PM recenzują: Julien Baker – Little Oblivions

/
0 Comments

 

JULIEN BAKER – "LITTLE OBLIVIONS"



W swojej twórczości Julien Baker, 25-letnia singer-songwriterka z Tennesse, eksploruje tematy związane z wszelkiego rodzajami bólu. Jest artystką, która potrafi znaleźć drogę do najbardziej ukrytych jam w sercach wrażliwych słuchaczy. Na swoich poprzednich albumach czyniła to w sposób bardzo surowy i dyskretny. Właściwie zakradała się, a jej muzyka była głuchym trzaskiem drewnianej podłogi, po której delikatnie stąpała na palcach. Miękkie, minimalistyczne pejzaże dźwiękowe gitary akustycznej, elektrycznej, okazjonalnym fortepianem uwydatniały jej niesamowity wokal i szczere, łamiące serducho opowieści. Znokautowała mnie emocjonalnie swoim drugim krążkiem "Turn Out the Lights" (2017). Kontynuowała na nim, zapoczątkowane na debiutanckim "Sprained Ankle", obnażanie swoich demonów, ale w samej końcówce sugerowała odnalezienie nadziei i równowagi. Zachwyciła krytyków i fanów, umocniła swoją pozycję utalentowanej singer-songwriterki młodego pokolenia, intensywnie koncertowała, nagrała znakomitą EP-kę "boygenius" z Phoebe Bridgers i Lucy Dacus i… znów znalazła się na zakręcie. W 2019 powróciła do alkoholowego nałogu, musiała przerwać trasę koncertową, wróciła do rodzinnego miasta, dokończyła ostatni semestr na studiach i po raz trzeci postanowiła zagłębić się w swoją duszę. Tym razem postanowiła jednak pójść o krok dalej i otworzyć drzwi na szerokopasmowe instrumentarium. I to była bardzo dobra decyzja! Wprowadzenie do swojego świata perkusji, syntezatorów, trzaskających gitar, linii basowej pozwoliło jej uzyskać cięższe, wręcz rockowe brzmienie i jeszcze bardziej wzmocnić emocje zawarte w tekstach. Sięga niemal korzeni stylistyki pop-punku i emo. Te dramatyczne instrumentalne akcenty połączone z jej niezagłuszonym wokalem i charakterystycznymi, katarktycznymi pseudokrzykami nadają jej twórczości zupełnie nową jakość.

Przyznam się, że chyba jednak ciut bardziej cenię sobie Julien w oszczędniejszym wydaniu, ale doceniam kunszt, z jakim poskładała w całość tę instrumentalną mozaikę. Dokonała przy tym wręcz czegoś niemożliwego, ponieważ te masywne dźwięki wciąż brzmią jakby były jej osobistym szeptem. Zresztą nie porzuciła ostatecznie swojej charakterystycznej delikatności, której ślady pozostały w oszczędnych i pięknych trzech kompozycjach: "Crying Wolf", "Song in E", "Ziptie". A skoro o subtelnościach mowa, to nie można pominąć urzekających harmonii wokalnych w "Favor", które użyczają oczywiście jej przyjaciółki z boygenius: Phoebe i Lucy.

Strona muzyczna "Little Oblivions" jest warta pochwał, ale kluczem do piękna tego albumu są przede wszystkim teksty! Julien dalej porusza tematy związane z uzależnieniem, depresją, toksycznymi związkami, bagażem nastoletnich doświadczeń, religijnością (Julien jest chrześcijanką i lesbijką). Zagłębia się w swoją psychikę i wydobywa na powierzchnię problemy, które otaczają jej życie, niczym ten podstępnie czyhający wilk, widniejący na okładce trzeciego albumu. Baker zadaje nieskończoną ilość pytań o sens życia i szuka sposobów na bezbolesne przeskakiwanie kłód nieustannie rzucanych pod nogi przez los. Zdaje jednak sobie sprawę, że nie ma prostych odpowiedzi. Te autodestrukcyjne opowieści są pewnym procesem godzenia się ze współistnieniem bólu i nadziei. W jej tekstach są momenty, które chwytają za gardło. Przykłady? I'll wrap Orion's belt around my neck / And kick the chair out – mroczny obraz składanej przysięgi samobójstwa w "Heatwave". Na długo zostanie ze mną także prowokacyjny refren finałowego "Ziptie": Good God, when're you gonna call it off / Climb down off the cross and change your mind?. Celny jest również wers uwypuklony na okładce albumu: There's no glory in love / Only the gore of our hearts ("Bloodshot"). Tak naprawdę można spędzić godziny na analizie lirycznej poszczególnych utworów. Julien jest niesamowitą tekściarką i wiarygodnym głosem swojego pokolenia! Zastanawiam się, czy "Little Oblivions" rozbłyśnie w tym roku tak jak "Punisher" Phoebe Bridgers w zeszłym? Mam pewną wątpliwość, która wynika z faktu, że dzieło Baker jest mniej komfortowe, ponure, wręcz kaleczące serce. Ale jest to bez wątpienia dzieło z przebłyskami wybitności. Dewastująca, ale wspaniała i satysfakcjonująca płyta!  
 

9/10

 
 
 
 
 

 
 
 
 
Sylwester Zarębski
PM
28.02.2021


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.