy), wysiłek, pomysłowość i zaangażowanie osób tworzących  Florence + The Machine Fan Club PL. Śmiem twierdzić, że to jeden z najlepiej zorganizowanych muzycznych fanklubów na świecie!

Jeszcze słówko o głównej bohaterce tego wieczoru. Florence trochę tego dnia wydawała się nieco zachowawcza jeśli chodzi o interakcję słowną. Nadal jednak czarowała swoim zjawiskowym tańcem, wydobywała z siebie pokłady nieskończonej energii, uwodziła nas prostymi gestami - to artystka kompletna. Może w jej zachowaniu jest nieco przesadnej teatralności, ale jakoś mi to szczególnie nie przeszkadza. Myślę, że Flo jest na dobrej drodze, by kiedyś stać się prawdziwą ikoną muzyki.

Florence Welch nie tylko kapitalnie śpiewa i pięknie tańczy, ale posiada również fantastyczny, szeroko otwarty gust muzyczny. Dzięki temu zaprasza na trasy bardzo dobrych, ciekawych, obiecujących artystów, ale wiąże się z tym też mały problem. Często supporty nie trafiają w średni gust fanów jej muzyki. Tak było w przypadku Palma Violets cztery lata temu i tak też wyglądało w przypadku Young Fathers. Na wielu twarzach widziałem pewną konsternację, choć nie brakowało pojedynczych osób, które poczuły i wpuściły do środka tę dziką, plemienną muzę. Bo w energii jaka płynie ze sceny od Young Fathers jest pierwiastek czystego szaleństwa. I tej mocy, pomimo nawet braku jednego z członków, w Łodzi nie brakowało. No, może troszeczkę przydałoby się lepsze nagłośnienie, ale zdaję sobie sprawę, że to w ich przypadku nie jest łatwym zadaniem. Nie doznałem podczas tego 40-minutowego występu tak silnych emocji jak na Open'erze, gdzie z miejsca wpadłem w sidła tej muzy, ale doceniam klasę ich niełatwej w opisie twórczości. To trzeba zobaczyć na własne oczy (a fragmenty znajdziecie na moim Instagramie)! I czas chyba, by kolejna wizyta Young Fathers w naszym kraju związana była z osobnym koncertem w mniejszym obiekcie.

Pora na, nieomal już tradycyjne, podziękowania i pozdrowienia dla całej Ekipy Podróżujących! A tym razem spotkaliśmy się w naprawdę licznym gronie! Patryk, Kamila, Wiktoria, Edyta, Kaja, Justyna - dzięki za wspólnie spędzony czas, rozmowy, herbatki/kawki, piwka, śniadanko i wszystkie przygody! Pozdrawiam również pozostałych Podróżujących, których nieoczekiwanie spotkałem w Łodzi! A już wyjątkowo ściskam Justynę za wspólną zabawę ramię w ramię pod sceną i wspieranie mojego projektu od dobrych 3 lat! Wspaniała historia, bowiem ta muzyczna przyjaźń narodziła się... dosłownie w pociągu tuż po poprzednim, genialnym koncercie Florence w Łodzi z 2015 roku! Od tamtej pory przeżyliśmy wiele pięknych, wspólnych Podróży i znów Florence symbolicznie nas połączyła w Łodzi! Do następnego, Podróżujący Przyjaciele!

Podróż Muzyczną do Łodzi mogę skwitować stwierdzeniem, że dostarczyła mi szalenie dużo pozytywnych... vibration! I o to chodzi! Podróżujmy Muzycznie Razem!


Poniżej dorzucam oczywiście foty i filmik z fragmentami koncertu Florence!





Young Fathers, Łódź, 15.03.2019

Young Fathers, Łódź, 15.03.2019

Young Fathers, Łódź, 15.03.2019

Young Fathers, Łódź, 15.03.2019

Young Fathers, Łódź, 15.03.2019

Young Fathers, Łódź, 15.03.2019

Young Fathers, Łódź, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019


Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019

Florence And The Machine w Łodzi, 15.03.2019




I jeszcze na dokładkę instagramowe posty z Łodzi od Florence And The Machine! Ten drugi z Podróżującymi w roli głównej ;)





Post udostępniony przez Florence + The Machine (@florenceandthemachine)


 
Sylwester Zarębski
PM
29.03.2019


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.