PM relacjonują: Krzysztof Zalewski [Lizard King, Toruń, 02.02.17]

/
0 Comments





Tym razem bardzo krótkie, treściwe wspomnienie tego koncertu sprzed kilkunastu dni. Z Krzysztofem Zalewskim miałem tak, że gdzieś wszędzie wokół słyszałem na jego temat same komplementy, a sam nie potrafiłem zabrać się za przesłuchanie jego muzy. Zmieniło się to wraz z jego ostatnią płytą, a punktem zapalnym był fenomenalny teledysk do utworu "Miłość Miłość". Postanowiłem sprawdzić jak ten artysta wypada na żywo. I oto jesteśmy. Toruń, klub Lizard King i trasa promująca album "Złoto". Na początku niespodzianka. Support. Po pierwsze to nie spodziewałem się, że będzie jakakolwiek rozgrzewka, a po drugie zespół Swiernalis bardzo pozytywnie zaskoczył. Całkiem przyjemne, inteligentne granie, z ciekawymi pomysłami. Plus za dobry suchar o Arturze Rojku. Warto mieć tę nazwę na uwadze. Przechodzimy do gwiazdy wieczoru.  Nie będę się wielce rozpisywał. Zalewski to bez wątpienia obecnie nietuzinkowa postać na naszej scenie. Jest on obdarzony niezwykłą charyzmą, a scenicznej energii i pozytywnego podejścia można tylko pozazdrościć. A przy tym to świetny instrumentalista, co potwierdził wychodząc sam na bis i tworząc jeden utwór na podstawie zapętlania samodzielnie zagranych sampli, startując od gry na gitarze, a skończywszy przy perkusji. Płynnie nawiązuje do różnych gatunków muzycznych, choć prym oczywiście wiedzie alternatywny rock. Nawiązuje świetny kontakt z publicznością. Rewelacyjnie wykorzystał fragment utworu Moby'ego "Nautural Blues" (z polskim przekładem) do "rozśpiewania" publiki. Fantastyczny pomysł, tym bardziej, że mi od razu przypomniał się fenomenalny koncert Moby'ego z Orange Warsaw Festival 2012. Ale nie o tym mowa. Przejdźmy od razu do moich całościowych odczuć. Hmm i tu pojawia się pewien kłopot. Właściwie bardziej na tym koncercie wcieliłem się w obserwatora. Nie potrafiłem do końca się wciągnąć w te show, choć pojawiały się naprawdę znakomite momenty. Przyczyna pewnie tkwiła, w dość słabej znajomości jego twórczości. A po drugie byłem dość świeżo po niesamowitym koncercie De Staat, więc być może emocje z tamtej wyprawy wciąż gdzieś były z tyłu moich myśli. Ale w żaden sposób nie twierdzę, że czułem się źle na tym koncercie. Nie, nie. To była naprawdę przyjemna, muzyczna uczta. Album "Złoto" zrobił na mnie duże wrażenie i na żywo utwory wypadają znakomicie. Nie zostałem powalony, ale wyjazdu ani trochę nie żałuję. Krzysztof Zalewski to  po prostu złoty chłopak polskiej muzyki rockowej ;)  





PM


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.