PRZEGLĄD ODKRYĆ MUZYCZNYCH 2020!

/
0 Comments
Muzyczne Odkrycia 2020: Alfie Templeman, Samia, Dry Cleaning, Kiwi Jr., Another Sky, Des Rocs, Holly Humberstone, Alice Boman, Valeria Stoica, Angie McMahon

 

Po niemal dwóch latach przerwy powracam z przeglądem zagranicznych odkryć muzycznych! Wreszcie! Nie macie pojęcia, jak bardzo mnie cieszy powrót do tej formy przedstawiania moich odkryć z ostatnich miesięcy! Nie potrafię odżałować, że takiego przeglądu nie było w roku 2019. Oczywiście odkrycia z tamtego roku akcentowałem w różnych miejscach, ale część z tych artystów powinna już dawno temu odcisnąć swój ślad w dziale "PM odkrywają". Wierzę, że niektórzy z nich doczekają się jeszcze swojej szansy w osobnych artykułach, na przykład przy premierach swoich debiutanckich albumów. Poniżej poczyniłem tylko wyjątek dla pewnej Australijki, w której zakochany jestem już od dawna i nie potrafiłem sobie przy tej okazji odmówić przedstawienia historii jej pierwszego rozdziału artystycznej kariery, który w tym roku doczekał się pięknego epilogu. Pozostała dziewiątka to już sylwetki artystów oraz zespołów, którzy wtargnęli do moich głośników i pociągnęli za uszy w ostatnich dwunastu miesiącach! Oczywiście to nie jest zamknięta lista. Przypominam, że o kapitalnej Beabadoobee i obiecującym zespole The Gardener & Tree powstały wcześniej osobne teksty. Nadmienię, że przy selekcji postawiłem żelazną zasadę, że pojawią się tu tylko ci, którzy mają maksymalnie jeden długogrający album w swojej dyskografii. Od pierwszego takiego autorskiego przeglądu przyświeca mi jasny cel: poszukiwanie artystów, którzy mogą narozrabiać na scenie muzycznej w następnych latach. A nawet jeśli im to się nie uda, to obserwowanie ich kariery może być bardzo satysfakcjonujące. Mam nadzieję, że na tej liście znajdziecie swoich faworytów! 

 

 

1. Kiwi Jr.

 
Kiwi Jr.

 
KTO? 

Być może określenie indie-rock straciło dziś na znaczeniu. Być może już niewiele da się wnieść powiewu świeżości w ten gatunek. Ale jeśli tylko jest on zagrany z entuzjazmem i żarliwą pasją, to wciąż potrafi sprawiać dużo radości. Udowodniła to na początku tego roku kanadyjska formacja Kiwi Jr. swoim debiutanckim albumem "Footbal Money". Krążek zebrał świetne recenzje wśród krytyków muzycznych, a mnie osobiście zachwycił figlarną chwytliwością, nonszalancją instrumentalną, lirycznymi dowcipami, wciągającymi riffami! Album trwa zaledwie 27 minut, ale jakże rewelacyjnie zostały one wypełnione jangle-popową energią. Jeremy Gaudet, Mike Walker, Brohan Moore oraz Brian Murphy (występujący także w popularniejszej formacji Alvvays) doskonale czują się w prostych rytmach i akordach, przywołując indie-rockowe brzmienie, które przypisujemy legendom tego gatunku z ostatnich trzech, czterech dekad. Skojarzenia z twórczością Pavement (wokal Jeremy’ego zbliżony do Stephana Malmusa), The Kinks, The Strokes jak najbardziej na miejscu. Kwartet uformował się w miejscowości Charlottetown na Wyspie Księcia Edwarda, ale obecnie ich siedzibą jest Toronto. To właśnie ta przeprowadzka była inspiracją tematyki ich debiutanckiego albumu, ponieważ to w dużej mierze zbiór błyskotliwych spostrzeżeń na temat życia i adaptacji w tętniącym życiem mieście. Te opowieści trafiły też do serc szefów wytwórni Sub Pop, którzy w drugiej połowie roku podpisali z nimi kontrakt! Pod jej szyldem zespół wypuścił już dwa single. Pierwszy, „Undecided Voters”, jest komediowym spojrzeniem na dziwaczny świat współczesnej polityki i potencjalnym hitem festiwalowych występów! Drugi, niemniej przebojowy, "Cooler Returns" pojawił się z konkretną zapowiedzią nowej płyty, której premiera zaplanowana jest na 22 stycznia. Jeśli powrócimy do normalności, widzę ich na scenach wielu wydarzeniach muzycznych! Zasługują na większy rozgłos! 

DLA KOGO? 

Dla osób spragnionych radosnego, przebojowego indie-rocka! 

W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI:




LIVE: 


 
 
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: 




    

 2. Dry Cleaning

 

Dry Cleaning
 

 
KTO? 
 
W ostatnim czasie scena post-punkowa pięknie rozkwita, a sukcesy kolejnych zespołów (Shame, Idles, Fontaines D.C., The Murder Capital) utwierdzają, że istnieje obecnie silne zapotrzebowanie na tego typu muzykę. Można nawet pokusić się o tezę, że post-punk przybył na ratunek muzyce gitarowej. Nie dziw zatem, że coraz więcej młodych bandów próbuje swoich sił w tym kierunku. 

Na tle tej fali szczególnie wyróżnia się formacja Dry Cleaning z południowego Londynu. Korzenie tego zespołu sięgają pewnego wieczoru karaoke z 2017 roku, podczas którego trzech przyjaciół – Lewis Maynard (bas), Tom Dowse (gitara) i Nick Buxton (perkusja) – podjęło spontaniczną decyzję o uformowaniu zespołu. Podczas instrumentalnych prób stworzyli swój post-punkowy fundament z wyrazistą, ciężką linią basu, ale w tej układance brakowało im jednego puzzla. Wokalu. Tu z pomocą pojawiła się Florence Shaw, z którą Tom studiował w Royal College of Arts, a później współpracowali jako wykładowcy. Flo nie miała za sobą żadnego doświadczenia w muzyce. Pewna powściągliwość (może nieśmiałość?) w wypróbowaniu swoich wokalnych możliwości, sprawiła, że Flo rozpoczęła przygodę z chłopakami od dostawienia do ich instrumentalnych kompozycji... słowa mówionego! Strzał w dziesiątkę! To było idealne dopasowanie zagubionej zębatki w tę rodzącą się machinę muzyczną. Teksty Shaw rodzą się w dużej mierze z improwizacji, co czyni je bardzo frapujące i fascynujące. Doskonale miesza surrealistyczne i prozaiczne tematy w genialny, w dużej mierze niewytłumaczalny koktajl. W równie trudno wytłumaczalny sposób melorecytacja Flo idealnie koresponduje ze stosunkową prostą i nieskomplikowaną muzą tworzoną przez chłopaków. Udało im się w niespotykany, nieco przypadkowy sposób stworzyć swój bardzo charakterystyczny styl. W ciągu dwunastu miesięcy roku 2019 wydali dwie świetnie przyjęte przez krytyków muzycznych EP-ki ("Sweet Princess" i "Boundary Road Snacks and Drinks")  oraz zwrócili na siebie uwagę swoimi pierwszymi poważnymi występami, choćby na festiwalach Latitude i Green Man. Na początku tego roku prezentowali swoje możliwości na showcase'owym festiwalu Eurosonic oraz podpisali kontrakt z utytułowaną wytwórnią 4AD! Pandemia pokrzyżowała plany kolejnych koncertowych podbojów, ale dzięki temu zespół zyskał czas na doszlifowanie swojej debiutanckiej płyty. Ta powinna ukazać się w przyszłym roku, a jej pierwszym przedsmakiem jest niedawno wydany singiel "Scratchcard Lanyard".

DLA KOGO? 

Oczywiście dla fanów wszelkiej maści post-punkowych dźwięków! 
 
W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI:





LIVE:
 
 



SPRAWDŹ RÓWNIEŻ:
 



 

3. Another Sky

 
Another Sky

 
KTO?

Przy pierwszym kontakcie z tą londyńską czteroosobową formacją uderza charakterystyczna, androgyniczna barwa wokalu liderki, Catrin Vincent. I tu dla jednych będzie to od samego początku fascynująca, niepowtarzalna barwa głosu. Dla innych być może będzie to wokal momentami drażniący, brzmiący nienaturalnie, odrzucający. Na pewno jednak nie da się przejść obok niego obojętnie. Osobiście sam długo przekonywałem się do wokalu Catrin, ale ich tegoroczny debiutancki krążek "I Sleept On The Floor" udowodnił, że potrafią wykorzystać potencjał tej swojej najmocniejszej muzycznej broni. To wciąż jednak zespół poszukujący, eksperymentujący i, nie ma co tu kryć, nie wszystkie ich kompozycyjne pomysły, a zwłaszcza czasami jakby za bardzo siłowa, męcząca modulacja głosu Catrin zachwycają, ale nie zmienia to faktu i mojego poczucia, że są obecnie jedną z najciekawszych, alternatywno-rockowych formacji na brytyjskiej scenie muzycznej.
 
Another Sky w swojej twórczości znakomicie zestawiają trudne tematy (toksyczne relacje, rasizm, elitaryzm systemowy, Brexit, populiści dochodzący do władzy, brutalność policji, traumy dzieciństwa) z niezwykle poetyckim, filmowym, przestrzennym tłem muzycznym. Za to drugie odpowiadają Jack Gilbert (gitara), Naomie De Lune (bas) i Max Doohan (perksuja). Ich skuteczność budowania piętrzących się emocji budzi uznanie. W niektórych utworach, grą na gitarze lub klawiszach, wspiera ich także Catrin. Cała czwórka poznała się podczas studiowania muzyki na londyńskim uniwersytecie Goldsmiths. Wspólne jammingi kończyły się po kilku godzinach gotowymi piosenkami, a ich bardzo różnorodne gusta przyczyniły się do stworzenia świetnego stylu. Max inspiruje się elektronicznymi artystami, takimi jak Four Tet, Bonobo; Jack czerpie sporo z dokonań Coldplay i Talk Talk; a na linie basowe Naomi wpływ mają takie zespoły jak choćby Mutemath i Radiohead. Catrin szuka pomocy dla swojej kreatywności w pisaniu piosenek w twórczości wielu muzycznych bardów. Również literatura jest ważnym elementem w życiu Catrin (rozważała nawet karierę pisarki) i ma duży wpływ na teksty piosenek. Warto w tym miejscu nadmienić, że nazwa zespołu została zaczerpnięta od wiersza Emily Dickinson, który zainspirował ich do stworzenia jednej z pierwszych piosenek. Catrin ma też w zwyczaju dokumentować zasłyszane rozmowy w przestrzeni publicznej w swoim notatniku iPhone'a. Ich początkowa twórczość miała w sobie dużo mroku. Wiązało to się ze stanem psychicznym Catrin, która przeprowadziła się do Londynu w 2013 roku z bagażem ponurych doświadczeń, które dotykały ją w rodzinnym mieście. Dorastała w niewielkim, prawicowym miasteczku klasy średniej w środku Anglii. Nie potrafiła się odnaleźć w bardzo toksycznym, rasistowskim, homofobicznym środowisku. Przez pięć lat odhaczała w kalendarzu kolejne dni do zakończenia szkoły. Czuła się prześladowanym wyrzutkiem. To muzyka okazała się dla Catrin ratunkiem i ucieczką od złych emocji. W wieku dziesięciu lat zakochała się w albumie "Where You Live" Tracy Chapman, który wniknął do jej podświadomości i ukształtował jej wyobraźnię muzyczną. Każdą szkolną przerwę obiadową spędzała w sali muzycznej, ćwicząc grę na pianinie. Mobilizujące do wybrania muzycznej ścieżki były dla niej także zwykłe szkolne występy, podczas których była pod wrażeniem tego, że "wszyscy milkną i słuchają tylko Ciebie". Studia w Londynie okazały się dla niej nowym rozdziałem w życiu, choć nierzadko też jej marzenia boleśnie zderzały się z otaczającą realnością. Echa tych wydarzeń słychać w piosenkach Another Sky, a zwłaszcza na ich debiutanckim albumie. Ale powróćmy jeszcze do ich początków. W kontekście historii Catrin znamienne jest, że swoje pierwsze próby odbywali w ciemnościach panujących w niewielkim studiu. Przenieśli to doświadczenie na swoje występy. Jeden z tych pierwszych zagrali w 2017 roku londyńskim St Pancras Old Church. Ukryli swoje sylwetki w mroku, a jedynym elementem oświetlenia były iluminacje wielkich kół za ich plecami. Ten koncert zrobił mocne wrażenie na publiczności. Wielu opuszczało świątynię z pytaniem o płeć wokalisty. "Czy to jednak powinno mieć jakiegowiek znaczenie?" – odpowiadała w duchu na te pytania Catrin. To doświadczenie na pewno w jakiś sposób zdefiniowało ich dalszą karierę. Rosnąca popularność, zwłaszcza po wydaniu w 2018 roku EP-ki "Forget Yourself", sprawiła, że, chcąc nie chcąc, musieli wyjść z cienia. W październiku zostali nawet zaproszeni do telewizyjnego występu w programie Later With Joos Holland. Po wydaniu debiutanckiej EP-ki skupili się na wydawaniu pojedynczych singli, z których warto wyszczególnić znakomite "Chillers", "Avalanche" i "The Cracks". Ten ostatni znalazł się na ścieżce dźwiękowej gry FIFA 20 (tam właśnie ich poznałem) i oczywiście, podobnie jak "Avalanche" zdobi ich debiut. W międzyczasie oczywiście koncertowali w wielu miejscach w Wielkiej Brytanii, supportowali dwa koncerty Biffy Clyro, pojawili się również na scenach takich festiwali jak Reading Festival, Haldern Pop Festival, Latitude Festival, czy intrygowali na showcase'ach (The Great Escape, SXSW). Na początku 2020 roku zagrali sesję dla NPR Music Tiny Desk Concert, a w sierpniu ukazał się wyczekiwany longplay "I Sleept On The Floor", zbierając pozytywne oceny krytyków i fanów. Nie zwalniają tempa! Już w pierwszy dzień Nowego Roku zaprezentują EP-kę "Music for Winter Vol. 1"! Single "It Keeps Coming" oraz "Sun Seeker" zapowiadają piękne otwarcie 2021 roku!

DLA KOGO?

Dla osób poszukujących w muzyce mocnych tekstów polityczno-społecznych osadzonych w eksperymentalnej, alternatywno-rockowej przestrzeni o bogatych teksturach i wyśpiewanych wokalem, którego nie da się zapomnieć.

W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI:




LIVE: 
 
 


SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: 
 



4. Des Rocs


 
Des Rocs

 
KTO?

Danny Rocco to chłopak, któremu obecnie w życiu przyświeca jedna misja: pragnie tchnąć w muzykę rockową nowe życie i przywrócić ją do łask publiczności na całym świecie! 
 
Urodził się w Nowym Jorku i często podkreśla w wywiadach, że jego DNA zostało przesiąknięte tym miastem. Choć w liceum zdarzało mu się występować jako klasyczny skrzypek, to, odkąd pamięta, zawsze czuł pociąg do muzyki gitarowej. Po ten instrument sięgnął jednakże stosunkowo późno, bo dopiero w wieku 13,14 lat, ale błyskawicznie doskonalił swój warsztat. Po wizycie w pewnej spelunie na Long Island, w której gromadzili się prawdziwi rockmani, poczuł, że to jest społeczność, do której chciałby przynależeć. Zaczął grywać z różnymi zespołami po mniejszych pubach, równolegle zdobywając wykształcenie prawnicze. W końcu ze swoim przyjacielem, Gerrym Lange, założył profesjonalny muzyczny duet znany jako Secret Weapons. W roku 2015 wypuścili swój pierwszy singiel "Something New", który odniósł przyzwoity sukces. Sprawnie mieszali w swojej twórczości inspiracje rockowe z taneczną, popową elektroniką. Zagrali parę tras koncertowych, wystąpili na kilku większych festiwalach w Stanach, a w 2017 roku wydali debiutancką płytę "At the setting comes crashing down on me" i... nagle ich plany całkowicie runęły. Gerry poważnie zachorował na boreliozę i został zmuszony do przejścia na przedwczesną muzyczną emeryturę. Dla Danny'ego to był trudny okres, ale także niebywały punkt zwrotny w jego karierze. Sięgnął w głąb swojej duszy i dokonał pewnego rodzaju rachunku sumienia. Stwierdził, że brakuje we współczesnej muzyce gitarowej pewnego rodzaju szaleństwa, innowacyjności, która sprawiała w poprzednich dekadach, że rock był tak wspaniały i popularny. Wykreował siebie na wybawcę rocka i stworzył solowy projekt pod pseudonimem Des Rocs. Postanowił pełnymi garściami czerpać i inspirować się dokonaniami takich artystów i zespołów jak Elvis Presley (wizerunek Danny'ego niemal do złudzenia przypomina króla rock 'n' rolla), Queen, Talkin Heads, Roy Orbinson, Jimi Hendrix, Led Zeppelin. Jako fan bluesa przemyca do siebie również sporo charakterystycznych elementów tego gatunku. Hołduje tradycji, ale przy tym jego twórczość jest skrojona pod współczesnego słuchacza. A do tego wszystkiego jest bezczelnym, bezkompromisowym, drapieżnym, fascynującym showmanem na scenie. To wszystko zdaje się zdawać egzamin i przynosić prawdziwy sukces. Wydana w listopadzie 2018 roku debiutancka EP-ka "Let The Vultures In" do tej pory osiągnęła dziesiątki milionów odsłuchań na Spotify! Rockowy talent Danny'ego rozbłysnął! Rok 2019 upłynął mu na zdobywaniu kolejnych fanów podczas tras koncertowych z The Struts oraz Grandsonem. Jakby tego mało, dostąpił zaszczytu dzielenia sceny z The Rolling Stones podczas jednego koncertu w Filadelfii! Zachwycał także w Europie. Otwierał z przytupem koncerty Muse w Oslo, Kopenhadze, Berlinie i Amsterdamie (jaka szkoda, że na tej liście nie znalazł się Kraków...). Zameldował się także na większych amerykańskich festiwalach, grając na Lollapalooza w Chicago, Voodo Fest czy też Kaaboo. Znalazł jednak też czas na stworzenie i wypuszczenie swojej drugiej, znów udanej, EP-ki "Martyr Parade". Kolejne plany podbijania muzycznego świata zostały oczywiście zahamowane przez koronawirusa. W tym roku Danny'emu pozostało skupić się na tworzeniu nowych kompozycji. Efekt? Niedawno otrzymaliśmy jego trzecią EP-kę, która w znakomity sposób (kozacki tytułowy singiel "This Is Our Life"!) zamknęła planowaną od początku trylogię minialbumów! Jego twórczość dociera coraz dalej i jest naprawdę na dobrej drodze, by za chwilę stać się czołową postacią współczesnej muzyki rockowej! Czas teraz na pełnoprawny debiutancki longplay! Ja już zacieram ręce! 

DLA KOGO?
 
Dla wszystkich fanów muzyki rockowej!

W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI:
 



LIVE: 
 



SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: 
 
 


5. Alice Boman

 
Alice Boman


 
KTO?

Alice Boman to 33-letnia szwedzka singer-songwriterka, wykonująca zachwycający dream-pop. Na początku tego roku, po wielu latach od pierwszej skomponowanej przez siebie piosenki, wydała swój debiutancki album "Dream On".
 
Jako nastolatka swoje pierwsze utwory pisała w sypialni w rodzinnym Malmö. Tworzyła je dla zabawy, bez zamiaru ich upubliczniania. Jednak dla własnej satysfakcji wysłała swoje dema do profesjonalnego studia. Bez większych oszczędności finansowych, z trwogą zapytała się koszt sesji nagraniowej. Facet, który przesłuchał przesłane piosenki, zachwycił się na tyle, że bezinteresownie wysłał je do wytwórni Adrian Recodrings. Podzielili oni jego entuzjazm i zaprosili Alice do współpracy. Podekscytowana Szwedka nie odmówiła. Tym sposobem w maju 2013 roku wydany został pierwszy zbiór jej kompozycji zawarty w EP-ce "Skisser". Natchniona pierwszymi sukcesami Alice, idąc za ciosem, rok później wydała drugi minialbum "EPII". Na oba wydawnictwa wylała się fala uznania krytyków. Pozwoliło to Alice zabrać swoją twórczość w światową podróż. Przez kolejne lata występowała w Europie (wyprzedana w 2018 roku trasa z dwoma koncertami jednego wieczoru w londyńskim St Pancras Old Church), Stanach Zjednoczonych, a nawet w Ameryce Południowej. Zagrała również na takich festiwalach jak: Rosklide, Way Out West, End Of The Road, Electric Picnic. Ekranowy potencjał melancholijnych opowieści Alice zauważyli twórcy filmów i seriali. Utwory Alice pojawiły się w takich produkcjach jak: "13 Powodów", "Papierowe Miasta", "W garniturach", "Transparent", "Wanderlust". Biorąc pod uwagę, że kino jest dla Boman ważnym elementem jej życia, a filmy stanowią inspirację do pisania piosenek, to wykorzystanie jej utworów w ekranowych dziełach było dużą nobilitacją. Wydawało się, że droga do pierwszego longplaya stoi otwarta. Niestety tempo komponowania nowych piosenek gwałtownie spadło. Przez kolejne pięć lat pojawiały się wyłącznie pojedyncze single i w pewnym momencie wizja debiutanckiego krążka stała się ponura. Alice jednak cierpliwie i ze skupieniem szukała inspiracji, czy to w swoich podróżach, czy też w zagłębianiu się w twórczościach takich artystów jak Elvis Presley, Cindy Lauper, Portishead, Pink Floyd, a przełomowym momentem było nawiązanie kreatywnej znajomości z Patrikiem Bergerem – szwedzkim producentem, który na koncie ma współpracę z Robyn, Charlie XCX, Santigold. Zaskakujący wybór! Na szczęście Berger nie zamierzał wzbogacać spokojnej twórczości Alice o popowe ozdobniki. Jasne, poszerzył paletę dźwięków, ale pozwolił tej dziewczynie pozostać sobą. Przy tym, jak sam wyznaje, zaczął myśleć o muzyce w zupełnie inny sposób. Nigdy nie myślał, że coś tak delikatnego może brzmieć tak intensywnie. 17 stycznia tego roku nakładem wytwórni Play It Again Sam (Agnes Obel, Keaton Henson, Editors, Balthazar, Anna of the North, Lisa Hanningan, Other Lives) ukazał się długo wyczekiwany krążek "Dream On". I znów Alice rozbiła skarbonkę z zachwytami krytyków. Każdy z dziesięciu utworów, które zdobią ten album, zrobił również na mnie ogromne wrażenie. Niezwykłą wrażliwością, subtelnym klimatem, niespiesznym tempem i precyzyjnie utkanymi emocjami. To smutny album, emocjonalnie rozbrajający, ale niosący również pokłady pewnej nadziei. Imponujący jest również ten kruchy wokal Alice, zawieszony gdzieś między eterycznością a upiornością, lecz nieograniczający siły emocjonalnego ładunku tych kompozycji. W styczniu Alice wystąpiła na Eurosonic, a w lutym udało się jeszcze zabrać ten album w podróż po Europie (Kopenhaga, Berlin, Amsterdam, Paryż, Bruksela, Londyn). Kolejne plany zniweczył rozwój pandemii koronawirusa (podobno Alice miała zagrać w Polsce na Halfway Festival). Latem Boman zaprezentowała jeszcze nową kompozycję "Wake Me Up", która powstała dla drugiego sezonu netflixowego serialu "Trinkets". Mam nadzieję, że nie przyjdzie nam długo czekać na kolejny album tej niezwykłej Szwedki i równie szybko pojawi się szansa, by wspólnie z nią smucić się na koncercie w Polsce! 

DLA KOGO?

Dla osób poszukujących melancholijnego, delikatnego, emocjonalnego, kinowego dream-popu ubranego w stylową produkcję skandynawską.

W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI:




LIVE:
 
 

 
 
 
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: 
 


  
 

6. Angie McMahon

 
Angie McMahon

 
KTO?

26-letnia australijska singer-songwriterka, Angie McMahon, zachwyciła mnie dwa lata temu swoim potężnym wokalem, poetyckimi tekstami, szczyptą poczucia humoru i autentycznością! Nie sposób się nie zakochać w tej dziewczynie! 
 
Wychowana w Melbourne od najmłodszych lat przejawiała zainteresowanie książkami (jej tata jest prawnikiem i miłośnikiem literatury) i muzyką (Angie wspomina słuchanie m.in. Van Morrisona, Springesteena, Joni Mitchel podczas rodzinnych podróży samochodem). Jako nastolatka zaczęła śpiewać covery popowych piosenek, miała obsesję na punkcie singer-songwriterek, ale sięgała też po twórczość choćby Bona Ivera. Publikowała je na YouTube (najwięcej odtworzeń zyskał jej piano cover "Titanium"), ale dziś już próżno ich szukać. W szkole brała lekcje śpiewu, ale nie trwało to długo. W roku 2013 wzięła udział w konkursie wokalnym organizowanym przez firmę Telstra. Wygrała, a nagrodą była... możliwość otwierania występów Bon Jovi na ich australijskiej trasie. Nie mówimy tu o pełnoprawnym supporcie, tylko o krótkich, 10-minutowych setach granych przy gromadzącej się dopiero publiczności. Angie wspomina te występy ze śmiechem i nie uważa, że była wtedy zbyt dobra. Po tych wydarzenia poczuła, że to jeszcze jednak nie jest ten moment na rozpoczęcie solowej kariery. Zdecydowała się dalej skupiać na nauce i studiowaniu literaturoznawstwa (próbowała dostać się do muzycznego koledżu, ale zarzucano jej słabą technikę w muzyce jazzowej i klasycznej), na chwilę wyjeżdżając w celach naukowych do Londynu. Równolegle dołączyła do soulowego, dziewięcioosobowego zespołu The Fabric. Była w tym składzie jedyną kobietą. To było oczywiście ważne doświadczenie, przynoszące pierwsze poważne sceniczne występy oraz potrzebę doskonalenia swojego wokalu, którym musiała przebijać się na front przez bogate, multiinstrumentalne tło. 29 czerwca 2014 roku udało im się wydać imienną EP-kę. Z czasem jednak samotne przebywanie w tak dużej grupie mężczyzn stało dla Angie bardzo frustrujące. Zrezygnowała. Pracując za barem w Some Velvet Morning, integrowała się z przebywającym tam środowiskiem muzycznym i snuła powoli plany swojej solowej kariery. Skromne występy z gitarą w ręku w niewielkich pubach zdarzały się jej od 2015 roku. Pierwszą autorską kompozycją "Slower Mover" pochwaliła się w październiku 2016 występie dla Shoelace Session. W nagraniu widzimy Angie ubraną w ciepły sweter oraz długie skarpetki, siedzącą przed ogniskiem z elektryczną gitarą w ręku i powalająco wykonującą świetnie skomponowaną piosenkę. Od samego początku wykreowała wokół siebie bardzo ciepły wizerunek, który do dziś jest jej znakiem towarowym. Minął jednak cały rok, zanim ten utwór ukazał się w profesjonalnej, studyjnej wersji. Nie byłoby to pewnie możliwe, gdyby nie wsparcie (mentorskie i finansowe), które otrzymała od Josh Pyke Partnership i APRA AMCOS – australijskiego artysty, który z pomocą organizacji pozarządowej co roku otacza opieką jednego młodego, utalentowanego artystę. Dzięki ich pomocy Angie zyskała profesjonalną menadżerkę (i obecnie przyjaciółkę) Charlotte Abroms oraz fundusze na zrealizowanie swoich muzycznych marzeń. Singiel "Slow Mover" okazał się sukcesem (33 miejsce w prestiżowym rankingu Top 100 popularnej rozgłośni triple J) i napędził rozwój jej kariery. Jeszcze w 2017 roku dostąpiła zaszczytu supportowania Fathera John Misty oraz grupy The Shins. Na początku 2018 roku otwierała koncerty Alanis Morissete. Nagle Angie stała się objawieniem na australijskiej scenie muzycznej. W maju towarzyszyła duetowi Angus & Julia Stone podczas ich trasy po Australii. Ten popularny duet nie szczędził młodszej koleżance z branży wielu ciepłych słów.  Zaprosili ją nawet jako support na swój lipcowy koncert w londyńskim, kultowym Royal Albert Hall (wcześniej Angie zagrała także tryumfalny set na największym australijskim festiwalu Splendour In The Grass). Dynamika sukcesów przytłoczyła skromną Angie. W dniu koncertu w Royal Albert Hall menadżerka zastała ją, wybuchającą emocjonalnym płaczem w hotelowym pokoju. Pomimo natłoku chaotycznych myśli i jasnej deklaracji jej menadżerki, że jeśli nie będzie miała na coś ochoty, to nie musi tego robić, Angie była równocześnie bardzo zdeterminowana do tego, by wystąpić. W wywiadach bardzo często podkreśla, że utrzymanie zdrowia psychicznego jest jej priorytetem w życiu i otwarcie przyznaje się do korzystania z usług terapeuty, apelując do wszystkich osób, szczególnie introwertyków, o niezatrzymywanie w sobie złych emocji.  Po, oczywiście udanym, koncercie w Londynie, Angie straciła głos i zmuszona była odwołać kilka kolejnych występów w Anglii. We wrześniu zagrała swoją pierwszą headlinerską trasę po Australii, zapraszając na support kanadyjskiego artystę Leifa Vollebekka, z którym zawiązała nić artystycznej przyjaźni. Podczas tej trasy spełniła swoje marzenie i wystąpiła w dużej hali The Forum w swoim rodzinnym mieście. Tuż po zakończeniu trasy, Angie poleciała jeszcze do Hamburga, by wystąpić podczas showcase'owego Reeperbahn Festival. Pomiędzy tymi wszystkimi wydarzeniami Angie znalazła także czas na publikację nowych singli: "Missing Me", "Keeping Time" oraz coveru "Helpless" Neila Younga. Fragmentarycznie przygotowywała się do wydania swojego pierwszego albumu w roku 2019. Ten rok okazał się dla niej przełomowy. Rozpoczął się od dzielenia sceny w Auckland z Mumford & Sons, Leonem Bridgersem, Michaelem Kiwanuką i Sam Fenderem. Ogromnym sukcesem okazał się dla niej marcowy wyjazd do Stanów Zjednoczonych. W tym czasie wydała kapitalny singiel "Pasta", zagrała kilka setów podczas SXSW i zgarnęła prestiżową nagrodę Grulke Prize w kategorii Best Developing International Act (wcześniej tę statuetkę zdobywali m.in.: Courtney Barnett, Chvrches, Jade Bird). "Przy okazji" wystąpiła również przed Pixies w Knoxville. W czerwcu powróciła do Londynu, by m.in.: supportować Gary Clarka Jr. w Rondehouse i Royal Albert Hall oraz wystąpić na festiwalu All Point East. Otrzymała również zaproszenia od Best Kept Secret Festival i Sziget Festival. W lipcu ukazał się jej debiutancki, wspaniały album "Salt". Inspirowany twórczością m.in: Big Thief, Bruce'a Springsteena, Courtney Barnett, Fleetwood Mac i Lianną La Havas, wypełniony fantastyczną mieszanką soulu, folku, rocka. Krążek zebrał bardzo dobre recenzje. Ja sam byłem (i wciąż jestem) pod wrażeniem tego emocjonalnego materiału (zwłaszcza opad szczęki sprawia piorunująca piosenka "And I Am a Woman")  i umieściłem "Salt" w dziesiątce najlepszych debiutów 2019. Z promocją swojego pierwszego krążka Angie zagrała jesienią kolejną dużą trasę po Australii. W listopadzie powróciła do Stanów na zaproszenie Hoziera. Otworzyła kilkanaście jego dużych koncertów, a ponadto każdego wieczoru pojawiała się na scenie obok popularnego Irlandczyka, wykonując z nim w duecie "Work Song"! Do sukcesów tamtego roku możemy doliczyć jeszcze sesję live dla Audiotree oraz zaskakujący cover "Knowing Me, Knowing You" ABBY dla triple J. Te dwanaście miesięcy były dla niej prawdziwym rollercoasterem! Choć nic tego nie zapowiadało, rok 2020 okazał się dla niej odpoczynkiem od budowania swojej popularności podczas tras koncertowych. Angie w tym okresie spowolnienia odłożyła na bok gitarę i usiadła przy pianinie. Ta odmiana przyniosła premierę EP-ki "Piano Salt", na której pojawiają się oszczędnie wykonane wybrane utwory z debiutu, duet z Leifem Vollebekkiem ("If You Call") oraz dwa covery: "River" Bruce'a Springsteena i "Born to Die" Lany Del Rey. Przepiękne wydawnictwo, na którym na pierwszy plan wysuwa się ten przepotężny, emocjonalny wokal Angie. Tym sposobem wspaniale domknęła swój pierwszy etap solowej kariery, która od momentu wydania pierwszego sinla rozwinęła się w bardzo dynamiczny i spektakularny sposób! Utalentowana Australijka pracuje powoli nad materiałem na drugą płytę, a zalążek nowości w postaci kompozycji "Staying Down Low" wykonała w sesji dla programu muzycznego The Sound. Czekam na więcej!

DLA KOGO?

Dla fanów wszelkiej maści odmian singer-songwriterskiego folk-rocka i dla tych, którzy poszukują zdumiewających, potężnych kobiecych wokali. 

W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI:



 
LIVE:
 



SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: 
 
 


 

7. Valeria Stoica

 
VALERIA STOICA


 KTO?
 
Pochodząca z Mołdawii Valeria Stoica zauroczyła mnie na początku roku singlem "Empty Air", a kilka miesięcy później zachwyciła przepięknym debiutanckim krążkiem "I Don't Like Roses", na który złożyło się 9 harmonijnych, indie-folkowych piosenek, śpiewanych zarówno w języku rumuńskim, jak i, przeważająco, angielskim. To szczera opowieść o przejściu od naiwności dzieciństwa do artystycznej dojrzałości. Swoiste podsumowanie jej pierwszego rozdziału kariery, który składał się ze wzlotów i upadków. 
 
Muzyczna przygoda Valerii miała swój początek w jej rodzinnym ogrodzie w niewielkim mołdawskim mieście Nisporeni, w którym w wieku około 5,6 lat tworzyła scenę (pomiędzy cegłami umieszczała grabie, które imitowały statyw mikrofonu) i udawała, że gra koncerty. W wieku 9 lat otrzymała od swojego ojca gitarę i rozpoczęła naukę w szkole muzycznej. Przez sześć lat doskonaliła warsztat, po czym jej nauczyciel zachorował i... zaproponował jej zamianę roli i przejęcie jego zajęć. Valeria przystała na ten pomysł i przez rok uczyła młodsze klasy. W wieku 16 lat rozpoczęła się jej przygoda z profesjonalnym śpiewaniem. Na YouTube zaczęła publikować piękne covery piosenek swoich ulubionych artystów (m.in.: Daughter, Damiena Rice'a, Jessie Ware, Sarah Jaffe). Ważnym momentem w jej życiu był udział w mołdawskiej wersji programu "Mam Talent". Zachwyciła tam jurorów i publiczność swoim ciepłym głosem i skromnością. Dotarła do finału, wykonując pod drodze m.in. śliczny cover "Yellow" grupy Coldplay. Nie wygrała, ale i tak posypały się dla niej różne oferty. Wszystkie odrzuciła. Postanowiła skupić się na nauce w liceum i spokojnie zastanowić się nad przyszłością. Rozważała zawód psychiatry, ale ostatecznie zdecydowała się studiować na Wydziale Reżyserii i Filmu Akademii Muzyki, Teatru i Sztuk Pięknych w Kiszyniowie. Nauka na tym kierunku pozwalała się rozwinąć Valerii także w sprawności kompozytorskiej. W wywiadach podkreśla, że często swoje utwory komponuje właśnie poprzez obrazy. Tworzy w wyobraźni teledyski, do których poszukuje melodii. Inspiracji w dużej mierze poszukuje w naturze i prostocie życiowych sytuacji. Nad filmowym aspektem swojej muzycznej twórczości nie pracuje jednak sama. Właściwie gdyby nie jej przyjaciel, fotograf, Nicu Drăgan, to być może dziś nie pisałbym o tej dziewczynie. To on ją zachęcał w 2016 roku do wypuszczenia w świat swojej autorskiej kompozycji i zaoferował pomoc w sfilmowaniu klipu. I tak, pod koniec października, Valeria zadebiutowała pięknym utworem "Remember". Cztery miesiące później opublikowała jeszcze kompozycję "Distance" w języku rumuńskim. Niewiele zabrakło, by na tym skończyła się jej muzyczna kariera.  Stoica poczuła jakąś bezsilność i nie była pewna, czy to odpowiedni dla niej kierunek. Zwrotem akcji okazał się telefon od rumuńskiej wytwórni Hahaha Production, która zaprosiła ją na rozmowy do Bukaresztu. Niespodziewanie Valeria odkryła, że jej piosenki są obecne w tamtejszym popularnym Radiu Guerrilla. Wyjazd do Rumunii był dla niej motywacją do dalszego tworzenia muzyki. Bardzo silne wsparcie uzyskała także od organizacji Uninvited Artists – niezależnej społeczności rumuńskich artystów zajmujących się muzyką elektroniczną, pop-punkiem, jazzem, czy choćby, interesującym Valerię, indie-folkiem. Wszystko zaczęło się na nowo układać. Na początku 2018 roku Valeria powróciła z singlem "Get Back". Za klip tego utworu, a także za wszystkie przyszłe, wciąż odpowiadał Dragan. Dodatkowo w tworzeniu scenografii i stylu zaczęła doradzać jej siostra Mihaela (projektantka mody z wykształcenia). Nie było jednak pośpiechu w tworzeniu pierwszego longplaya. Jeszcze w tym samym roku ukazały się dwa single "Just a Boy" i śpiewany po rumuńsku "Poate". Następny rok przyniósł kolejne dwa nowe utwory: "Be My Friend" i "Empty Air" – oba wyśmienite i szybko wpadające w ucho! Jej twórczość coraz śmielej przekraczała granice Mołdawii i Rumunii, znajdując coraz więcej sympatyków na Zachodzie. Szczególną popularnością cieszy się we Włoszech. Coraz częściej koncertowała, występując m.in. na bardzo dużym festiwalu Electric Castle, a w Dortmundzie otworzyła koncert Lucy Dacus! No i wreszcie, we wrześniu tego roku, udało się jej wydać pierwszy album "I Don't Like Roses", którym pięknie podsumowała swój pierwszy etap kariery! Zdaję sobie sprawę, że nie będzie łatwo o wielki sukces na arenie międzynarodowej, ale jej muzyka broni się sama i przy odpowiednim szczęściu wierzę, że głos Valerii będzie słyszalny w wielu zakątkach globu. Jej muzyka to przykład, że prawdziwe wartości potrafią imponować prawdziwą skromnością.
 
Dla kogo? 

Dla wszystkich, którzy szukają szczerego, prostodusznego, delikatnego indie-pop-folku!

W pierwszej kolejności: 




LIVE: 




 
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ:
 




8. SAMIA

 
SAMIA

 
KTO?

24-letnia Samia Finnerty wydała w sierpniu olśniewający debiutancki krążek zatytułowany "The Baby". W moich głośnikach ten album pojawił się dopiero w listopadzie, ale od razu podbił moje serducho i obecnie wracam do niego regularnie. Czym mnie ta artystka uwiodła? Otóż Samia w swojej twórczości sprawnie łączy akustyczną wrażliwość indie z przyjaznym dla ucha inteligentnym popem. Jest tu też w tym szczypta folk-rockowego brzmienia. Do tej układanki śmiało możemy dorzucić jeszcze piękny wokal Sami oraz świetne, autobiograficzne teksty, które ilustrują przyziemne problemy współczesnych dwudziestolatków i przy okazji potrafią złamać serducho (tu kłania się poruszająca kompozycja "Is There Something in the Movies?". Swoją drogą w klipie do tej piosenki pojawia się inna tegoroczna muzyczna debiutantka oraz znana aktorka młodego pokolenia – Maya Hawke!). 
 
Jej przygoda ze sztuką rozpoczęła się na etapie dzieciństwa, które spędzała w Los Angeles. Zainteresowanie aktorstwem i muzyką wynikało z prostego faktu: jej rodzice pracują w branży rozrywkowej i na koncie mają aktorskie role. Mama Samii, Najima, jest znana z filmów "Sister Act" i "Hocus Pocus", a tata, Dan, grał choćby w "The Hangover" i "The Terminal". Warto jeszcze podkreślić bliskowschodnie korzenie jej rodziny. Debiutancki album rozpoczyna się od nagrania jej libańskiej babci, w którym czule śpiewa do swojej wnuczki. Samia zresztą uważa, że arabska muzyka wpłynęła na jej wokalny styl, zwłaszcza na przypadkowe podnoszenie nut o oktawę. Przełomem w jej życiu była przeprowadzka do Nowego Jorku w wieku 15 lat. To właśnie w nowojorskiej społeczności znalazła oparcie i doskonaliła swoje muzyczne rzemiosło na brooklyńskiej scenie muzycznej DIY (równolegle studiowała też muzykę na The New School). Udzielała się w wielu zespołach, stworzyła fałszywy adres mailowy managera i dobiła się tym sposobem do wielu klubów. Taszczyła ze sobą gitarę i grała covery m.in.: Fiony Apple i Tori Amos. Jej nastoletnie muzyczne obsesje obracały się wokół wielu artystów, z których przykładowo można wymienić: The National, Sufjana Stevensa, Janis Joplin, Davida Bowie, Nirvanę, czy wreszcie Fathera John Misty. Hołd dla tego ostatniego złożyła w piosence zatytułowanej "The Night Josh Tillman Listened to My Song" (2017). Czyż nie uroczo? Jednak większym kamieniem milowym dla jej muzycznej kariery okazał się wcześniejszy singiel "Somone Tell the Boys" – feministyczny (wychowana od wczesnych lat w duchu społecznego aktywizmu) manifest skierowany przeciwko protekcjonalnym zachowaniom mężczyzn wobec kobiet, którymi sama artystka bywała ofiarą. Nieoczekiwanie ten utwór wylądował na okładce bardzo popularnej spotifajowej playlisty "Badass Women". Jej kariera nabrała tempa. Pojawiła się grupa oddanych fanów, którzy określili Samię jako Lanę del Rey, ale z większą dawką emocjonalnego niepokoju. Przede wszystkim jednak zyskała uwagę branży muzycznej, co pomogło jej podpisać kontrakt z wytwórnią Grand Jury Music. Przez kolejne miesiąca cierpliwie pracowała nad swoim warsztatem, zbierała doświadczenie, publikując przy tym pojedyncze single i covery. Załapała się także na trasy koncertowe jako support Soccer Mommy, Donny Missal oraz Hippo Campus. Zwłaszcza z chłopakami z Hippo Campus (całkiem popularny indie-rockowy zespół w Stanach, który kiedyś brałem pod uwagę w kontekście prezentacji na blogu) nawiązała bardzo dobre relacje, które sprawiły, że pod ich wpływem otworzyła się na indie-rockowe brzmienie podszyte elektroniką (choć niezmiennie jest mocno zapatrzona w amerykańską scenę folk i country). Ponadto dwóch członków zespołu, Jake Luppen i Nathan Stocker, pracowało z Samią nad jej debiutem. Pomocą w procesie powstawania "The Baby" służyli również jej przyjaciele z zespołu Active Bird Community oraz Caleb Hinz z The Happy Children. Za produkcję odpowiadał Lars Stalforz (Soccer Mommy, Foster The People, St. Vincent). Jest w tym pewien paradoks, że na debiucie śpiewa o swoich lękach, niepokojach związanych z samotnością, których doświadczała w poprzednich latach, a ostatecznie ten materiał powstał przy ogromnym wsparciu wielu wspaniałych i ważnych dla niej osób, które podzielały jej twórczą wizję. Płyta "The Baby" ostatecznie zyskała bardzo przychylne i ciepłe recenzje, a teraz pojawia się w wielu rankingach czołowych muzycznych portali, podsumowujących 2020 rok. Jestem pewny, że ta utalentowana dziewczyna ma przed sobą piękną karierę i będzie dostarczać nam wielu pięknych melodii w przyszłości!
 
DLA KOGO?

Stawiam śmiało Samię w jednym szeregu z innymi wspaniałymi singer-songwriterkami młodego pokolenia: Phoebe Bridgers, Julien Baker, Lucy Dacus, Fenne Lilly, czy choćby Snail Mail! 
 
W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI:




LIVE:
 
 

 

 
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: 
 
 


 

9. Holly Humberstone

 
Holly Humberstone

 
KTO?

Z przymrużeniem oka zwykłem mawiać, że Holly Humberstone jest brytyjską odpowiedzią na złote pokolenie młodych amerykańskich singer-songwriterek. 
 
Ta utalentowana 20-letnia artystka dorastała w niewielkiej miejscowości Grantham z trzema siostrami. Jej rodzice są lekarzami zamiłowanymi w sztuce i eklektycznej muzyce (jej mama potrafi grać na wiolonczeli, a tata jest miłośnikiem poezji). W jednym z wywiadów wspomina bardzo mocne emocje wzbudzane przez płytę "O" Damiena Rice'a, której słuchała, podróżując z rodzicami w samochodzie jako siedmiolatka. W domu zakazana była telewizja, więc Holly spędzała wolny czas, wymyślając piosenki oraz melodie do wierszy. Z czasem przerodziło się to w profesjonalne tworzenie autorskich kompozycji. Wysyłane do stacji radiowych znalazły tam swoich zwolenników. Ostatecznie zaowocowało to pierwszymi występami w roku 2019. Została zaproszona nawet na scenę BBC Introducing Stage podczas Glastonbury Festival. Po tych wydarzeniach zdecydowała się na samodzielną przeprowadzkę do Londynu, gdzie spotykała się z innymi pisarzami i poprawiała rzemiosło. Wciąż tak naprawdę poszukiwała swojego własnego głosu. Przełomem było spotkanie na swoje drodze Roba Miltona – pisarza, producenta i muzyka (członek indie-popowej grupy Dog Is Dead). Z nim powróciła do starego domu rodzinnego, gdzie założyli skromne studio i rozpoczęli pracę nad szlifowaniem kompozycji i muzycznego warsztatu Holly. Na początku 2020 roku musieli przerwać ten twórczy proces, ponieważ Humberstone została zaproszona na europejską trasę Lewisa Capaldiego. Jeszcze w lutym samotnie występowała uzbrojona w gitarę na Wembley Arena, a już w marcu, w związku z pandemią koronawirusa, powróciła do swojej sypialni z dzieciństwa w Grantham. Pomimo walki z twórczą blokadą związaną z lockdownem, Holly postanowiła trzymać się planu i wydać latem (20.08) swoją debiutancką EP-kę "Falling Asleep at the Wheel". Jej tematem przewodnim stał się lęk do prowadzenia pojazdów (Holly nawet nie przyznaje się, ile razy zawaliła egzamin na prawko). Mamy tu do czynienia z bardzo osobistymi tekstami (sama Holly podkreśla, że pisanie tekstów traktuje jako sesje terapeutyczne) osadzonymi w akustycznym cieple połączonym z mroczno-elektroniczną produkcją. Jej muzykę można śmiało umieścić pomiędzy twórczościami Lorde, Maggie Rogers i Phoebe Bridgers (Holly nie ukrywa swojej sympatii do tych artystek). EP-ka została przyjęta bardzo ciepło. Holly stworzyła świetną wizytówkę swojej muzycznej wrażliwości. Wciąż chyba niejednoznacznie określonej, ale to przecież dopiero początek jej prawdziwej muzycznej przygody. Warto jeszcze podkreślić świetną pracę wykonaną w związku z promocję tej EP-ki, która zaowocowała m.in.: występami w programie Jimmiego Kimmela oraz sesjami dla Vevo DSCVR. Obecnie często pojawia się w wielu zestawieniach (BBC Sound 2021, Vevo DSCVR Artists to Watch 2021) artystów, których warto obserwować w 2021 roku! Podobno już pracuje nad kolejną EP-ką!     

DLA KOGO?
 
Dla fanów Lorde, Phoebe Bridgers, Maggie Rogers, Haim, Damiena Rice'a, Bona Ivera!
 
W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI:




LIVE:
 
 

  
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: 


 
 

10. Alfie Templeman

 
Alfie Templeman

 
KTO?
 
Ten chłopak ma 17 lat, cztery minialbumy na koncie, setki napisanych piosenek w szufladzie, tysiące obserwatorów, miliony odsłuchów, potężne wsparcie BBC Radio, entuzjastyczne artykuły najważniejszych brytyjskich portali oraz pism branżowych i, przede wszystkim, wyjątkowy talent! Poznajcie Alfiego Templemana! Jednego z najbardziej ekscytujących brytyjskich artystów młodego pokolenia! 
 
Jego przygoda muzyczna rozpoczęła się od uderzania w domowe garnki i patelnię w niewielkiej miejscowości Cartlon pod wpływem telewizyjnego koncertu Rush. Gdy już opanował tłuczenie garów, zaczął sięgać po kolejne instrumenty: gitarę, skrzypce, harmonijkę ustną, bas... Podobno potrafi obecnie grać na 10 instrumentach! Duży wpływ na jego zainteresowanie muzyką mieli oczywiście rodzice. Jego tata posiadał kolekcję gitar, która od najmłodszych lat fascynowała Alfiego, a mama skutecznie zachęcała go do śpiewania. Uzdolniona muzycznie jest również jego siostra, która gra na pianinie i trąbce. Muzyka wypełniała jego rodzinny dom. W wieku 10 lat z przyjaciółmi zaczął interesować się nagrywaniem i produkcją muzyki, co skutkowało tym, że już w wieku 13 lat wypuszczał w świat (czytaj: w Spotify) swoje pierwsze profesjonalne kompozycje. Został zauważony i jako piętnastolatek podpisał kontrakt z wytwórnią Chess Club (wydawała pozycje m.in. MØ, Sundara Karmy, Wolf Alice, Jungle, Pumarosy, Mumford And Sons). Pod jej skrzydłami wydał w 2018 roku swoją debiutancką EP-kę "Like an Animal", która ma w sobie taki macdemarcowski vibe (Alfie przyznaje się do inspiracji twórczością tego artysty). Pracował nad nią samodzielnie w swojej sypialni, poświęcając wolne popołudnia po zajęciach szkolnych. W następnym roku ukończył szkołę średnią z pozytywnym wynikiem egzaminu GCSE i postanowił poświęcić się wyłącznie tworzeniu muzyki. Na przestrzeni dwunastu miesięcy 2019 roku wydał kolejne dwie EP-ki: "Sunday Morning Cereal" (czerwiec) i "Don't Go Wasting Time" (listopad). Szczególnie ciekawa jest ta druga pozycja (produkowana przez Roba Miltona, wspominanego wyżej przy Holly Humberstone), na której do indie-popowych melodii dołożył inspiracje muzyką R&B (w tamtym czasie zachwycał się Frankiem Oceanem i Taylor, The Creatorem). Nie tylko jednak na tworzeniu muzyki upłynął mu tamten rok. Coraz silniej zaznaczał swoją pozycję na brytyjskich scenach. Otworzył koncert Sundary Karmy w hali 02 Brixton Academy, supportował na trasie Sports Team, dzielił sceny z Inhaler i Nilüfer Yanya. Zaliczył także swoje pierwsze festiwalowe występy na m.in.: Reading & Leeds Festival, Field Day, Reeperbahn Festival, Neighborhood Festival, Truck Festival. Jego pozycja na rynku muzycznym szybowała! W styczniu tego roku został zaproszony na showcase'owy Eurosonic oraz rozpoczął swoją pierwszą samodzielną minitrasę na Wyspach. Koncertowe plany na kolejne miesiące pokrzyżował koronawirus. Co w tej sytuacji mógł zrobić Alfie? A jakże – nagrać nowy materiał! Składający się z sześciu utworów minialbum "Happiness in Liquid Form" pojawił się 17 lipca i znowu podbił serca słuchaczy oraz krytyków. W tym dość ponurym roku Alfie zapodał idealną dawkę pozytywnych wibracji! Utwór "Wish I Was Younger" znalazł się nawet na ścieżce gry FIFA 21! Ten chłopak ma niespożytą kreatywność i jesienią wypuścił już kolejne dwa znakomite single ("Forever Isn't Long Enough", "Shady")! Jak na tak młodego chłopaka, to lista jego osiągnięć i sukcesów jest imponująca! A przecież wymieniłem tylko te najważniejsze! Alfie nieustannie otrzymuje również ogromne wsparcie od wielu muzycznych instytucji. Podobnie jak Holly Humberstone znalazł się w gronie artystów nominowanych do BBC Sound 2021 oraz Vevo DSCVR Artists to Watch 2021. Bez wątpienia jest jedną z najjaśniejszych wschodzących gwiazd świata muzyki!
 
Dla kogo? 
 
Jeśli poszukujecie utworów przesiąkniętych nienasyconym pragnieniem zabawy i energii utrzymanych w klimatach indie, pop, funk, R&B, disco, to Alfie Templeman musi się znaleźć na Waszych playlistach!

W pierwszej kolejności:



 
LIVE:
 
 
   
 
 
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ:

 

-------------
 
Tak jak zaznaczyłem na wstępie – powyższa dziesiątka artystów nie wyczerpuje listy moich odkryć muzycznych z ostatnich miesięcy.  Tu z pomocą przychodzi moja tegoroczna spotifajowa playlista, na którą starałem się regularnie wrzucać artystów, którzy mi się objawiali (przed publikacją tekstu dokonałem jednak rachunku sumienia i dorzuciłem kilka odkryć, które umknęły). Panują na niej luźniejsze zasady, niż te, którymi kierowałem się przy selekcji zamieszczonej powyżej. Do jednego worka wrzucałem artystów zarówno polskich, jak i zagranicznych. A także tych, którzy w swojej dyskografii dysponują już pokaźniejszą liczbą albumów, a o których wcześniej istnieniu nie byłem świadomy (zwracam uwagę zwłaszcza na Porridge Radio, Songhoy Blues, Gerry'ego Cinnamona, Fenne Lily, Marcusa Kinga, Novo Amora). Efektem jest prawie 3,5-godzinna dawka świeżej, różnorodnej i momentami ekscytującej muzyki! Bez wątpienia są tam artyści, którzy wciąż mają szansę w przyszłości gościć na łamach mojego bloga przy różnych okazjach! Zachęcam do przesłuchania!
 
 


Na koniec chciałbym podziękować za wszystkie podsyłane do mnie muzyczne propozycje! Bez Waszych wskazówek być może zabrakłoby w tym przeglądzie miejsca dla Des Rocsa! Kilku innych polecanych przez Was artystów zdobi powyższą spotifajową playlistę i znajdują się pod moją obserwacją. Nigdy nie mogę Wam obiecać, że przesłucham i zachwycę się twórczością danego artysty, tak, jak wy. Bywa, że to jest bardzo złożony proces. Zauważyłem, że w ostatnim czasie podchodzę do młodych artystów z większą ostrożnością, niż to miało miejsce na początku projektu "PM odkrywają". Nie da się też ukryć, że działając w pojedynkę, wyłącznie dla satysfakcji, poza godzinami pracy (która nie daje mi szansy słuchać ulubionej muzyki) moje zdolności, nazwijmy to brzydko, przerobowe są ograniczone. Serducho muzyczne jednak wciąż jest nienasycone i łaknie nowych muzycznych emocji, więc śmiało dalej (w wiadmościach prywatnych lub na skrzynkę mailową) podrzucajcie swoje własne odkrycia muzyczne! Nigdy nie wiadomo, co się z tego może narodzić!


 
Sylwester Zarębski
PM
21.12.2020


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.