PM relacjonują: Dawid Podsiadło i Taco Hemingway na Stadionie Narodowym!

/
0 Comments
Dawid Podsiadło i Taco Hemingway - relacja z koncertu na Stadionie Narodowym



PM relacjonują: Dawid Podsiadło i Taco Hemingway na Stadionie Narodowym! 




- Halo! Halo! Kłaniamy się Państwu nisko! Z płyty Stadionu Narodowego wita Sylwester Zarębski! A ze mną relacjonować to wydarzenie z górnych trybun będzie... 

- Jan Ross! Dobry Wieczór!*

S.Z.: Dwudziesty ósmy września dwa tysiące dziewiętnastego roku!  Proszę zapamiętać tę datę! Przed nami historyczny wieczór! Już za chwilę na tym pięknym stadionie rozpoczną się koncerty Dawida Podsiadły i Taco Hemingwaya! Na to wydarzenie od kilku miesięcy czekało ponad sześćdziesiąt tysięcy osób! 

J.R.: Perspektywa z góry jest nieprawdopodobna! Miejsca na trybunach i płycie zapełniają się do ostatniego miejsca. Przypominasz sobie Sylwestrze wydarzenie o takiej skali w historii naszego muzycznego rynku? 

S.Z.: Nie, nie przypominam. Chyba naprawdę nigdy wcześniej nie było artystów, którzy porwaliby się na tak ogromne, solowe przedsięwzięcie koncertowe. Managementy obu artystów podjęły ryzyko. Opłaciło się! Chyba nikt nie spodziewał się aż tak błyskawicznego sold outu! Jeszcze kilka lat temu nikt nie marzyłby o takiej sytuacji. Dziś to nie jest sen! 

J.R.: Zgadzam się z tobą. Na rynku wtórnym wejściówki na ten koncert osiągały niebotyczne ceny. Oczywiście nie pochwalamy tej praktyki, ale to tylko dowodzi jak wielkie zainteresowanie wzbudza ten dzisiejszy występ dwójki... No właśnie, czy według Ciebie ta dwójka artystów - Dawid i Taco - to obecnie najlepsze głosy młodego pokolenia?

S.Z.: Podzielam taką opinię i mam szczerą nadzieję, że panowie potwierdzą to dziś swoimi występami...

J.R.: A te, proszę Państwa, rozpoczną się już za kilka minut. Pozostańcie z nami! Ostatnie pytanie przed: jaka atmosfera panuje Sylwestrze pośród publiczności zgromadzonej na płycie?

S.Z.: Re-we-la-cyj-na! Czuć w powietrzu, że wydarzy się tu coś wyjątkowego! Wokół uśmiechnięta młodzież, starsi, a nawet całe rodziny. Atmosfera wielkiego święta polskiej muzyki! Nad nami, na cokole stadionu, powiewa dumnie biało-czerwona flaga. Emocje sięgają zenitu! 

J.R.: Wspaniale! Dostajemy informację z backstage'u, że mamy chwilkę opóźnienia jeśli chodzi o start pierwszego koncertu, więc zapraszamy na krótki blok reklamowy. Wracamy gdy tylko na scenie zamelduje się... 


********


TACO HEMINGWAY!


Doskonale wiecie, że zasadniczo nie jestem wielkim fanem hip-hopu. Albo coś do mnie trafia z tego gatunku, albo nie. Trudno nawet mi to czasami wytłumaczyć. Nie przechodzę obojętnie wobec fenomenu Taco Hemingwaya, ale nie potrafię się w pełni utożsamić z przekazem, który głosi. Zapewne wynika to z faktu, że żyję trochę w innym środowisku. Taco w swoich tekstach wychodzi na ulice Warszawy i opowiada o bolączkach bycia sławnym. Ja zaś jestem prowincjonalnym blogerem, który zaszył się w wiejskim środowisku i sława nie jest dla mnie życiowym priorytetem, choć to oczywiście zawsze miłe, gdy ktoś mnie rozpoznaje. Ale doskonale rozumiem, że Taco idealnie trafia w środek uczuć i przeżyć dużej części społeczeństwa, zwłaszcza chyba do tych z pokolenia lat 90. Bo jest w tym autentycznie szczery i serwuje swoje obserwacje w bardzo inteligentny sposób. Ale do sedna, czyli o moich wrażeniach koncertowych. Przez nieznajomość tekstów trudno było mi się zaangażować w ten występ, ale muszę przyznać, że obserwowałem poczynania Taco ze sporym podziwem. Jasne, widać było po nim, że był zestresowany. Podróżująca Kaja (szczera piątka za wspólną zabawę pod sceną!) zwróciła uwagę, że potrafił się zagubić w wersach, ale... Miało to swój urok i tylko wzmagało jego szczery przekaz. Mimo wszystko na scenie dał z siebie wszystko i  udało mu się wytworzyć od samego początku do końca gorącą atmosferę. Część publiczności, ta dla której Taco jest artystą bliższym, wpadła w jakiś szamański amok, głośno wyśpiewując każdą zwrotkę (szacuneczek) i wyskakując co bardziej energiczne momenty. Nie mam wątpliwości, że Filip dla wielu stał się ikoną współczesnego, polskiego hip-hopu. Wielu wręcz pragnienie wejść w jego buty. To daje do myślenia. Taco zaś podkręcał tempo koncertu zapraszając na scenę masę gości. Pezet, Otsochodzi, Rosalie. (ależ ona emanowała stoickim spokojem na scenie!), Ras, Bedoes i, a jakże, Quebonafide! Z tym ostatnim Taco wykonał trzy kawałki z albumu "Soma 0,5 gm", przypominając o ich wspólnym projekcie - Taconafide. Swoją drogą - Quebo to istny sceniczny wariat. Świetna chemia panuje między tą dwójką. Trudno nawet byłoby sobie wyobrazić taki koncert bez ich duetu. Sporą część setlisty stanowiły oczywiście kawałki z najnowszego albumu Taco, które na żywo wybrzmiewały premierowo. Nie zabrakło jednak także tych najbardziej rozpoznawalnych utworów (serwowanych zza konsoli przez Rumaka) takich jak "Café Belga", "Szlugi i kalafiory", "Deszcz na betonie", "Następna stacja", czy choćby "Sześć zer" (w bardzo pięknym, orkiestralnym remiksie). Duże wrażenie zrobiły na mnie kapitalne wizualizacje. Przyznaję się, że wchodząc na płytę stadionu, scena nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Swój potencjał jednak ujawniła dopiero później. Mieliśmy bowiem do czynienia z ogromnym ekranem projekcyjnym rozciągniętym na całą długość sceny. Niby nic innowacyjnego, ale jednak chciało się krzyknąć: wow! Wyglądało to fantastycznie i zostało świetnie wykorzystane. Kolejne kompozycje z repertuaru Hemingwaya były bardzo klimatycznie ilustrowane (nie zbrakło pocztówek z Warszawy), a sama postać rapera świetnie filtrowana w wizualne efekty. Do tego dochodziły jeszcze sztuczki pirotechniczne. Majstersztyk! No i kwestia której obawiałem się najbardziej - nagłośnienie. I tu ogromne ukłony dla naszych dźwiękowców! Dokonali niemożliwego. Udało im się okiełznać naszą narodową studnię! Nie oznacza to, że było idealnie. Bo trudno zniwelować całkowicie wady akustyczne tego obiektu. Na szczęście nie przeszarżowano z basem. Kłopotliwe w odbiorze okazały się tylko zwrotki, gdzie potok słów nabierał wysokiego tempa i gdzie liczy się timing, który przez pogłos nieco się rozmywał i nie wszystko dla mnie osobiście wybrzmiało wyraziście. Ale jak na Narodowy - było bardzo dobrze przez cały wieczór!

Podsumowując, to nie była do końca moja bajka, ale nie byłem przy jej opowiadaniu narzekającym dzieckiem. Proszę traktować to jako duży komplement.   


******


J.R.: Halooo! Mam nadzieję, że już nas dobrze słychać! Mieliśmy drobne kłopoty techniczne, ale wracamy i meldujemy się już po koncercie Taco Hemingwaya! Sylwestrze, czy słyszymy się?

S.Z.: Tak Janku, słyszę Cię bardzo dobrze. Przepraszamy za niedogodności. Pełne wrażenia z występu Taco zamieścimy na naszej stronie podrozemuzyczne.pl, ale już teraz mogę powiedzieć, że z perspektywy osoby, która nie słucha hip-hopu, ten występ... no był dobry, bardzo dobry! Jestem pełen podziwu dla Taco. Zrobił co należy, rozgrzał publikę, zachęcił tysiące osób do wspólnej zabawy i śpiewu. Był bardzo przejęty tym występem, ale nie ma co się dziwić. Pierwszy oraz jedyny koncert w tym roku i to od razu przed tak licznie zgromadzoną publicznością. Jest w swojej kategorii muzycznej postacią nietuzinkową!

J.R.: Ja zwrócę uwagę na jeszcze jeden aspekt i myślę, że u Ciebie na dole było podobnie. Tu z góry fantastyczne dla oczu były wizualizacje.

S.Z.: To prawda. Ktoś tu odwalił kawał dobrej roboty montujące te animacje... Ojej, Janku, nie uwierzysz kogo ja tu spotykam za swoimi plecami! Sama Kinga Rusin! Bardzo uśmiechnięta i rozradowana, widać, że zadowolona z występu swojego, być może, przyszłego zięcia... Pani Kingo, pani Kingo! Możemy na chwilę...**

J.R.: Ekhm, ja naprawdę przepraszam Państwa za mojego kolegę. W żadnym wypadku nie robimy za portal plotkarski... Okej, spójrzmy lepiej co się dzieje na scenie. Techniczni uwijają się jak mrówki, a więc już za chwilę, już za momencik...

S.Z.: No nie chciała się zgodzić na wywiad. Ech, dalej mamy za małe zasięgi...

J.R.: Sylwestrze! Wciąż jesteśmy na antenie!

S.Z.: Ach, przepraszam Państwa... Ooo, światła na Stadionie gasną, rozpoczynamy kolejne show! Na scenę wbiega już...


******


DAWID PODSIADŁO!


Rok 2013. Kraków. Niewielki namiot na Coke Live Festival. Dawid Podsiadło zachwyca swoim show. Wpadam w radosny, taneczny trans. Napływa do mnie myśl: "ten chłopak będzie kiedyś grał wielkie koncerty na miarę występów Coldplay". Sześć lat później. Dawid porywa i trzyma w garści 60-tysięczny tłum zgromadzony na Stadionie Narodowym! I to w jakim stylu! Co za historia!

Pewnie jak wielu z Was, tak i ja obserwuję rozwój kariery Dawida od jego startu w X-Factorze. Może trudno byłoby mi uzyskać wstęp do klubu najwierniejszych fanów, którzy mają na koncie dziesiątki jego koncertów, ale od zawsze trzymałem za niego kciuki i wierzyłem, że będzie odnosił spektakularne sukcesy. Ale to co przynosiła era "Małomiasteczkowego" przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Ja wręcz nie byłem przygotowany na tę eksplozję popularności! Biję się ze wstydem w pierś - zaniedbałem obecność na dwóch ostatnich trasach Dawida. Trochę wynikało to chyba z mojego lenistwa. Bo co ja tam będę ganiał przez kawał Polski, wydawał kasę na pociągi, noclegi dla polskiego artysty. To było złe podejście, dziś moje nastawienie (nie tylko w stosunku do Dawida) się zmieniło. Tym pierwszym krokiem w zmianie mej świadomości było ogłoszenie właśnie koncertu na Narodowym. Nie zawahałem się ani chwili, bo miałem poczucie, że tu może zadziać się historia, o której będziemy wspominać przez lata i opowiadać swoim wnukom. Obawy też były, ale zostały szybko rozwiane.

Zacznijmy może od tego, że Dawid stał się, w pozytywnym sensie, scenicznym potworem. Wyszedł na scenę na Narodowym jak po swoje, bez żadnych kompleksów wobec większych, światowych gwiazd, które gościł ten obiekt. Widok wypełnionego stadionu nie zmroził go. Ba, okoliczności wręcz niosły go i dodawały energii. On fruwał na scenie! Odniosłem wrażenie, że widzimy go w życiowej formie! Trasa po największych halach w Polsce z pewnością przyczyniła się do tej większej pewności siebie i nauczyła go jak dyrygować tłumem, ale, nawet jeśli kiedyś sprawiał wrażenie nieśmiałego chłopaka, wydaje mi się, że miał do tego smykałkę od zawsze. Wyjść z kozacką butą na scenę to jedno. Ale śpiewać tak jak on.... To już trzeba urodzić się z takim talentem. Dawid posiada niezwykłą muzykalność i jest, po prostu, znakomitym wokalistą. W połowie koncertu pozwolił sobie nawet na improwizację wokalną i przekomarzankę z publicznością w stylu Freddiego Mercury'ego. Naprawdę przez chwilę poczułem się jakbym uczestniczył w koncercie na Wembley, a na scenie stał Freddie. Takie niesamowite momenty i sceniczne wzorce czerpane od najlepszych (nie uważam tego za błąd, bo Dawid w jakiś sposób jest w tym bardzo naturalny) pojawiały się właściwie co piosenkę.

Już na samym wstępie Dawid rozgrzał nasze gardła i sprawił, że kilkadziesiąt tysięcy dłoni zafalowało za sprawą, a jakże by inaczej, kompozycji "Nie Ma Fal". Mocne wejście! Temperaturę podgrzał "Pastempomat" w bardziej popowej, przebojowej aranżacji. Tu trzeba podkreślić, że zamiłowanie Dawida do kombinowania z aranżami jest znane nie od dziś, dzięki czemu każda trasa jest wyjątkowa i nie inaczej było na Narodowym, gdzie większość utworów nabierała większej, funk-popowej mocy. Były jednak wyjątki, jak choćby akustyczny fragment, który nastąpił po entuzjastycznie przyjętym "Najnowszym klipie" (połączony z lokowaniem filmowego produktu) oraz słodko-gorzkich (ten tekst) "Trofeach". W tą drugą kompozycję Dawid wplótł nawet beatlesowską wstawkę z "Twist And Shout"! Po tych dwóch utworach z nowej płyty puszczono jeszcze na ekranie nagranie Dawida z offu, w którym apelował o troskę nad naszą Ziemią, kończąc dobitnym zdaniem: "Jak nie będzie planety, jak nie będzie ludzi, to nie będzie koncertów" (bardzo podobną formę uświadamiania prezentowali ostatnio Foals ze swoim banerem: "No music on a dead planet"). Dobrze, że młodzi artyści wykorzystują takie wydarzenia do głoszenia ważnych przekazów. I jakimś cudem koncert nie stracił na tym swojego impetu. Niemniej po tym apelu  Dawid z całym zespołem ustawionym w jednym szeregu i w pozycjach siedzących na chwilę zwolnił tempo, prezentując odśpiewane chóralnie przez publikę "Trójkąty i kwadraty" oraz przecudowną (ten meksykański vibe!) "Matyldę" w wersji unplugged. I przy okazji zapowiedział akustyczną trasę! W chwili pisania tekstu już wszyscy znamy szczegóły, a bilety... No cóż, ponad 30 tysięcy biletów na kilkadziesiąt koncertów wyprzedało się niecałą godzinę... To mówi wszystko jaki muzycznym fenomenem jest obecnie Dawid. Ale wracając do przeszłości i koncertu... By tempo za bardzo nie siadło (wybaczcie - musiałem!), Dawid zarzucił nam  bardzo taneczną wersję "Dżinsów". Solowy popis na skrzypcach wykonała tu Magdalena Laskowska, a ostatnie wersy Dawid zaśpiewał siedząc wspólnie ze słynnymi już trytytkami, czyli z Agą Bigaj, Julką Kulpą i wspomnianą Magdą. To właściwie odpowiednia pora, by pochwalić cały zespół, który Podsiadło zbudował na erę "Małomiasteczkowego". Raz - panuje między nimi wspaniała chemia, dwa - wszyscy są niezwykle utalentowanymi i wszechstronnymi muzycznie osobami. Na uwagę zasługują jeszcze szczególnie Piotr Madej (znany bardziej jako Patrick The Pan) oraz rzeźbiący niesamowite solówki na gitarach Olek Świerkot, ale brawa ode mnie płyną do wszystkich, którzy wspierają na scenie Dawida i dodają swoją cząstkę siebie do kompozycyjnych zmian. A te były choćby słyszane w utworze, którego nie mogło zabraknąć w setliście - "No"! Od zawsze czułem, że ta kompozycja posiada stadionowy potencjał. I na Narodowym został on w pełni wyzwolony! Jestem pewien, że ten utwór spokojne poradziłby sobie w repertuarze Coldplay. Koncertowa wersja została odpowiednio wzmocniona, Dawid zagrał nawet na puzonie, a ja wyskakałem, wykrzyczałem, odpłynąłem! "Nieznajomy" przyniósł zaś nieco inne emocje. Pierwsza połowa wręcz rozdzierała duszę. Publiczność stanęła na wysokości zadania i rozświetliła cały stadion latarkami z telefonów - magiczny widok! Ja wiem, że chyba teraz powiem za dużo, ale emocje, które wtedy do mnie przypływały mógłbym porównać niemal do tych, które wywołuje u mnie "Jubilee Street" Nicka Cave'a. Przy frazie: "A w moich żyłach płynie krew zimniejsza niż stal" zawsze dostaję gęsiej skórki i znajduję się w innym wymiarze. Po tym utworze na wybiegu pojawiło się pianino. Dawid dał odpocząć zespołowi, a sam postanowił złamać nasze serducha bardzo nastrojową, klimatyczną wersją utworu "Project 19". Gdy śpiewał "Znowu zatrzymuję czas" naprawdę marzyłem aby spauzował cały świat wokół. Ten intymny klimat został podtrzymany jeszcze przez kompozycję "Nie kłami", w połowie której do Dawida dołączył cały zespół. A potem jedna z największych niespodzianek tego wieczoru. Charakterystyczny bas, ogłuszający pisk publiczności... "Początek"! Na scenie melduje się skład Orkiestry Męskiego Grania, czyli Krzysztof Zalewski i Kortez! Takie to miłe, że panowie wsparli gościnnie Dawida i miałem szansę w końcu usłyszeć ten kawałek w oryginalnym wykonaniu! I jakby podtrzymać passę zaskoczeń, Dawid porwał się na wyśpiewanie "Co Mi Panie Dasz" z repertuaru Bajmu. Kapitalnie sobie poradził i, jak u pewnie wielu osób, zakiełkowała mi nadzieja, że zaraz pojawi się tu Beata Kozidrak. No ale nie można mieć wszystkiego. I w końcu przyszedł czas na, jak się później okazało, "mały" finał. Gorąco przyjęta przez publiczność kompozycja "W Dobrą Stronę" i przebojowy "Małomiasteczkowy" zakończony wystrzałem zielonego konfetti! Publiczność na Stadionie oszalała ze szczęścia!

Tak w skrócie wyglądał przebieg niesamowitego koncertu Podsiadły, choć to nie był jeszcze koniec całego wydarzenia...


******


J.R.: ... Stadion Narodowy tonie w deszczu zielonego konfetti! Zespół kłania się na scenie, ale to chyba my wszyscy powinniśmy się im odwzajemnić pokłonem! Cóż to był za koncert! Cóż za profesjonalna oprawa! Cóż za świetne nagłośnienie! 

S.Z.: ...

J.R.: Sylwestrze!

S.Z.: Ach, przepraszam. Odebrało mi mowę!

J.R.: Nie Tobie jednemu! Publiczność skanduje głośno: "jeszcze jeden"! Polscy piłkarze nie zawsze na tym stadionie spełniają takie prośby, ale my tu dostajemy informację, że szykuje się "grande finale'! 

S.Z.: I to się dzieje! Ojej! Gdyby tylko państwo mogliby to zobaczyć! Z zapadni wyłonili się sprawcy całego zamieszania! Dawid Podsiadło i Taco Hemingway, ale zaraz, zaraz. Janku, co oni wyprawiają?! Czy ja dobrze widzę, że grają w ping-ponga?!

J.R.: Tak jest! No cóż, nie mogło na takim stadionie zabraknąć sportowego akcentu! I już odbijają piłeczkę! Taco bardzo zaangażowany, a Dawid na pełnym luzie, ze stoickim spokojem zdobywa pierwszy punkt! I serwuje Dawid! Taco znów się myli! Może za chwilę się poprawi...

Relację przerywa trzask gwałtownego uderzenia w mikrofon...

S.Z.: Ała! Co do jasnej cholery... O ja pierniczę!

J.R.: Ekhm, Sylwestrze?

S.Z.: Przepraszam, ale właśnie zaatakowała nas fala gigantycznych piłek wypuszczonych na płycie stadionu!

J.R.: Potwierdzam słowa mego kolegi! Publiczność odbija i kieruje w stronę sceny kilkanaście balonowych piłek - kolejny, fantastyczny widok! To jest show na naprawdę światowym poziomie! Och, jakie to piękne!

S.Z.: Jaki wynik meczu?!

J.R: Aj, aj, zagapiłem się! Ale obaj już sięgają po mikrofony i zaczynamy muzyczną część bisów...


******

Wielkie koncerty wymagają wielkich finałów! I taki dostaliśmy w Warszawie! Taco Hemingway i Dawid Podsiadło wspólnie na scenie! Rozpoczęli od... pojedynku w tenisa stołowego! Hmm, nie jestem pewien kto wygrał, ale... Nie ma to znaczenia - oni obaj byli tego dnia bohaterami. Razem wykonali oczywiście "W Piątki Leżę W Wannie", a w publikę posłano ogromne balony! A na sam koniec wykonali jeszcze entuzjastycznie przyjęte "Tamagotchi". Na scenie pojawił się oczywiście również Quebo! To była pierwsza i może ostatnia okazja, by usłyszeć ten utwór w takiej konfiguracji! Chapeau Bas Panowie!


******


S.Z.: To już naprawdę koniec! Cztery godziny niesamowitego widowiska muzycznego za nami! Jak wspominałem na samym początku...

J.R.: Przepraszam, że Tobie przerywam Sylwestrze, ale jest teraz obok mnie znany dziennikarz Radiowej Trójki -  Piotr Stelmach! Panie Piotrze, komentarz na gorąco?

P. S.: "Taco Hemingway i Dawid Podsiadło zdobyli niezdobyte. Nieosiągalne do zdobycia dla mniej więcej dwóch pokoleń wstecz. Do dwudziestego ósmego września tego roku zbyt abstrakcyjne, by ktokolwiek myślał o tego czegoś zdobyciu. A od dwudziestego ósmego września tego roku wzięte brawurą i szturmem oraz w zdobyciu realne. (...) Ja uważam, że ten koncert przeszedł do historii. Narysował cezurę, oddzielając niemożliwe od możliwego. Pokazał, że można. I że się da. Naprawdę. DA SIĘ." **

J.R.: Dziękujemy panie Piotrze! 

S.Z.: Musimy już niestety kończyć! Dziękujemy państwu za obecność i uwagę! Zapraszamy do śledzenia naszego bloga: podrozemuzyczne.pl! Pełna relacja już wkrótce! Z płyty stadionu żegna Sylwester Zarębski, a wspomagał mnie... 

J.R.: Jan Ross. Dobranoc!


 *****


W każdej relacji słusznie podkreśla się, że 28 września 2019 roku będzie historyczną datą w dziejach polskiej muzyki. Dawid Podsiadło i Taco Hemingway dokonali rzeczy, która jeszcze kilka lat temu nie śniła się nikomu z nas. 61 tysięcy osób na Stadionie Narodowym! Na biletowanym koncercie polskich artystów! To nie był sen! Dwaj goście z kompletnie różnych światów muzycznych przyciągnęli młodszych, starszych, całe rodziny! Bo łączy ich jedno - są obecnie najlepszym głosem młodego pokolenia rodzimych wykonawców. Koncertowa produkcja na światowym poziomie. Studnia narodowa okiełznana przez polskich akustyków. Publiczność zdzierająca gardła przez blisko cztery godziny! Cudowna atmosfera! Wielkie święto i triumf polskiej muzyki!







































--------


* Inspiracją dla nazwiska drugiego komentatora był zagraniczny pseudonim artystyczny Dawida, a Jan to moje drugie imię - tak to sobie wymyśliłem ;)

** Ta sytuacja inspirowana częściowo prawdziwym zdarzeniem. Za nami naprawdę bawiła się Kinga Rusin, ale oczywiście nie zagadywałem o żaden wywiad ;)

*** Wykorzystałem wypowiedź Piotra Stelmacha zamieszczoną na jego Fanpage'u. Mam nadzieję, że nie obrazi się, a ja polecam Wam jego pełną recenzję tego wydarzenia, bo, choć bardzo emocjonalna, to jest świetna! Odsyłam Was → w to miejsce


PS Dajcie znać czy spodobała Wam się taka forma relacji! A jeśli tak, to nie zawahajcie się jej także posyłać w świat! Podróżujmy Muzycznie Razem! Z Muzycznym Pozdrowieniem!


Sylwester Zarębski
PM
06.10.2019


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.