PM relacjonują: Yonaka, Noisy, Mimi Barks, Klub Niebo, Warszawa, 09.03.2024

/
0 Comments
Podróże Muzyczne relacjonują: Yonaka, Noisy, Mimi Barks, Klub Niebo, Warszawa, 09.03.2024
 
 

 Podróże Muzyczne relacjonują: 

Yonaka, Noisy, Mimi Barks, 

Klub Niebo, Warszawa, 09.03.2024

 
 
 
Wreszcie doczekaliśmy się pierwszego headline show Yonaki w Polsce! Zespół z charyzmatyczną liderką Theresą Yarvis z wypiekami na twarzy odkrywałem jeszcze przed wydaniem debiutanckiej płyty "Don't Wait 'Till Tommorow" (2019). Ba, na tyle skradli wówczas moją uwagę, że na Open'erze 2018 poświęciłem dla ich występu fragment koncertu Davida Byrne'a (don't judge me!)! Z perspektywy czasu wciąż zastanawiam się, czy to była w pełni słuszna decyzja, ale bądź co bądź na obu występach ostatecznie bawiłem się znakomicie. Z czasem jednak mój hype na punkcie Yonaki nieco opadł. Minialbum "Seize the Power" z 2021 roku swoim bardziej agresywnym, elektronicznym brzmieniem nie trafił w mój gust. Na szczęście przy zeszłorocznej EP-ce "Welcome To My House" powrócili do bardziej organicznego, gitarowego brzmienia i udało im się skomponować kilka momentów, które znów mnie szczerze porywały. Tym samym nie mogłem sobie odmówić pierwszego pełnoprawnego spotkania z Theresą i jej kolegami.
 
Dla Yonaki był to już w sumie czwarty występ nad Wisłą, gdyż w międzyczasie w zeszłym roku supportowali Palaye Royle na dwóch koncertach w Krakowie i w Warszawie. Na podstawie dominujących gotyckich ubiorach w warszawskim Klubie Niebo założyłem, że tego marcowego wieczoru większa część publiczności pojawiła się właśnie pod wpływem doświadczenia tych poprzednich występów.  I z pewnością zarówno każda z tych osób oraz ci, którzy obserwują rozwój kariery tego brytyjskiego zespołu od lat, liczyli na co najmniej półtoragodzinne i szalone show. Pod tym względem można było jednak odczuć pewien niedosyt... 
 
Niestety trafiliśmy na słabszą dyspozycję Theresy Yarvis, która tego dnia straciła głos. Ona sama tego od początku nie ukrywała, ale nie poddała się i na scenie dała z siebie wszystko, na tyle ile zdrowie pozwalało. Mimo wszystko czuć i słychać było, co zrozumiałe, że oszczędza swój wokal. Ofiarą tej sytuacji padła akustyczna wersja ballady "Give Me My Halo", która wypadła ku mojemu rozczarowaniu z setlisty. Artystka nadrabiała jednak wokalną niedyspozycję swoją sceniczną ekspresją, pozwalając sobie nawet na okrążenie moshpitu z przybijaniem piątek i późniejsze wspólne szaleństwo z fanami pod sceną w trakcie przebojowego "I Want More". Moment, który z tego koncertu z pewnością utkwi najdłużej mi w pamięci, gdyż oczywiście również znalazłem się w epicentrum tego zdarzenia. Tu trzeba od razu dodać, że wysokokaloryczna energia rozpierała publiczność już od pierwszego kawałka "By the Time You’re Reading This" – nie był to może najpotężniejszy muzyczny pocisk w ich arsenale tego wieczoru, ale w roli openera sprawdził się idealnie. Zresztą te już wymienione, jak i kolejne utwory  z EP-ki "Welcome to My House" zdały sceniczny egzamin z wyróżnieniem. Zwłaszcza dzikie, punkowe i wyzywające do hymnicznego okrzyku "Hands Off My Money" poraziło mnie swoim energicznym potencjałem. Na przeciwwadze stanęło zaś figlarne i taneczne "PANIC" dedykowane wszystkim osobom, które doświadczył panicznego lęku – rewelacyjny i mega pozytywny w swym ulotnym brzmieniu kawałek. Zaś tytułowy kawałek z ostatniej EP-ki wypadł co najmniej zadziornie. Oczywiście nie zabrakło również ucieczek w dalszą przeszłość, wzniecających u mnie odpowiedni żar nostalgii: "Punch Bag", "Creature", "Don't Wait 'Til Tomorrow" i zwłaszcza zagrane na finał podstawowej części seta przebojowe "Rockstar" przypomniało mi czasy tej największej ekscytacji twórczością Yonaki. Ogromna szkoda, że nie zdecydowali się na większą reprezentacją tego pierwszego albumu podczas tej trasy. Żal zwłaszcza takich bangerów jak "Bad Company", Lose Our Heads" i "Fired Up". Nie zabrakło za to najświeższego singla "Predator", który wybrzmiał baaardzo drapieżnie! Ten taki bardziej agresywny, ostry gitarowy styl przełamywany elektronicznymi eksplozjami prezentowały na żywo również kawałki z minialbumu "Seize the Power":  mroczne "Greedy", "Call Me a Saint" z szybującym refrenem i niemal hip-hopowymi zwrotkami, nu-metalowe "Clique" i na bis tytułowa piosenka, prezentująca demolującą siłę rażenia. Niewątpliwie te brutalnie hałaśliwe utwory zyskują sporo na żywo, choć dalej nie jestem wielkim entuzjastą tak obieranego kierunku brzmienia przez Yonakę. Koniec końców koncert trwał zaledwie godzinę. Krótko, aczkolwiek trzeba oddać całemu zespołowi, że przez ten czas nie zwalniali tempa i zapewnili nam bardzo intensywne doznania. Zdrowo sobie poskakałem!

Do tych tanecznych ekscesów doskonale przygotowali mnie chłopaki z supportującego zespołu Noisy. Absolutne odkrycie tego wieczoru! Ależ to było dobre i porywające połączenie euforycznych melodii gitarowych z rytmiczną elektroniką. Od razu nasunęły mi się delikatne skojarzenia z choćby Enter Shikari. Z brytyjskiego tria emanowało takie wyspiarskie łobuzerstwo i ta sceniczna bezczelność, którą wprost uwielbiam. Już przy pierwszym kawałku stworzyliśmy pogo, a potem szaleństwo ani na moment nie zwalniało. Panowie, na czele z pełnym werwy wokalistą Codym Matthewsem, uknuli świetne, dynamiczne, wręcz rave'owe i pobudzające show, po którym od razu zaobserwowałem ich sociale. Polecam Wam uczynić to samo, bo ten band może za chwilkę na Wyspach eksplodować!

Wieczór zaś drapieżnym występem otworzyła Mimi Barks. Jej eksperymentalne, industrialne, mroczne połączenie metalu z ostrą elektroniką (autorsko określane jako doom trap) to co prawda nie moja muzyczna bajka, ale fundamenty Nieba niebezpiecznie się zatrzęsły i chwilowo wpadliśmy w sidła piekielnych czeluści. W finale artystka nawet sama rozkręcała pośród nas pogo! Nadmienię, że będzie można ją jeszcze w tym roku ponownie zobaczyć w Polsce na Mystic Festival.    

 
 


 






















 
Sylwester Zarębski
Podróże Muzyczne
18.03.2024


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.