Podróże Muzyczne recenzują: Lor – Żony Hollywood

/
0 Comments
Podróże Muzyczne recenzują: Lor – Żony Hollywood


Podróże Muzyczne recenzują: 

Lor – "Żony Hollywood"





Na samym wstępie zaznaczę, że jeśli poszukujecie rzetelnej, chłodnej i obiektywnej recenzji najnowszego dzieła zespołu Lor, to trafiliście pod zły adres. Wybaczcie, ale ja w stronę twórczości dziewczyn potrafię pisać tylko listy miłosne, nawet jeśli czasami rozum próbuje wylać na serce wiadro lodowatej wody. Nie podejmę się nawet kolejnej próby streszczenia mojej wyjątkowej relacji z tymi utalentowanymi dziewczynami. Kto mnie obserwuje od dłuższego czasu, ten zapewne doskonale zdaje sobie sprawę, że w muzycznej wrażliwości Jagody Kudlińskiej, Julii Skiby, Pauliny Sumery i Julii Błachuty zakochałem się po uszy już w roku 2016 i z roku na rok to uczucie się tylko pogłębia. Dość powiedzieć, że w tym momencie za mną dziewiętnaście koncertowych spotkań z Lorem... A jeśli ktoś tej historii nie zna, to zachęcam choćby do wpisania w wyszukiwarce bloga hasła "Lor" albo przeczytania recenzji poprzedniego albumu "Panny Młode". Albumu przełomowego dla kariery dziewczyn (nie tylko za sprawą polskojęzycznych tekstów), od którego premiery minął zaledwie ponad rok! W maju zeszłego roku kompletnie nie przypuszczałem, że już pod koniec tego moje głośniki we władanie przejmie kolejny krążek dziewczyn. Choć oczywiście sporo takich sugestii w przeciągu tego czasu się pojawiało. Stosunkowo szybko po premierze "Panien Młodych", bo już w listopadzie, otrzymaliśmy balladowy singiel "Twój Dom", a w pierwszym kwartale tego roku dziewczyny porywały utworami "Fanfiction" i "$hrek2". Później absolutnie zaskoczyły wieścią, iż gdzieś tam w międzyczasie skomponowały dwie, klimatycznie skrajne od siebie, kompozycje ("Nanana", "Drugi taniec") na potrzeby filmu "Drużyna A(A)", w którym nawet zaliczyły epizodyczne role. W wolnych chwilach powstawały zaś kolejne kompozycje i koniec końców wyklarowała się koncepcja na nowy album. "Żony Hollywood"! 
 
Już sam tytuł wskazuje, że ten krążek jest pokłosiem kolejnego artystycznego i życiowego etapu dojrzewania oraz nawiązuje do kinematograficznych przygód i zarazem wskazuje, że liryczne tematy będą oscylować nie tylko wokół życiowych relacji, ale także zagłębimy się w blaski i cienie showbiznesu. I faktycznie ten krótki, konkretny materiał został podzielony na dwie części, które poprzedzane są smyczkowymi, klimatycznymi interludami. 
 
Pierwsza część krążka, "Żony", to de facto w dużej mierze rozwinięcie znanego indie-pop-folkowego brzmienia (tu znów kłania się nam producencki duet braci Sarapata, z którym dziewczyny współpracują od EP-ki "Sunlight") i życiowych tematów z "Panien Młodych". Wśród pięciu kompozycji znalazły się tu dwie poruszające ballady. Utrzymany w spokojnym tempie "Twój dom" refleksyjnie opowiada o uczuciu zniewolenia, frustrującego utkwienia w danym miejscu, skutkującego niemożnością spełniania większych ambicji oraz marzeń (A jutro nie wydostanę się stąd / Już za późno, za trudno przeskoczyć przez płot), zaś "Drugi taniec" to już bardzo krucha kompozycja o potrzebie bliskości drugiej osoby, która nabiera szczególnego emocjonalnego wymiaru po obejrzeniu sceny z jej udziałem w filmie "Drużyna A(A)". Trudno po jej odsłuchaniu skleić na nowo swoje serce. Za taką balladową wrażliwość wielu z nas pokochało Lor i cieszy fakt, że dziewczyny nadal eksplorują takie muzyczne rejony. Pozostałe trzy kompozycje z tej pierwszej połowy płyty oferują już znacznie pogodniejsze i przebojowe melodie. Oczywiście choćby pod taką warstwą barwnego "$hreka 2" nadal kryje się jednak chwytająca za serce opowieść o uporczywej tęsknocie za dawnym miłosnym uczuciem, ale dawka pozytywnej energii jest w tym utworze zaraźliwa. Właściwie nie sposób tego kawałka nie zapętlać. A inspirowane prawdziwą historią, zręcznie wplecione tu popkulturowe nawiązanie do Shreka 2 (Znów oglądam Shreka i na Ciebie czekam / Patrzę prosto w еkran, nie potrafię przestać) jest kolejnym pisarskim majstersztykiem Pauliny Sumery. No i na końcu ten pojawiający głos Zbigniewa Zamachowskiego, naszego zielonego ogra – mistrzostwo! Nie jest to jedyny ikoniczny moment tej płyty. Co jak co, ale duetu z braćmi Golec uOrkiestra w utworze "Na drogę" to chyba nikt się nie spodziewał! Po początkowym szoku pojawiła się jednak u mnie myśl: przecież czemu nie? Sam za dzieciaka zasłuchiwałem się Golcach, ba, "Lornetkę" się grało na klawiszach i śpiewało, nóżka zawsze się rwała na imprezach do "Ścierniska", a i trudno mi sobie wyobrazić Święta bez kolęd w wykonaniu braci. W jakimś sensie na stałe wpisali się w genetykę polskiej muzyki. Przy okazji mam wrażenie, że w moim pokoleniu następuje obecnie jakaś taka rehabilitacja kapel z dzieciństwa, które przez pewien czas staraliśmy się raczej wyprzeć z pamięci. Ot, taka dygresja. Niemniej jednak nie ukrywam, że trochę się obawiałem tego połączenia góralskiej maniery Golców z anielskim wokalem Jagody. Koniec końców po kilkunastu odsłuchach uważam, że ten featuring wypadł bardzo zręcznie  i sympatycznie, choć bardziej od wokalu braci wrażenie robią na mnie popisy na dęciakach, które dodają sporo kolorytu tej nieco biesiadnej (w pozytywnym znaczeniu) piosence. Piosence, która znów obraca się wokół burzliwej relacji, znajdującej się na etapie zwątpienia. Zaś utwór "Nanana" to pierwsza taka kompozycja w dorobku dziewczyn, która nie skłania do lirycznych refleksji, a jest czysto rozrywkowym tworem, ale za to jakże miło nawiązującym do stylistyki country, emanującym iście kowbojską przebojowością (ta solówka na skrzypcach!). Co by nie mówić, porywa do tańca!
 
Druga część płyty, "Hollywood", to przede wszystkim głębszy flirt Loru z produkcją popową, który nastąpił między innymi za sprawą otwarcia się na współpracę z innymi producentami: Jeremiaszem Hendzelem i doskonale chyba już znanym wszystkim miłośnikom polskiej muzyki Kubą Dąbrowskim. Nie ma jednak obaw. Styl dziewczyn nie zmienia się radykalnie. Właściwie mamy tu do czynienia z naturalną ewolucją wciąż opartą o doskonale znane twórcze fundamenty tego girlsbandu. W to bardziej mainstreamowe oblicza Loru stopniowo wprowadza nas utwór "Fanfiction", który jest wnikliwym spojrzeniem na aspekt obsesji na punkcie swoich muzycznych idoli i idealizowaniu rzeczywistości pod wpływem głębokiego zauroczenia (Towarzyszę ci od wielu, wielu, wielu lat / Podpisz płytę i rękę, bo chcę mieć po tobie ślad / Bez różnicy, niż już się nie liczy dla mnie / A nasze życie w fanfiction to jedyne, jakie mam) Podobną tematykę serwują w utworze "Uciekaj", który na podstawie prawdziwych zdarzeń traktuje o zjawisku stalkerstwa (spokojnie, to nie ja!). Przy tym za sprawą dynamicznie pulsującego rytmu jest to kompozycja idealnie skrojona pod abordaż na komercyjne stacje radiowe. I doprawdy taka Poplista RMF FM stałaby się o wiele lepszym miejscem z takim utworem na szczycie. "Niczego nie rozumiem" wyróżnia się zaś zalotną melodią i nieco odmienioną wokalną ekspresją Jagody. Cały czas jednak poszukuję klucza do zrozumienia tego kawałka. Póki co odczytuję treść tego kawałka jako opis zjawiska wypalonego uczucia do swojego artystycznego idola. A skoro o artystach mowa... Perełką tej części, a nawet całego albumu jest jednak dla mnie utwór "My, «artyści»". Paulina w genialnym tekście ironicznie wbija szpilę artystom, którym woda sodowa uderzyła do głowy i kreują się na panów świata oraz władców dusz i emocji swoich fanów (Tylko my, "artyści" mamy po co istnieć, mamy o co płakać / Tylko my, "artyści" rozumiemy wszystkie transcendencje świata; A ja jestem echem, półoddechem piekieł / Więcej niż człowiekiem). Dziewczyny nie odbierają oczywiście nikomu prawa artystycznej nadwrażliwości, ale umiejętnie przestrzegają przed przekraczaniem pewnych granic. A te słowa przestrogi są ulokowane w dramaturgicznie narastającym popowym napięciu, które w finale znajduje swoje ujście w chórze a cappella, w którym pojawiają się też wokale innych muzyków, choćby Wiktora Waligóry. Niezwykle mądra kompozycja w każdym wymiarze!   
 
Co ja mogę tu jeszcze więcej dodać? Sam fakt, że "Żony Hollywood" znajdują się u mnie na zapętleniu od momentu premiery i nie zapowiada się na zmianę w najbliższej przyszłości, mówi sam za siebie. Koncepcyjnie może ten album nie okazał się takim emocjonalnym sierpowym, jak "Panny Młode", ale i tak dostarczył mi multum wielowymiarowych, po prostu pięknych emocji. Na przemian wzruszam się, tańczę i pozostaję pod zachwytem opartych na pianinie cudnych pop-folkowych kompozycji Julii Skiby, mistrzowskich, poetyckich i refleksyjnych tekstów Pauliny Sumery, porywających skrzypiec Julii Błachuty oraz niezmiennie krystalicznie pięknego wokalu Jagody Kudlińskiej! No w mym przypadku nie ma ucieczki przed tym albumem! Zostałem przez te nowe hity i ballady Loru zniewolony! Nie żałuję niczego.
 
PS Warto jeszcze docenić obłędną sesję zdjęciową autorstwa Zuzanny Mazurek i oprawę płyty Mariusza Mrotka!
 
PS 2 Zgodnie z przewidywaniami piosenki z albumu "Żony Hollywood" zyskują w scenicznym wcieleniu! Miałem okazję przekonać się o tym na wspaniałym koncercie w Poznaniu, z którego znajdziecie relację na blogu! Nie przegapcie kolejnych występów Loru z tej trasy promującej nowy album! Zwracam uwagę zwłaszcza na koncert w Stodole, podczas którego będziemy świętować 10-lecie działalności zespołu! Będzie się działo! 
 
 
















Sylwester Zarębski 
Podróże Muzyczne
03.11.2024


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.