Coachella 2016 okiem PM - dzień drugi

/
0 Comments


Nie miałem sił, by zmusić się wstać o 3.00 w niedzielę. Udało się dopiero o 6-tej :D Tak więc kilka występów przewinąłem sobie, obejrzałem fragmenty i retransmisje. Przedstawiam więc to co kolejno widziałem. 

Courntey Barnett - jedna z najbardziej rozchwytywanych formacji w tym roku. Grają wręcz wszędzie gdzie tylko mogą. Ja tego hype'u do końca jeszcze nie pojmuję, choć podejrzewam skąd on się bierze. A występ na Coachelli był po prostu bardzo poprawny.
.
Chvrches - co prawda grali na głównej scenie, ale moim zdaniem to nie było dobre miejsce i dobry czas (w świetle kalifornijskiego słońca) na taki występ. Mimo to, było bardzo pozytywnie. Lauren Mayberry na scenie dawała z siebie wszystko co mogła. Myślę, że u nas w scenerii namiotowej ich koncert nabierze lepszego klimatu i większej mocy!


The Arcs - jeśli powiem, że liderem tej formacji jest Dan Auerbach to wystarczy? Pewnie tak, ale dodam, że to był kapitalny koncert. Oczywiście nie da się uniknąć nawiązań do The Black Keys, niemniej bardziej rozbudowany skład (m.in. dwójka perkusistów, chór dziewczyn) potrafił skutecznie rozszerzyć znane nam dźwięki o nowym wymiar. Dodatkowo, dwie piosenki zostały wykonane z dwójką niezwykłych gości: Glennem Schwartzem i Joe Walshem.  Poproszę The Arcs do Polski! 


Purity Ring - tu byłem bardzo zaskoczony. Nazwa gdzieś mi się obijała, ale teraz to było moje pierwsze zetknięcie z ich muzyką i spodobali mi się. Nie grają może efektownie i przebojowo, ale to całkiem niezła synth-popowa elektronika. Dodatkowo świetna scenografia! Zawieszone w kilku rzędach lampki stanowiące niemalże całe tło robiły niezły klimat. Fajnie się to oglądało.


Unkown Mortal Orchestra - ich muzyka ma w sobie taki fajny flow, jest typowo klubowa i festiwalowa, potrafi fajnie rozruszać. Bardzo pozytywny występ.


Grimes - co za "one women show"! No, prawie, bo wspomagana była jeszcze przez jedną dziewczyną i tancerki, ale bądźmy szczerzy - kto na to zwrócił uwagę? :D Pojawił się też gościnnie Janelle Monae. Niezwykle ekspresyjny koncert, który porwał publiczność. Nie inaczej będzie w Gdyni. Zobaczcie sami cały koncert:
PS Gdy bardziej przyjrzałem się temu występowi to jednak aż tak super to nie wygląda, chyba z rana jeszcze za bardzo byłem zaspany :P  Ekspresja jest, publika się bawi, ale też jest widoczny przerost formy nad treścią i Grimes chyba trochę oszukuje śpiewając. Show może się podobać, ale... Sami oceńcie.  



Guns N' Roses - mieliśmy możliwość zobaczenia tylko 15-minutowego zapisu koncertu. Ciężko na tej podstawie powiedzieć jak całe show przebiegło, ale wydaje się że Axl Rose jest nadzwyczaj w bardzo dobrej formie. No, nie licząc tego, że ma złamaną stopę i korzysta z tronu pożyczonego od Dave'a Grohla :D Poza tym, pojawiło się oficjalne info, że Axl będzie nowym wokalistą AC/DC. Dwa covery tego ostatniego zespołu zostały zresztą zagrane przez Gunsów z gościnnym udziałem Angus Younga. Ta decyzja z pewnością będzie szeroko i długo komentowana. Zacytuję klasyczny tekst: Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść. Naprawdę, ja wiem, że ta maszyna marketingowa musi się kręcić, kasa też musi się zgadzać,  nie chcą zawieść fanów, ale ta końcówka ich kariery w moim odczuciu jest robiona niepotrzebnie na siłę. Dobra, ale nie o tym ten tekst ma być. Kolejne zespoły poniżej były już oglądane w popołudniowym paśmie retransmisji.




Silversun Pickups  - bardzo fajny zespół! Wcześniej nigdy nie zwróciłem na nich uwagi, a tu na żywo pokazali dużą klasę. Alternatywny rock na wysokim poziomie, momentami tak zagrany, że tylko klaskać. 


Alvvys - Zespół z Kanady, wykonujący takie indie-pop-rockowe granie. Bardzo przyjemne, w sam raz na taki letni, nic nie wymagający, popołudniowy występ. Niezłe. To samo mogę powiedzieć o występie Moon Taxi, z tą różnicą, że grają bardziej rockowo i przebojowo.


Gary Clark Jr - klasa. Podejrzewam, że na Open'erze nie zagości, a fajnie by było gdyby taki dobry blues-rock pojawił się w Gdyni, bądź gdziekolwiek w Polsce. Raz już był, jako sideman Ercia Claptona, czas na jego własny koncert!

Bardzo fajnie na scenie też wypadła Zella Day - 21-letnia, amerykańska singer-songwriterka z Arizony. I to też moje pierwsze zetknięcie się z jej twórczością. Niech was jednak nie zmyli mój opis, gdyż to jest w pełni indie-popowe granie okraszone elektroniką. Szczególnie słychać to w jej teledyskach, na żywo z całym zespołem trochę lepiej to wypada (mniej sztampowo). Dziewczyna ma charyzmę, na scenie czuje się bardzo dobrze, zobaczymy jak jej kariera się potoczy, ale warto gdzieś w tyle głowy zapamiętać tę nazwę.


James Bay - scena jest temu chłopakowi przeznaczona. Bardzo dobry koncert, choć z tych dzisiejszych rockowych nazw niekoniecznie najlepszy.

Run the Jewels - fanem hip-hopu nie jestem, ale podobał mi się ten żywiołowy występ.



I na tym zakończymy. Nie spodziewałem się, że po tym dniu aż tyle nazw odnotuję w notatniku.  Został nam już ostatni dzień. Do obejrzenia m.in. The Heavy, The 1975, Edward Sharpe and the Mangetic Zeros, Meg Myers, Major Lazer, Sia, Calvin Harris, Flume. Mogę mieć kłopot z obejrzeniem tego wszystkiego co chcę, ale mam nadzieję, że się uda! :)



Przypominam Coachella do oglądania na Youtube bądź na tej stronce.
PM


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.