AKTUALNIE W GŁOŚNIKACH: WRZESIEŃ 2022

/
0 Comments


Ogórkowy sezon za nami! Premier wrześniowych zrodziło się tyle, co grzybów w lesie po deszczu! Przyznam się szczerze, że trochę w starciu z tą ilością nowych wydawnictw poległem. Nie udało się odsłuchać wszystkich interesujących płyt, a te, po które sięgnąłem... Do samego końca wahałem się nad układem poniższego zestawienia, gdyż poziom wielu wydawnictw był bardzo wyrównany. Szczególnie zwracam Waszą uwagę na dział z debiutami. I nie przedłużam, bo sporo tych wyróżnień przed Wami! Mam nadzieję, że spędzicie tu miły czas!



ALBUMY

 

MAYA HAWKE – "MOSS"

Maya Hawke równolegle rozwija swoją karierę aktorską (ostatnio mogliśmy ją podziwiać w nowym sezonie "Stranger Things" i niezłej komedii "Do Revange") oraz muzyczną. Na obu polach odnosi sukcesy, ale skupmy się na jej songwriterskim talencie. Tenże zaprezentowała światu w 2020 roku, wydając delikatny debiutancki album "Blush". Zauroczyłem się tamtym wydawnictwem. Nie inaczej oddziałuje na mnie jej tegoroczny album "Moss". W trzynastu kompozycjach Hawke kontynuuje swój wyciszony, indie-folkowy kurs, choć tym razem wydaje się w swych poczynaniach nieco bardziej zuchwała (grooviaste "Sweet Tooth") i jeszcze bardziej przekonująca. Na pierwszy plan wysuwa się jej piękny, uduchowiony i subtelny wokal – tak jakby wprost do nas szeptała. W jej głosie jest wyczuwalny sugestywny smutek, gdy w poetycki sposób próbuje zrozumieć samą siebie na tle niespokojnych i skomplikowanych czasów. Sporo tu gorzkich emocji, ale w połączeniu z dyskretną akustyczną gitarą, wplecionymi klawiszami organ i ledwie wyczuwalnie pulsującą perkusją niosą one w sobie też pokłady oszałamiającego ciepła i słodkości. Słuchałem tego krążka, siedząc na toruńskich bulwarach i wpatrując się refleksyjnie w leniwie płynący nurt Wisły i ta wrażliwość Hawke bardzo głęboko we mnie rezonowała. Jestem pewny, ze pokolenie dwudziestokilkulatków z łatwością będzie współdzieliło z Mayą jej melancholijne i osobiste opowieści. "Moss" to poruszające dzieło, które słucha się z absolutną przyjemnością.  
 
 
 


        RINA SAWAYAMA – "HOLD THE GIRL"

        Może to było całkiem dobre zrządzenie losu, że Rina Sawayama ostatecznie nie dotarła na tegoroczny OFF Festival. Jeśli któryś z polskich promotorów skutecznie ponowi w przyszłym roku do niej zaproszenie, to będzie to strzał w dziesiątkę, gdyż premierowy drugi album Riny "Hold The Girl" to popowy klejnot! Materiał niezwykle bombastyczny, euforyczny, energiczny, z power balladami – istna petarda! Mieszają się tu rockowe riffy, hiperpopowe odjazdy, klubowe bity oraz słodkie popowe melodie, tworząc niezwykle ożywczy wywar. I do tego niesamowity wokal Riny! Niezwykle dopieszczona i porywająca płyta, która staje się bardzo mocnym kandydatem do tytułu najlepszego tegorocznego popowego wydawnictwa!
         



        WHITNEY – "SPARK"

        Z trzecim (w sumie czwartym, jeśli liczyć coverowy "Candid") albumem "Spark" powrócił zespół Whitney! Formacja założona przez Juliena Ehrlicha i Maxa Kakaceka  debiutowała w 2016 roku olśniewającym albumem "Light Upon the Lake", na którym udało im się stworzyć bardzo oryginalny i charakterystyczny folkowo-popowy, lo-fi rockowy styl ze sporymi pokładami melancholii, barwnymi melodiami i urzekającym falsetowym wokalem Juliana. Byli dla mnie objawieniem! Ale niestety trochę zabrakło im dalej pomysłu na siebie. Krążek "Forever Turned  Around" z 2019 roku, choć zbudowany na tych samych solidnych fundamentach, przeszedł bez echa. Rok później wydali wspomniany już bonusowy krążek "Candid", który... No chyba był tylko kierowany do grona ich największych fanów. Ale na "Sparks" wreszcie złapali świeży oddech. Udało im się nieco wyjść ze swojej mglistej muzycznej atmosfery i zawiesić nad sobą dyskotekową kulę. Odważnie eksplorują syntezatorowe rejony, dodając neonowego posmaku i tanecznej dynamiki kompozycjom generalnie wciąż wznoszonym na subtelnych środkach i refleksyjnym śpiewie.  Duet z Chicago znów błyszczy!
         
         



        JESSIE REYEZ – "YESSIE"

        Jessie Reyez ma trochę pecha. Jej debiutancki album "Before Love Came To Kill Us" z 2020 roku nie doczekał się odpowiedniej koncertowej promocji z racji wybuchu pandemii i ukazał się tego samego dnia co "Future Nostalgia", a jej drugi album "Yessie" pojawia się w cieniu wychwalanego krążka "Hold The Girl" Riny Sawayamy. Mam jednak nadzieję, że ten album zostanie odpowiednio zauważony, bo Jessie jest utalentowaną piosenkarką, która na to po prostu zasługuje. A nowym materiałem tylko podniosła sobie poprzeczkę. Jest to dopracowany i zarazem kąśliwy album, w którym Jessie poszukuje esencji najgłębszych uczuć. I jest w tym cholernie skuteczna w momentach, kiedy spowalnia tempo do blisko balladowego poziomu, a przestrzeń wypełnia jej fantastyczny wokal. Pulsujące nowoczesnymi, eksperymentalnymi rytmami kompozycje w jej wykonaniu nadal nieco mniej przekonują, ale na szczęście na "Yessie" nie drażnią mnie już tak, jak na debiucie. Reyez udało się pohamować swoje rozległe inspiracje i pomysły, co zaowocowało zwięzłym i wdzięcznym w odsłuchu albumem. Albumem, który delikatnie olśniewa ambicją i nieprzeciętną wrażliwością tej dziewczyny!




        THE SNUTS – "BURN THE EMPIRE"

        Zeszłoroczny debiut ("W.L.") młodych Szkotów był strzałem w środek serducha wszystkich stęsknionych za szczerym indie-rockiem o potencjale festiwalowej przebojowości. Bardzo mocno naciskali na wytwórnię, by wydać nowy materiał jak najszybciej i ostatecznie przekonali Parlophone Records do tego pomysłu. I całkiem to słuszna to decyzja, bo czuć, ze chłopaki są "w gazie" po świetnie przyjętym debiutanckim krążku. "Burn The Empire" to płomienisty materiał, wypełniony wciągającymi melodiami, strzelistymi refrenami i iskrzącymi się riffami. Chłopaki nie boją się muzycznych eksperymentów i wyzwań, co sprawia, że ten materiał jest równie niezwykle współczesny i  różnorodny jak poprzednia płyta, ale w ostatecznym rozrachunku czuć tu większą spójność. To w dużej mierze zasługa wplecionej w całość wściekłości młodych na polityczną korupcję, moralny upadek społeczeństw, śmierdzące biznesy, ubóstwo i wszystkie inne ciemne strony XXI wieku. Szkoci nie tracą jednak nadziei i wiary w zmiany na lepsze (It’s not the end of the road / If we figure things out we can get back to the stars), więc obok punkowej zawziętości sporo tu również indie-rockowej pozytywnej energii (znakomite "Knuckles", chwytliwe "The Rodeo"). Najskuteczniejszą bronią The Snuts jest jednakże charakterystyczna maniera wokalna Jacka Cochrane'a. Jego forma imponuje, a gdy w utworze "End of The Road" dołącza do niego alt-popowa wokalistka Rachel Chinouriri dzieje się magia. The Snuts z kolejnym albumem na koncie, który zasługuje na pochwały i atencję miłośników indie-rockowych brzmień! 
         
         

         

        EDITORS – "EBM"

        Editors imponują tym, że każda kolejna ich płyta jest bardzo wyrazista i próbują kierować swoją twórczość w różne rejony. Na "EBM" ponownie eksplorują bardziej elektroniczne brzmienia, a pomaga im w tym Blanck Mass, który stał się oficjalnym członkiem zespołu. Efekt? Co najmniej przyzwoity. Taneczne rytmy mieszają się tu z gęstą jak smoła rockową atmosferą, tworząc niebanalny klimat. Czuję tu spory potencjał koncertowy. A czy do samej płyty będę wracał? Mam pewne wątpliwości, ale czas pokaże.
         



        CHEAP TOBACCO – "ZOBACZYMY SIEBIE"

        Doskonale pamiętam, jak piorunującym doświadczeniem okazał się dla mnie koncert Cheap Tobacco w 2015 roku podczas lokalnego festiwalu Blues Na Świecie. Warszawski zespół zachwycił mnie blues rockową energią i świetnym wokalem Natalii Kwiatkowskiej. Może rzadko o nich wspominałem na blogu, ale cały czas od tamtego momentu śledziłem ich poczynania. Trzeci w dorobku album "Zobaczymy siebie" jest dla ich twórczości małą rewoltą. Porzucili estetykę retrorockową i zaproponowali nośne rockowe kompozycje, które zbliżyły się do granicy szlachetnej popowej przebojowości. Oczywiście od czasu do czasu wciąż skutecznie podpalają rockowe dynamity ("Znak"!), ale sporo tu tanecznego i funkowego vibe'u. Właściwie nie ma na tym krążku słabego momentu. Każdy z dwunastu polskojęzycznych kawałków o singlowym potencjale i efektywnej zdolności do porażania pozytywną energią na żywo. No i ten żarliwy i emocjonalny wokal Natalii Kwiatkowskiej! Trudno zresztą nie paść ofiarą jej euforycznego entuzjazmu. Ten ryzykowny krok całego zespołu zdaje się być strzałem w dziesiątkę, na co wskazuje zyskujący zaskakującą popularność singiel "Jestem sama". I super! Cheap Tobacco już od dawna zasługiwali na taki rozgłos!  


         
         

        OFELIA – "8"

        Na swoim imiennym debiucie Ofelia czarowała neo-folkowymi brzmieniami, zaś na swojej drugiej płycie "8" udowadnia, że świetnie czuje się również w popowym anturażu. Już sama koncepcja siedmiu osobnych bohaterów lirycznych jest intrygująca i... Sprawdza się znakomicie, bowiem każda opowieść podskórnie odwołuje się do uniwersalizmu walki o wolność. No i jak to wszystko znakomicie i współcześnie brzmi! Elektryzująca dawka popu! Tutaj należy pochwalić Kubę Karasia za bezbłędną produkcję. A Ofelia zachwyca w tym wszystkim swoimi wokalnymi możliwościami. Bez wątpienia jeden z najlepszych popowych krążków wydanych na naszym rynku.   




        KARAŚ/ROGUCKI – "CZUŁE KONTYNGENTY"

        Duet Karaś/Rogucki debiutanckim krążkiem "Ostatni Bastion Romantyzmu" sprzed dwóch lat zawojowali serca i roztańczyli w romantycznej  retro melancholii sympatyków szeroko rozumianej alternatywy. Wrócili z długo wyczekiwanym albumem numer dwa i trzeba przyznać, że na "Czułych Kontyngentach" nie obniżają swoje swojego lotu. Dość jednak bezpiecznego (ot takie nawiązanie do pierwszego singla z Julią Wieniawą), bowiem nie ma tu większej rewolucji w brzmieniu. Po prostu panowie wraz z nieocenionym wsparciem Wiktorii Jakubowskiej na perkusji i Kamila Kryszaka na gitarze znów trafiają idealnie w czułe punkty romantyków i kreują melodie w klimacie lat 80., którym trudno odmówić przebojowości. Świetnie wyprodukowany, świetnie zaśpiewany (Piotr Rogucki w doskonałej formie), świetnie zagrany – bardzo solidny album, który może nie zaskakuje takim powiewem świeżości jak debiut, ale potrafi sprawić sporo radości przy odsłuchu, a jeszcze pewnie więcej frajdy na żywo.




        GEORGE FITZGERALD – "STELLAR DRIFTING"

        Bardzo rzadko wyróżniam elektroniczne dzieła, bowiem... po prostu rzadko po takowe sięgam. Dlaczego zatem skusiłem na odsłuch nowego albumu George'a Fitzgeralda? Nie ukrywam, że na tę decyzję wpłynął przyjemny featuring z London Grammar w singlu "The Last Transmission". A gdy zajrzałem na tracklistę i ujrzałem tam współpracę SOAK zostałem już całkowicie zwabiony. No i nie spodziewałem się, że ten krążek dostarczy mi tylu błogich chwil. Przy tych starannie dopracowanych, pulsujących malarskimi emocjami kompozycjach odpływałem wyobraźnią w stronę rajskich chmur. Szalenie odprężająca przygoda! 




        SAMPA THE GREAT – "AS ABOVE, SO BELOW"

        Sampa the Great zaskoczyła mnie świetnym występem podczas tegorocznego Open'era. Jej koncert był swoistym wprowadzeniem do fenomenalnego występu Little Simz, gdyż podobnie jak Brytyjka, Sama the Great w swojej twórczości stawia na organiczny hip-hop. Łączy go bardzo mocno z wpływami afrykańskiego folkloru, gdyż urodziła się w Zambii, a wychowywała w Bostwanie. Co prawda przez kilka lat mieszkała i podbijała hip-hopowy rynek w Australii, ale na "As Above, So Below" kieruje swoją uwagę i składa hołd afrykańskim inspiracjom. Kluczowy tu jest zambijski zamrock, czyli fuzja psychodelicznego rocka, reggae, bluesa, soulu i muzyki tradycyjnej. I Sampa również na tym albumie przedziera się przez różne gatunki i formy hip-hopu w imponującym stylu. Nie do końca może jednak przekonują mnie kompozycje, które atakują współczesnym, trapowym brzmieniem, ale w momentach, gdy do głosu dochodzą uduchowione, plemienne dźwięki Sampa jest fascynująca. Szczególnie finałowa piosenka "Let Me Be Great" jest po prostu wspaniała! Ten album nie zrobił na mnie tak piorunującego wrażenia jak dzieła Simz, ale i tak to jest w dużej mierze dawka wyśmienitego world hip-hopu, z którą obcowanie jest niezwykle satysfakcjonujące.  



        ➖ 
         

        DEBIUTY


        OLIVER SIM – "HIDEOUS BASTARD"

        Na solowym krążku Oliver Sim, basista, wokalista i autor tekstów The xx, kreuje swój własny autoportret, podążając śladami za własną miłością do horrorów oraz, co istotniejsze, podróżując w głąb samego siebie. Jego wyznanie w paradoksalnie do tytułu przepięknym utworze "Hideous" jest porażające. Otóż Oliver otwarcie przyznaje się, że od siedemnastego roku życia żyje z wirusem HIV. I już za samo wpuszczenia słuchacza w tak szczerą przestrzeń należy artystę docenić. A jeśli dodamy do tego, że przez cały krążek Oliver umiejętnie wskazuje uniwersalną drogę od walki ze kajdanami wstydu i wyobcowania po zyskanie pewności siebie, samoakceptację, przy wsparciu rodziny i bliskich osób – to liryczna wartość tego albumu jest nie do przecenienia. Solowe dzieło Sima porusza jednak nie tylko liryczną stroną, ale także interesującą warstwą muzyczną, którą produkował przyjaciel z zespołu – Jamie xx. Właśnie w tym aspekcie zakradają się elementy grozy: złowieszcze dźwięki, pogłosy, mroczne gitary, niepokojące linie fortepianu, przeszywające syntezatory... Jednak w połączeniu z aksamitnym wokalem Olivera i jego duchowym romantyzmem ta upiorna produkcja tworzy mieszanką... No w moim odczuciu, oprócz tego, że – powtórzę – intrygującą, to również bardzo ciepłą. Wspaniały debiut!



         

        MARCUS MUMFORD – "(SELF-TITLED)"

        Solowo zadebiutował również Marcus Mumford! Single promujące album "Self-Tilted" budziły u mnie mieszane uczucia i generalnie cały krążek nie rozwiał moich wątpliwości. Nie mam nic do zarzucenia sferze lirycznej. Marcus szczerze rozlicza się tu ze swoimi różnymi demonami i traumami (jako sześciolatek był ofiarą przemocy seksualnej), a jego wokal brzmi wiarygodnie oraz poruszająco. A zyskuje jeszcze bardziej, gdy w drugiej (tej lepszej) połowie dołączają się do niego żeńskie wokale Clairo, Moniki Martin, Phoebe Bridgers (!) i Brandi Carlile ("How" z jej udziałem to najpiękniejsza kompozycja tego albumu). Czasami jednak delikatne treści Marcus próbuje nam sprzedać w wyjątkowo bombastyczny, rockowy sposób, a naprawdę wystarczyłby wyłącznie jego mocny wokal i gitara akustyczna, by tworzyć magię i ogrzewać serducho ciepełkiem. Mimo wszystko warto dać szansę Marcusowi i posłuchać jego wartościowej muzycznej spowiedzi. A nuż zachwyci Was w całości.
         


        ➖ 

        EP-KI

         

        RUNFORREST – "RUN!"

        We wrześniu ukazała się druga EP-ka od Runforresta "run!"! Nie uciekajcie przed nią! Biegiem do streamingów, bo Grzegorz Wardęga to nieprzeciętny talent! I jakże wspaniały wokalista! Na nowym dziele odważnie flirtuje z elektroniką, ale głęboka dawka emocji wciąż bliska folkowym i  singer-songwriterskim inspiracjom. Brzmi to po prostu światowo!
         

         
         

        DODIE – "HOT MESS"

        Ta skromna EP-ka złożona z czterech utworów wydaje się być dla dodie swoistym łącznikiem między zeszłorocznym, ambitnie skrojonym, zagłębionym w stonowanych, refleksyjnych emocjach i orkiestralnych aranżach pełnoprawnym debiutanckim krążkiem "Build A Problem", a tym, co ta utalentowana artystka może dostarczyć nam w przyszłości. To pocztówka jej niezwykłej kreatywności. Dodie wpuszcza do swojego dojrzałego muzycznego świata odrobinę uroczego chaosu, udowadniając, że niezależnie od formy – czy to będą piosenki z główną rolą smyczków, czy harmonijne kołysanki (cuuudowne "Lonly Bones"!), czy też bardziej skręcające w stronę mrocznego popu – jej kompozytorski talent jest wspaniały, liryzm boleśnie szczery, a wokalny ton stanowi puch dla serducha.   
         

          ➖ 

        SINGLE

         

        LOR – "ROMANTYCZNOŚĆ"

        KOCHAM!
         
         


        PHOENIX – "TONIGHT" (FEAT. EZRA KOENING)

        Phoenix i Ezra Koening! Singiel "Tonight" zwiastuje nowym album "Alpha Zulu" francuskiego zespołu, który ukaże się 4 listopada!




        BRUTUS – "VICTORIA"

        Wspaniały singiel!
         



        RED HOT CHILLI PEPPERS – "EDDIE"

        Red Hot Chili Peppers w emocjonalnym hołdzie dla Eddiego Van Halena! Muszę przyznać, że z dotychczasowych tegorocznych kompozycji dostarczonych przez Papryczki, to właśnie ten trafił najbliżej środka tarczy mego muzycznego serducha!
         



        ARCTIC MONKEYS – "BODY PAINT"

        Czyżby szykował się najlepszy album tegorocznej jesieni? Cudna kompozycja i te smyczki!




         PARAMORE – "THIS IS WHY"

        Powrót Paramore! 10 lutego ukaże się ich szósty album "‘This Is Why"! 




        SAMIA – "KILL HER FREAK OUT"

        Utalentowana Samia zapowiedziała premierę swojego drugiego albumu "Honey"! Premiera 27 stycznia! Pierwszy singiel... zaskakujący! W tle oszczędny pejzaż malowany klawiszami i klawesynem, a na pierwszym planie liryczny smutek i przewrotny humor.




        WARHAUS – "DESIRE"

        "Ha Ha Heartbreak"! To tytuł nowego albumu Warhaus, który ukaże się 11 listopada! Tej zapowiedzi towarzyszył niezwykle przyjemny singiel "Desire"!




        TOMASZ MAKOWIECKI, NOSOWSKA – "NIE MA NAS"

        Rozczulający duet!
         



        MORMOR – "CHASING GHOST"

        Wreszcie! MorMor zapowiedział swój debiutancki album "Semblance"! Premiera 4 listopada!




        BŁAŻEJ KRÓL – "MIAŁEM JUŻ NIE TAŃCZYĆ"

        Już niedługo "W każdym (polskim) domu" (tytuł nowej płyty) będziemy tańczyć z Królem!




        THE REYTONS – "AVALANCHE"

        Gitarowy ogień!



         

        MAN-MADE SUNSHINE – "LIFE'S GONNA KILL YOU"

        Conor Manson w solowym wydaniu! Nice!


         

        LOLA MARSH – "SATELLITE"

        Lola Marsh z piękną balladą "Satellite"! Nowy album "Shot Shot Cherry" ukaże się 28 października!




         

        THE 1975 – "I'M IN LOVE WITH YOU" / "ALL I NEED TO HEAR"

        Nowości od The 1975 szczerze mi się podobają, a w pierwszym singlu mamy cameo Phoebe Bridgers!







        DAWID PODSIADŁO – "LET YOU DOWN"

        Dawid Podsiadło z kompozycją dla netflixowego serialu "Cyberpunk: Edgerunners"! W starym, dobrym stylu!



        ➖ 

        WYDARZENIA MIESIĄCA



        KONCERTY

        Za mną ostatnie festiwalowe szaleństwa podczas On Air Festival, rockowe święto z udziałem De Staat i Biffy Clyro oraz odkrywanie nowych talentów (Ta Ukrainka, Daria Ze Śląska) podczas toruńskiego Nada Festiwal!
         
           
          OGŁOSZENIA KONCERTOWE
           
          Wybrane festiwalowe newsy:
           
          U nas wciąż cisza (poza cyrkową akcją przełożenia Great September na październik...), ale kilka zagranicznych ogłoszeń sugeruje, że w festiwalowych trasach będą m.in.: Muse, Queens Of The Stone Age, Slipknot, The Lumineers, Tash Sultana, The 1975, Placebo, Nothing But Thieves i inni. 


          Wybrane pozostałe ogłoszenia:

          Dry Cleaning, Hybrydy, Warszawa, 27.03.2023
           
          Rammstein, Stadion Śląski, Chorzów, 30-31.07.2023
           
           

          WYDARZENIE
           
          Globalnie transmitowany koncert na Wembley ku pamięci Taylora Hawkinsa był wypełniony niezwykłymi chwilami! Dwa momenty szczególnie kruszyły serducho. Ten, w którym Dave'owi Grohlowi załamał się głos i popłynęły łzy podczas wykonywania "Times Like These". Oraz ten, w którym za bębnami usiadł syn Taylora Shane i wymiatał podczas "My Hero"... Brak słów! Zobaczcie to poniżej!

          Zresztą młode pokolenie rządziło. Córka Dave'a Violet pięknie wyśpiewała klasyki Jeffa Buckleya i kompozycję "Valerie" spopularyzowaną przez Amy Winehouse i Marka Ronsona (który zresztą też pojawił się na scenie). Na scenie pojawiła się również 12-letnia Nandia Bushell, która bezbłędnie bębniła przy "Learn to Fly"! Obok młodzieży plejada gwiazd: Paul McCartney, Josh Homme (nastąpiła sceniczna reaktywacja Them Crooked Vultures!), Lars Ulrich, Brian Johnson, Nile Rodgers, Liam Gallagher, Brian May, Roger Taylor, Supergrass i wielu, wielu innych!
           
          To był wieczór, który przeszedł do historii! 
           
           


          ➖ 

          WYRÓŻNIENIA + PLAYLISTA MIESIĄCA


           
          Pozostałe interesujące wydawnictwa w telegraficznym skrócie: 
           
          Dla pragnących znakomitej dawki alternatywy od kultowego zespołu z początku XXI wieku: Yeah Yeah Yeahs – "Cool It Down". Tu muszę się przyznać, że ten krążek na ostatniej prostej podbija moje serducho, ale zegar tyka i czas na publikację... Może jeszcze wrócę do tego albumu w październikowej odsłonie.
           
          Dla poszukujących klasycznego rocka: The Afghan Whigs – "How Do You Burn?"
           
          Dla pragnących żarliwych brytyjskich gitar: Kid Kapichi – "Here's What You Could Have Won". 
           
          Dla tych, którzy chcą się przenieść na początek XXI wieku: Ars Latrans Orchestra – "Y2K".
           
          Dla fanów rocka lukrowanego współczesnością: Yungblud – "Yungblud ". 
           

          I oczywiście na koniec zapraszam Was do przejrzenia i przesłuchania mojej tradycyjnej playlisty, którą na bieżąco uzupełniałem przez cały miesiąc! Przypominam, że w pierwszej kolejności wyszczególniam albumy i EP-ki (do maksymalnie 5 utworów), a w dalszej kolejności prezentuję single, w tym te, które nie załapały się w moich powyższych wyróżnieniach, a które są warte sprawdzenia! Wybory oczywiście skrajnie subiektywne!
           
           
           

          Sylwester Zarębski
          PM
          06.10.2022


          Polecane

          Brak komentarzy:

          Obsługiwane przez usługę Blogger.