AKTUALNIE W GŁOŚNIKACH: STYCZEŃ 2022

/
0 Comments
AKTUALNIE W GŁOŚNIKACH: STYCZEŃ 2022


Muzyczny rok 2021 podsumowany, a premiery styczniowe już za nami. Czas zatem na pierwszą odsłonę tradycyjnego cyklu Aktualnie w Głośnikach. Przypominam, że w tych regularnych tekstach subiektywnie wybieram najlepsze albumy, debiuty, EP-ki (tudzież minialbumy), single z danego miesiąca. Przedstawiam również krótkie sprawozdanie z moich działań na blogu, z koncertowych podróży, przedstawiam wybrane ogłoszenia koncertowe i jeśli jeszcze jakieś inne wydarzenie muzyczne według mnie zasługuję na wzmiankę, to ona się tu pojawia. Na zakończenie przedstawiam dodatkowe polecenia muzyczne oraz dołączam moją tradycyjną playlistę ze Spotify z wszystkimi albumami i singlami, które gościły w ostatnich tygodniach w moich głośnikach. Zmian zatem względem poprzedniego roku nie ma, aczkolwiek nad jedną nowością się zastanawiam, lecz nie chcę póki co nic obiecywać. Od razu też postawię sprawę jasno: nie ma takiej możliwości, bym zdołał przesłuchać w danym miesiącu wszystkie wydawane i polecane albumy. Staram się słuchać jak najwięcej, ale też podchodzę do tego zdroworozsądkowo. Niemniej mam nadzieję, że moje wybory będą zawsze dla Was interesujące i inspirujące. Myślę, że zestaw styczniowych muzycznych nowości taki właśnie jest. Znajdziecie tu premiery mniej lub bardziej znanych zespołów, które wyczekiwałem (i które w większości nie zawiodły) oraz płyty/single artystów, których sam dopiero odkryłem. Jeśli te pierwsze tygodnie potraktować jako wyznacznik całego roku, to czeka nas rok bardzo hojny i obfity w znakomite muzyczne emocje! Nie przedłużam już tego wstępu! Zapraszam do lektury i odsłuchów! 

 

ALBUMY


AURORA – "THE GODS WE CAN TOUCH"  

Utalentowanego iluzjonistę poznajemy po tym, że każda jego kolejna sztuczka jest coraz bardziej zadziwiająca i imponująca. Od momentu debiutanckiego krążka "All My Demons Greetings Me As A Friend" norweska piosenkarka Aurora Aksnes jawi się nam jako właśnie taka niezwykła muzyczna iluzjonistka, która z płyty na płytę podnosi poziom swoich dźwięcznych czarów. 
 
Jej czwarte dzieło jest intrygujące, nowoczesne, a może nawet nieco futurystyczne, ale zakorzenione w bardzo odległej przeszłości, która nieustannie inspiruje kolejnych artystów. Otóż za każdą z 15 kompozycji stoi inspiracja konkretnym bogiem z mitologii greckiej. Ale to tylko punkt wyjścia do zejścia na Ziemię i spojrzenia na różne odcienie człowieczeństwa. Wszystkie te opowieści osadzone są w splocie skandynawskiej muzyki folkowej i alternatywnego popu. Efektem są przepiękne, eteryczne melodie, które brzmią tak, jakby stanowiły idealny soundtrack dla mitycznych postaci z Olimpu. Rozpiętość muzycznych doznań jest wręcz oszałamiająca. Podczas 50 minut przewijają się tu nowoczesne, wręcz klubowe, syntezatorowo-basowe utwory, uderzające czasami w nieco mroczne tony, z drugiej strony nie brakuje też delikatnych, romantycznych ballad (cudowne "Exist for Love"!), ukłonów stronę ejtisowego brzmienia (przebojowe "A Temporary High"), epickich, teatralno-orkiestrowych form, a także choćby całkowitych zaskoczeń w postaci akordeonowej solówki w kompozycji "Artemis", czy też gościnnego udziału francuskiej piosenkarki Pomme w "Everything Matters". Tak naprawdę doszukiwanie się w "The Gods We Can Touch" różnych muzycznych wpływów i odniesień to zadanie na kilka dobrych godzin. Ten muzyczny, kolorowy witraż spaja w jedno swoim anielskim wokalem Aurora. Zakres jej możliwości zdaje się wykraczać poza możliwości zwykłego śmiertelnika! Niewątpliwie jest jedną z najbardziej uzdolnionych i fascynujących wokalistek współczesnego, eklektycznego, alternatywnego popu! I potwierdza to na swoim najnowszym, wielowymiarowym, wciągającym dziele. Nie wiem, czy najlepszym w jej dorobku, ale na pewno wciąż wspaniale wypełnionym po brzegi jej jedyną w swoim rodzaju magią!  
 
 



        THE LUMINEERS – "BRIGHTSIDE"

        Brightside to czwarta płyta popularnego amerykańskiego folk-rockowego zespołu The Lumineers. Założyciele tej grupy, czyli gitarzysta i  wokalista Wesleya Schultz oraz multiinstrumentalista Jeremiah Fraites, reklamują swoje nowe dzieło, jako najlepsze, które do tej pory stworzyli, ale… Przyznam się od razu otwarcie, że nie do końca podzielam ich zdanie, co nie znaczy, że jest to album słaby. Wręcz przeciwnie, uważam, że można przy nim spędzić bardzo przyjemny czas, a dla fanów tej grupy nowe kompozycje będą miłą odmianą. Mamy tu bowiem do czynienia z odejściem od konceptualności poprzednich dwóch płyt: "Cleopatry" i zwłaszcza "III", która była trzyaktową mroczną opowieścią o życiu w rodzinie walczącej z uzależnieniami od nałogów bądź byciu współuzależnionym. "Brightside" nie jest jednak też do końca powrotem do melodyjnych lekkich przebojów z ukrytym drugim dnem pokroju "Hey Ho" z imiennego debiutu, który notabene w tym roku będzie świętował dziesięciolecie. Otóż żadna z 9 kompozycji (w tym reprise tytułowego utworu), składających się na zaledwie 30-minutowy materiał, nie ma w sobie potencjału mainstreamowego. Mamy za to bardzo uduchowione, głęboko emocjonalne, uniwersalne, odrębne wycinki ukazujące zwykłe, proste, życiowe chwile, które w okresie pandemii doceniamy jakby bardziej niż wcześniej. Swoją liryczną szczerością The Luminners udało się wydobyć z nowych dźwięków esencję i radość życia.

        Muzycznie nieustannie pozostają wierni tradycjom amerykańskiego folku. Odniosłem też wrażenie, że to materiał bardzo oszczędny w środki, nieco surowy, ale dzięki temu w wielu momentach na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się bardzo charakterystyczny, chropowaty wokal Weasleya Schultza, który niewątpliwie, obok opowiadanych historii i zdolności do konstrukcji zręcznych melodii, jest siłą nośną ich twórczości. Z pewnością nie jest to ich najambitniejsze dzieło, ani takie, które przyniesie stadionowe hymny,  ale z drugiej strony ten muzyczny reset z ich strony jest bardzo szczery i faktycznie bije z niego podkreślana w materiałach prasowych spontaniczność i radość, podbudowana wciąż znakomitą dynamiką i więzią między Weasleyem a Jeremiahem.

        Obok wcześniej opublikowanych i świetnie wyselekcjonowanych singli największe wrażenie z tego albumu wywarła na mnie kompozycja "Never Really Mine" – surowy, nieśpieszny folk-rockowy banger, który w połowie opiera się wyłącznie na rytmicznej gitarze elektrycznej, dopiero w drugiej fazie dramaturgię buduje stopniowo pojawiająca się perkusja, a wokal Weasleya finalnie przechodzi w katarktyczny stan. Mam nadzieję, że ten kawałek zagości w koncertowej setliście, bo wyczuwam tu spory potencjał!
         
         
         
         


        ANAЇS MITCHELL – "ANAÏS MITCHELL"

        Przyznaję się szczerze, że po raz pierwszy czarowny wokal Anaïs Mitchell usłyszałem dopiero przy okazji zeszłorocznej płyty projektu Big Red Machine. Mogę chyba być w tym aspekcie usprawiedliwiony, bo ta amerykańska piosenkarka ostatnią dekadę poświęciła produkcji broadwayowskiego musicalu "Hadestown", który powstał na podstawie jej koncept albumu z 2010 roku opartego na greckich mitach. Co zatem skłoniło ją do muzycznego powrotu i skomponowania swojego siódmego albumu? Otóż na początku pandemii zdecydowała się z rodziną przeprowadzić z Brooklynu do dawnego domu swoich dziadków na farmie w Vermont. Powrót do miejsca znanego z dzieciństwa i okresu dorastania wzbudził u Mitchell przypływ nostalgicznych emocji i refleksji, które postanowiła przeistoczyć w – jak zresztą wskazuje imienny tytuł albumu – bardzo osobiste piosenki. Choć dominują tu jej spojrzenia w przeszłość, to nie unika także szczerych rozważań na temat dojrzewania i ciągle niezaspokojonych pragnień. Jej przyziemne opowieści są iście czarujące i cudownie osadzone w falujących melodiach o ciepłym, łagodnym, folkowym posmaku, okraszonym smugami elektronicznej subtelności, delikatną perkusją, akustyczną gitarą, fortepianem, czy choćby okazjonalną solówką na saksofonie. I na tym tle wokal Mitchell wybrzmiewa olśniewająco! Ten 32-minutowy jest bardzo przekonujący w swojej formie i przekazie. Przy tak wspaniale napisanych piosenkach jak "Brooklyn Bridge", "Bright Star", "On Your Way (Felix Song), czy "Real World" sam wpadłem w głęboką zadumę, a świat wokół mnie na chwilę magicznie spowolnił.  

        Cieszę się, że zaufałem pochlebnym recenzjom krytyków muzycznych i odkryłem twórczość tej wspaniałej artystki.
           
         



        IMARHAN – "ABOOGI"

        Algorytm Facebooka podsunął mi w ostatnich dniach stycznia recenzję albumu "Aboogi" portalu Uncut. Niemalże przescrollowałbym ten post, gdyby nie dwa kluczowe słowa: tuareg rockers! Od razu poczułem się zaintrygowany, bo w ostatnich dwóch latach zachwycałem się rockowymi przebojami malijskiej formacji Songhoy Blues oraz solówkami Jimiego Hendrixa Sahary, czyli Mdou Moctara. I już mogę stwierdzić, że w tym roku do moich afrykańskich odkryć dołącza algierski kwintet Imarhan ze swoim trzecim albumem w dorobku. Już od pierwszej, zachwycającej kompozycji "Achinkad" wiedziałem, że spędzę z "Aboogi" cudowne i inspirujące kilkadziesiąt minut! Ten utwór otwiera zręcznie prowadzona akustyczna gitara, rytmiczne uderzenia w bębny ręczne, po czym dołącza do nich z delikatnym, smutnym wokalem lider zespołu  Iyad Moussa Ben Abderahmane (aka Sadam). Po kilku chwilach dołączają do niego chóralne śpiewy, rytm zostaje podbity rytualnym klaskaniem w dłonie, a po sekundowej pauzie wkracza solówka na elektrycznej gitarze i pustynne okrzyki... WOW! Forma budowania napięcia w tym kawałku i jego przestrzenność powaliły mnie! I nie przeszkodziła w tym nieznajomość tekstu, bowiem emocje są tu wyśpiewane w bardzo uniwersalny sposób. Nietrudno się domyślić, że to muzyczny hołd dla społeczeństwa Tuaregów, ich historii naznaczonej bólem i krzywdami wyrządzonymi przez kolonializm oraz współczesnej walki z biedą i o lepszą przyszłość dla następnych pokoleń. Muzycznie? Wspomniany pierwszy utwór definiuje właściwie całą zawartość albumu i przy okazji stawia wysoką poprzeczkę. Nawet jeśli nie udaje się jej przeskoczyć (choć w kilku momentach jest porównywalnie dobrze), to wszystkie kompozycje są niezwykle przystępne, dużo w nich przepięknych, saharyjskich bluesowych pejzaży, wszechobecnego klaskania w dłonie, rytmicznych bębnów, chóralnych przyśpiewów, a ozdobą są gościnne wokale lokalnych artystów i artystek. Ta muzyczna strona przybiera formę wyciągniętej ręki do słuchacza i zaprasza do wspólnego przeżywania rozmaitych emocji: od radości życia do bólu przetrwania. Wręcz chciałoby się przenieść na pustynne pustkowie, czerpać za dnia naturalną energię ze słońca, a wieczorem zasiąść z Tuaregami przy ognisku i wspólnie muzykować! 
         
        Nie wiem jeszcze, czy w kolejnych miesiącach będę często powracał do tego albumu, ale na pewno zostanie długo w mej pamięci, nie tylko za sprawą niezwykłego łączenia muzyki rockowej z afrykańskim folklorem, ale także dlatego, że kończyłem przy nim czytać pierwszy tom "Diuny" Franka Herberta. Idealny klimat do tej wspaniałej lektury!     




        THE WOMBATS – "FIX YOURSELF, NOT THE WORLD"

        Solidna porcja brytyjskiego indie-rocka z chwytliwymi melodiami o niemalże popowym blasku! Zespół z Liverpoolu zachwyca dopracowanymi kompozycjami, chwytliwymi refrenami i psychologicznymi tekstami zderzonymi z alt-rockową energią. 
         



        THE SHERLOCKS – "WORLD I UNDERSTAND"

        Można zarzucać chłopakom z The Sherlock pewną kompozycyjną powtarzalność, brak pewnej wyrazistości, charyzmy, ale ja mam do nich wyjątkową słabość. Nie da im się odmówić grania prosto z serducha. I to przekłada się na ładunek gitarowych emocji, które momentami naprawdę porywają. Absolutnie nie ma w tym nic nowatorskiego, ten album nie wywinduje ich na wyższe linijki plakatów angielskich festiwali, a jednak myślę, że fanom gitarowego, brytyjskiego indie-rocka wpadnie w ucho!




        WILLE AND THE BANDITS – "WHEN THE WORLD STOOD STILL"

        Zwracam również uwagę na nieco mniej oczywistą pozycję, a mianowicie nowy album brytyjskiej grupy Wille and the Bandits. "When The World Stood Still" to solidna dawka blues-rockowych emocji! Od tych kumulujących w sobie energię letniej burzy, po te sprawiające, że dusza unosi się na niebiańskich obłokach! I do tego ten niesamowity wokal Wille'ego Edwardsa! Od razu przypomniałem sobie ich kapitalny koncert w toruńskiej Od Nowie z 2018 roku!


         ➖ ➖ 
         

        DEBIUTY


        YARD ACT – "THE OVERLOAD"

        Wobec debiutu kwartetu z Leeds urosły w ostatnich miesiącach bardzo wysokie oczekiwania. Szczerze i troszkę nawet świadomie postanowiłem nie budować w sobie hype'u wokół ich twórczości, stąd właściwie nie wspominałem o nich na blogu, ale to nie oznaczało, że nie znaleźli się na moim radarze obiecujących postpunkowych bandów z Wysp. Zastosowana przeze mnie taktyka sprawiła, że ten debiut już od pierwszych sekund kapitalnego, tytułowego utworu porwał i rozradował moje muzyczne serducho! I właściwie do ostatnich dźwięków nie stwierdziłem żadnej zadyszki!

        Doprawdy renesans sceny postpunkowej w ostatnich latach jest fascynujący, a Yard Act rozpychają się łokciami w tej muzycznej materii szeroko i bezpardonowo. A właściwie to nawet nie muszą bić o miejsce w czołowym szeregu przedstawicieli nowej fali postpunku, bo ich twórczość jest na tyle świeża i wyróżniająca się (ale nie nowatorska, bo sami przyznają się do inspiracji stylem The Fall), że zapełnia jakąś niepisaną wcześniej lukę. Najprościej byłoby Yard Act umiejscowić obok debiutującej w zeszłym roku grupie Dry Cleaning. Twórczość obu zespołów opiera się na tym samym fundamencie: wkomponowaniu wokalnego monologu w żarliwe postpunkowe instrumentarium. Ale operują zupełnie przeciwnymi środkami. Florence Shaw – wokalistka Dry Cleaning – przykuwa uwagę słuchacza poetyckimi historiami zadeklamowanymi w niemalże flegmatyczny sposób, natomiast James Smith prawi celne polityczno-społeczne komentarze w sposób nader żywiołowy, błyskotliwy oraz niezwykle sarkastyczny i dowcipny, choć pod tym czarnym humorem ukrywa się również pewna nuta punkowego gniewu. Nawet jeśli będziecie mieli problemy z pełnym docenieniem wszelkich lirycznych smaczków (nie da się ukryć, że ta warstwa dość mocno ukierunkowana na brytyjskich odbiorców), to nie zawiedzie Was styl, w jakim są one podawane! Nie brakuje tu euforycznych melodii, chwytliwych refrenów, odpowiedniego tempa, ciekawych zwrotów akcji! Myślę, że nie popełnię dużego błędu, jeśli ich twórczość określę jako swego rodzaju disco postpunk! Na swój sposób porywający! Niewątpliwie jeden z debiutów tego roku!    
         
         


         

        GHOSTLY KISSES – "HAEVEN, WAIT"

        Debiutanckim krążkiem uraczyła nas kanadyjska singer-songwriterka Margaux Sauvé, czyli Ghostly Kisses! Zanurzyłem się tu głęboko w eteryczny świat marzeń tej wokalistki, wędrując między cieniem a światłem, między smutkiem a nadzieją. Ta wyrafinowana porcja dream popu, która ociera się o brzegi pulsującej elektroniki, ale często też kieruje swój bieg w stronę bardziej minimalistycznych form, podkreślanych akustyczną gitarą, fortepianem i smyczkowymi aranżacjami. Na tym tle bardzo ładnie prezentuje się stonowany, miękki, nieco mroczny wokal Sauvé – urzekający. To piękny i niezwykle klimatyczny debiut, który szczególnie powinien spodobać się fanom choćby London Grammar i Aurory!
         
         
         
         

        MONSIEUR PREMIERE – "DŁUGIE NOCE, KRÓTKIE DNI"

        Debiut wrocławskiej formacji Monsieur Premiere jest wypełniony satysfakcjonującą dawką rockowych brzmień! Dużo tu gitarowych emocji utkanych w vintage'owym stylu, odwołujących się do tradycji amerykańskiego blues-rocka, ale jednak na wskroś wszystko brzmi tu niezwykle nowocześnie i czuć, że jest zagrane z żarliwą pasją. Bardzo melodyjne kompozycje okraszone fantastycznym wokalem szybko wpadają w ucho i mają w sobie ten nieuchwytny błysk dobrej jakości. Takie rockowe granie w naszym kraju to ja szanuję i gorąco polecam!
         
         
        ➖ 

        EP-KI


        HANIA RANI – "LIVE FROM STUDIO S2"

        Wspaniała live sesja Hani Rani nagrana w Studio S2 doczekała się fizycznego wydawnictwa! Przepiękne i przearanżowane kompozycje "Hawaii Oslo", "Glass", "Leaving" oraz "Buka" zachwyciły swego czasu choćby zespół London Grammar!
         

        ➖ 

        SINGLE

         

        WARPAINT – "CHAMPION"

        Zespół Warpaint powraca! Świetna kompozycja "Champion" to zapowiedź płyty "Radiate Like This", która ukaże się 6 maja! 
         




        THE SMILE – "YOU WILL NEVER WORK IN TELEVISION AGAIN" / "THE SMOKE

        Wreszcie! The Smile podzielili się oficjalnie pierwszymi singlami! Przypominam, że mówimy tu o wyjątkowym projekcie Thoma Yorka, Jonny Greenwooda i Toma Skinnera, który światu objawił się w zeszłym roku podczas wyjątkowego livestreamu przygotowanego przez Glastonbury! Album gotowy, ale konkretnej daty premiery jeszcze nie znamy!





        NILÜFER YANYA – "MIDNIGHT SUN"

        Nilüfer Yanya z nowym singlem "Midnight Sun"! Chyba trzeba przygotować dla tej artystki miejsce w zestawie najlepszych tegorocznych płyt!  
         


         

        FONTAINES D.C. – "JACKIE DOWN THE LINE"

        Po roku przerwy Fontaines D.C. powrócą z trzecim albumem! "Skinty Fia" ukaże się 22 kwietnia! Pierwszy, bardzo zręczny singiel "Jackie Down The Line" podbił moje głośniki!
         
         



        MUSE – "WON'T STAND DOWN"

        Bomba!




        GEORGE EZRA – "ANYONE FOR YOU"

        Euforyczny "Anyone For You" zapowiada album "Gold Rush Kid", który ukaże się 10 czerwca! 




        SKUNK ANANSIE – "PIGGY"

        Powrót pełen rockowej agresji! Skin w niebywałej formie!



         

        LET'S EAT GRANDMA – "HAPPY NEW YEAR"

        Pierwszy zapętlony utwór w 2022 roku!




        ARCTIC LAKE – "BREATH"

        Oddech zachwytu!
         



        GRETEL HANLYN – "MOTORBIKE"

        W styczniu trochę zanurzyłem się w poszukiwaniach zupełnie świeżutkich dźwięków i moją uwagę szczególnie przykuła ta dziewczyna! Gretel Hänlyn to 19-letnia artystka z Londynu, która na swoim koncie ma dopiero trzysingle: "It's The Future, Baby", "Slugeye" oraz tegoroczny "Motorbike". To całkiem intrygująca kombinacja świetnego wokalu i alternatywnych inspiracji, z których Gretel wymienia między innymi twórczość Nirvany, Nicka Cave'a, Nico i The Velvet Underground. Obiecujący początek kariery i warto jej dalsze poczynania obserwować!




        HOLLY HUMBERSTONE – "LONDON IS LONELY"

        Wzruszający singiel!




        REX ORANGE COUNTY – "KEEP IT UP"

        Kciuk w górę!




        ALT-J – "HARD DRIVE GOLD"

        Alt-J w całkiem przebojowym stylu!
         




        AMBER VHS, JULIA MARCELL – "FLY ME TO THE MOON"

        Julia Marcell znudziła się Julią Marcell i stworzyła muzyczne alter ego Amber VHS oraz podjęła flirt ze wzbudzającą spore emocje w ostatnim czasie technologią NFT. Muzycznie nadal wybornie!




        STROMAE – "L'ENFER"

        Niezwykłe.




        FRANZ FERDINAND – "CURIOUS"

        Franz Ferdinand z nową kompozycję "Curious", która wzbogaci nadchodzącą kompilację ich największych przebojów!



         

        THE MYSTERINES – "DANGEROUS"

        I kolejne moje muzyczne odkrycie z początku tego roku! The Mysterines! Rockowy kwartet z Liverpoolu! Kilka dni temu do moich głośników wpadł ich jeszcze świeżutki singiel "Dangerous" i narobił niezłego szumu w głowie. Jasne, nic rewolucyjnego ten zespół nie proponuje, ale ich kombinacja soczystego szarpania w struny i głębokiego, mrocznego wokalu Lii Metcalfe ma prawo się podobać. W Wielkiej Brytanii od 2019 roku sukcesywnie zwiększają rozpoznawalność i bazę fanów, mają za sobą trasy z Royal Blood, The Amazons, Milesem Kane'em, kontrakt z Domino Recording... Pozostaje zatem uważnie obserwować ich dalszy rozwój kariery!


         
         

        NATALIA PRZYBYSZ – "ZEW"

        Natalia Przybysz ze znakomitym autorskim singlem "Zew"! Album "Zaczynam się od miłości" wypełniony w większości niezaśpiewanymi nigdy tekstami Kory ukaże się 4 marca! 



         

        JACK WHITE – "LOVE IS SELFISH"

        Jack White ze wskazówką, jak będzie brzmiał jego drugi tegoroczny album! "Entering Heaven Alive" ukaże się 22 lipca!



         

        FATHER JOHN MISTY – "FUNNY GIRL"

        Father John Misty podzielił się pierwszym singlem "Funny Girl" z płyty "Chloë and The Next 20th Century", która ukaże się 8 kwietnia!


        ➖ 

        WYDARZENIA MIESIĄCA


          TEKSTY – MUZYCZNE PODSUMOWANIE ROKU 2021
         
        Na początku stycznia opublikowałem oczywiście bardzo obszerne MUZYCZNE PODSUMOWANIE ROKU 2021! A do tego konkretnego tekstu nagrałem również PODCAST z komentarzem! Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to... no na co czekacie? Nadrabiajcie!
         
        KONCERTY
         
        Niewiele tych koncertowych możliwości było, ale udało się się zobaczyć wspaniały spektakl Kora Ralpha Kaminskiego w Toruniu!
         
           
          OGŁOSZENIA KONCERTOWE
           
          Wybrane festiwalowe newsy:
           
          Open'er Festival: Megan The Stallion, Doja Cat, Playboi Carti, The Smile, Glass Animals, Little Simz, KennyHoopla, Tove Lo, Sky Fereira, Sampa The Great, Yola!


          Wybrane pozostałe ogłoszenia:

          Fontaines D.C., Proxima, Warszawa, 13.06.2022
           
          Tom Oddel, Letnia Scena Progresji, Warszawa, 25.06.2022  
           
          Aurora, przełożona trasa na czerwiec + nowa data: A2 - Centrum Koncertowe, Wrocław, 24.06.2022
           
          Harry Styles + Wolf Alice, Tauron Arena Kraków, 18.07.2022
           
          ➖ 

          WYRÓŻNIENIA + PLAYLISTA MIESIĄCA


           
          Pozostałe interesujące wydawnictwa w telegraficznym skrócie: 
           
          Dla fanów tradycyjnego brytyjskiego rocka: Miles Kane – "Change The Show". Niestety ja troszkę się zawiodłem. Można dobrze się przy tym albumie bawić, ale ostatecznie dla mnie trochę przerost formy instrumentalnej nad treścią.
           
          Dla poszukujących rodzimego, emocjonalnego electro-popu w stylu Banks: Kiwi – "Pętla".  
           
          Dla sympatyków skromnego songwritingu: Jana Horn – "Optimism"
           
          Dla pragnących dream-popu z przestrzenią do tańca: Nastroje – "Przestrzenie".
           
          Dla miłośników soulowych klimatów i powalających wokali: Yola – "Stand For Myself". To akurat album z końcówki 2021 roku, ale trafił do moich głośników dopiero teraz po ogłoszeniu występu tej artystki na Open'erze i cóż to za miłe zaskoczenie! Naprawdę polecam!  
           

          I oczywiście na koniec zapraszam Was do przejrzenia i przesłuchania mojej tradycyjnej playlisty, którą na bieżąco uzupełniałem przez cały miesiąc! Przypominam, że w pierwszej kolejności wyszczególniam albumy i EP-ki (do maksymalnie 5 utworów), a w dalszej kolejności prezentuję single, w tym te, które nie załapały się w moich powyższych wyróżnieniach, a które są warte sprawdzenia! Wybory oczywiście skrajnie subiektywne!
           
           
           

          Sylwester Zarębski
          PM
          03.01.2022


          Polecane

          Brak komentarzy:

          Obsługiwane przez usługę Blogger.