PM relacjonują: Milburn, Wrocław, D.K. Luksus, 02.12.2017

/
0 Comments




Powróćmy wspomnieniami do ostatniego zagranicznego koncertu, który miałem przyjemność przeżywać w roku 2017. Wybór padł na Podróż do Wrocławia, gdzie 2 grudnia po raz pierwszy w Polsce zaprezentowała się brytyjska, indie-rockowa formacja z Sheffield - Milburn. Do Wrocławia? Przez pół Polski na koncert mało znanego zespołu w jakimś nieznanym koncertowym miejscu? Mówimy tu jednak o zespole, który swego czasu pomógł wybić się chłopcom z... Arctic Monkeys! Nagrali dwie świetne przyjęte płyty: "Well Well Well" (2006) oraz "These Are the Facts" (2007), które każdy fan indie-rocka powinien znać. Potem jednak rozpadli się i zginęli gdzieś w odmętach pamięci. W 2016 roku gruchnęła sensacyjna wiadomość o ich reaktywacji. Zaowocowało to serią koncertów w Wielkiej Brytanii, gdzie zapełniają naprawdę duże sale. Nie skończyło się tylko na scenicznym powrocie. Pod koniec września ukazał się ich trzeci album "Time". Może jakością nie dorównali pierwszym płytom, ale, co ważniejsze, z promocją płyty postanowili zawitać również na Stary Kontynent. Odważny ruch, biorąc pod uwagę przeciętną (niesłusznie) popularność poza UK. A jeszcze większą odwagą wykazała się nowa agencja koncertowa w Polsce (Fource Entertainment), która zaprosiła ich na dwa koncerty w Polsce (dzień później zagrali w Warszawie). Jeśli macie wrażenie, że znam zespół Milburn od dawien dawna to... nie do końca tak jest. Jeszcze rok temu też nie miałem zielonego pojęcia o istnieniu tak ciekawej formacji. Tu oddaję ukłon w stronę branżowego przyjaciela Patryka z ctrl pattt, który swoim entuzjazmem spowodowanym ich scenicznym powrotem sprawił, że nadrobiłem zaległości i bardzo polubiłem ich muzę. Ogłoszenie ich koncertu w Polsce było dla mnie bardzo zaskakujące i niemal od razu wiedziałem, że warto się wyruszyć w kolejną Podróż. Na korzyść zadziałał także weekendowy termin oraz fakt, że w końcu pojawiła się okazja, by pozwiedzać Wrocław! A nade wszystko udało się nam nakłonić całkiem pokaźną ekipę z naszych społeczności! Takiej okazji do spotkania z fanami i największymi pasjonatami muzyki w Polsce nie mogłem przegapić!

Przejdźmy już do wrażeń z samego koncertu. D.K. Luksus okazał się niewielkim, ale bardzo klimatycznym klubem. Takim, gdzie gołym okiem zacierają się granice między sceną a publicznością. Moje największe obawy dotyczyły jednak samej frekwencji. Nie da się ukryć, że cała nasza ekipa stanowiła gdzieś 1/3 całej publiki. Tłumnie nie było, ale nadrabialiśmy zaangażowaniem. I to jakim! Ja odpaliłem się na całego, chociaż gwiazdą wieczoru okazał się Tomasz, który pod sceną... Nie mam pojęcia jak opisać jego wyczyny. Dość powiedzieć, że bardzo szybko zwrócił na niego uwagę Joe Carnall - frontman zespołu. Wymiatałeś chłopaku! Swoje zrobili także obecni na tym koncercie Brytyjczycy. Ojjj, jak oni czuli tę muzę! Polacy potrafią bawić się na koncertach, ale koledzy z Wysp mają jednak chyba w sobie nutę większego szaleństwa i takiej bezpretensjonalności w podejściu do przeżywania koncertów. Krótko - atmosfera pod sceną była ognista i przekroczyła moje oczekiwania. Koncert nie trwał przesadnie długo, ale Milburn zapewnili odpowiednią gamę dźwięków, które skutecznie podkręcały atmosferę. Pojawiły się oczywiście utwory z nowej płyty, ale najcieplej były przyjmowane te starsze kawałki, których koncertowy potencjał nie zestarzał się ani o odrobinę. Trudno ustać w miejscu przy energicznym "Well Well Well", "Send in the Boys", "Keep In The Mind", "Cheshire Cat Smile", czy choćby "Lo and Behold". Absolutnie jednak najbardziej w pamięci utkwił finałowy, wręcz wystrzałowy "What You Could've Won". Podczas tego kawałka najpierw Joe zszedł ze sceny, by zagrać wśród nas, a potem my odwdzięczyliśmy się istnym szturmem na scenę! Pierwszy raz udało mi się zakończyć koncert wśród artystów na scenie! Wspaniałe, niepowtarzalne uczucie! Bisy nie był przewidziane, ale Joe wyskoczył jeszcze zza backstage'u z gitarą akustyczną. I już bez żadnego nagłośnienia, wśród zgromadzonych osób, ot zwyczajnie zagrał jeszcze jeden utwór. Piękny, bardzo miły akcent. Następnie bez żadnego problemu można było z całym zespołem porozmawiać, wykonać pamiątkowe foty i przybić muzyczną piątkę. Uroki mniejszych koncertów. To był naprawdę bardzo udany występ, który zadowolił obie strony. Zespół był szczerze zadowolony z takiego przyjęcia w Polsce, a my dostaliśmy okazję do fantastycznej zabawy i poznania kolegów Arctic Monkeys!

Podziękowania i pozdrowienia dla całej naszej Muzycznej Ekipy! Dzięki Wam ten wieczór stał się niezapomniany. Muzyczna Integracja trwała niemal do porannych godzin! W serduchu dużo radości, gdy wspomnieniami przywołuję te chwile spędzone z Wami! Widzimy się na kolejnych koncertach i spotkaniach! 

A i jeszcze - Wrocław! Co tu dużo mówić... Zakochałem się w tym mieście! Czekam na kolejną okazję, by tam powrócić i pozwiedzać nieodkryte zakamarki oraz znaleźć wszystkie krasnale! 











Fotki Muzycznej Ekipy od Jacka z naszego teamu: 




I również od Jacka - obszerne fragmenty z samego koncertu Milburn. Zobaczcie jak było: 





I jeszcze bonusowo kilka pocztówek z Wrocławia! 
 















I pamiętajcie... 

Nie ma nic piękniejszego od Podróżowania Muzycznie Razem! 

PM


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.