PM relacjonują: Karaś/Rogucki w Toruniu, Lizard King, 21.03.2024!

/
0 Comments
Podróże Muzyczne relacjonują:  Karaś/Rogucki w Toruniu, Lizard King, 21.03.2024!

 
 
 

Podróże Muzyczne relacjonują: 

Karaś/Rogucki w Toruniu, Lizard King, 21.03.2024!

 
 
 
Karaś/Rogucki to jeden z najfajniejszych nieoczekiwanych projektów muzycznych na naszym polskim podwórku w ostatnich latach. Wszystko, co dobre ma jednak też zawsze swój koniec – panowie wydanym na początku marca "Atlasem Iskier" domknęli trylogię dzieł przepełnionych muzycznym romantyzmem i przed nimi ostatnie miesiące spotkań z fanami na koncertach. Trzeba przyznać, że w warunkach scenicznych ten duet już od samego początku istnienia imponował. Duża w tym zasługa obecności mistrza gitary Kamila Holdena Kryszaka i doskonale znanej z wielu projektów wspaniałej perkusistki Wiktorii Jakubowskiej. Ich wspólny potencjał miałem już przyjemność sprawdzić w 2021 roku w toruńskich Jordankach oraz rok później podczas spontanicznego występu wieńczącego drugi dzień Orange Warsaw Festival. Ten pierwszy, choć zapewnił kilka westchnień zachwytu, pozostawił z pewnym niedosytem z racji miejsc siedzących, które rozleniwiły publiczność, ale już w Warszawie był po obu stronach sceny ogień, który porwał mnie nawet do zabawy w pogo. Zatem bardzo cieszyłem się z tej perspektywy, że ich drugi występ w Toruniu odbędzie się w wypełnionym niemal do ostatniego miejsca klubie Lizard King.  
 
Stawiam sprawę od początku jasno: to był wyśmienity muzyczny wieczór! Piotr, Kuba, Kamil i Wiktoria nie zawiedli moich oczekiwań i zaprezentowali dwugodzinny występ iskrzący się od szczerych emocji. Pierwsza część występu została zdominowana przez piosenki z nowego albumu, które na żywo zdają egzamin i zapewniają intensywne doznania. Szczególnie piorunująco wypadło wykonanie mocno rockowego singla "Pusty Pixel", które dodatkowo zostało wzbogacone wystrzałami kilku wiązek laserów – wrażenia kapitalne. Rewelacyjna autorska wersja kompozycji "Zaopiekuj się mną" Rezerwatu w wersji live miło targała wszelkimi nostalgicznymi emocjami. Byłem ciekaw, jak wybrną z odtworzenia na żywo utworu "Houston", w którym kluczową rolę odgrywa wokal Ofelii i tu czekała nas w Toruniu miła niespodzianka. Na scenę została zaproszona spod sceny Andżelika, która dostąpiła niepowtarzalnej szansy zaśpiewania tej piosenki w duecie z Piotrem Roguckim. Stresik był u niej wyczuwalny, sam w sobie utwór bardzo wymagający, ale ostatecznie wypadła całkiem przyzwoicie. Na wyróżnienie zasługują również żarliwe wykony "Niedźwiedzia Polarnego", "Szczypty szarych iskier", czy też "Miłego popołudnia". Kwartet doskonale nas rozgrzał przed drugą częścią występu, która okazała się takim swoistym greatest hits. I w tej połowie koncertu wpadłem w bardzo radosny, bezwstydny, niczym nieskrępowany taneczny odlot. No nie sposób nie dać się porwać tak fantastycznym numerom, jak bujającemu wakacyjnym vibe'em "Bezpiecznemu Lotowi", nostalgicznej "Mariannie", melodycznemu "Jutro Spróbujemy Jeszcze Raz", wysokokalorycznym "Witaminom", porywającej rytmice "Kilku Westchnień", czy też huraganowym porywom "Katriny", której refren odśpiewywaliśmy na zakończenie podstawowej części koncertu a capella.  
 
W nieco mniej porywającym, tanecznym tonie wybrzmiały bisy, ale "Mielno 2032" z podchwyconym przez toruńską publiczność "turuturururutu" wypadło nader urokliwie, a finalna, rozbudowana wersja "Ciociosanu" zapewniła mej duszy wędrówkę po psychodelicznych krajobrazach i poraziła wypiętrzoną ścianą dźwięku. Sztosik.

Atutem tego koncertu był również świetny kontakt z publicznością. Nie zabrakło wielu żartów, a także anegdot związanych z choćby afterem po poprzednim koncercie w mieście Kopernika, czy też toruńskimi piernikami. Kolokwialną dobrą robotę robiła również klimatyczna gra świateł. Cały zespół zaś w świetnej formie. Piotr Rogucki zachwycał nas swoimi teatralnymi pozami, choć jego maniera wokalna czasami sprawiała, że nie wszystkie wersy wybrzmiewały wyraźnie – to jedyny zarzut, jaki w tej relacji postawię. W kontrze do swego starszego kolegi Kuba Karaś emanował stoicyzmem, z profesurą dostarczając nam napędzające nowofalowe kompozycje soczyste linie basowe. Kamil Kryszak sięgał momentami po syntezatory, ale to przede wszystkim jego finezyjne gitarowe solówki przeszywały  elektryzująco na wskroś całe ciało. Wiktoria Jakubowska zaś kapitalnie ujarzmiała bębny, dokładając momentami od siebie wokal w tle, uraczyła nas też piękną melodią na flecie poprzecznym, a w pewnym momencie odstąpiła miejsca przy perkusji Karasiowi, sama chwytając za gitarę akustyczną. Niewątpliwa ta czwórka stworzyła przez te pięć lat istnienia projektu bardzo zgrany sceniczny kolektyw, dostarczający huragan fantastycznych romantyczno-katastroficznych dźwięków, które okazują się radosnymi strzałami w serce, zapewniającymi zawsze kilka westchnień zachwytu i karmiącymi ciało najlepszymi możliwymi muzycznymi witaminami! 
 
Aż trudno sobie teraz wyobrazić naszą scenę muzyczną bez ich istnienia, choć... Piotr i Kuba w wywiadach nie zamykają za sobą drzwi, raczej mówią o separacji niż ostatecznym rozwodzie, więc może jeszcze w przyszłości dopiszą jakiś rozdział do tej muzycznej przygody... Tymczasem lepiej jednak dmuchać na zimne, więc łapcie ich w tym roku na koncertach, póki jeszcze są okazje!
 
 
 
 

 
 
 


























 

 
Sylwester Zarębski
Podróże Muzyczne
23.03.2024


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.