Festiwalowe zapowiedzi: Open'er Festival 2025!

/
0 Comments
    
 

 Festiwalowe zapowiedzi: Open'er Festival 2025!



 
 
Po tradycyjnej kilkumiesięcznej telenoweli z ogłoszeniami tydzień temu poznaliśmy wszystkie tegoroczne karty w programie Open'era. To była długa i wyboista ścieżka ogłoszeń z... dwumiesięczną przerwą i absolutną ciszą ze strony organizatorów. Z pewnością ten komunikacyjny zgrzyt zapamiętamy na długo. Tym bardziej że organizatorzy po dwóch miesiącach niekoniecznie zachwycili rzutem kolejnych kilkunastu artystów (imo niezłym, ale oczekiwania były wygórowane). W kuluarach plotkowano wówczas o próbie ściągnięcia wraz z Roskilde Lady Gagi i w tych pogłoskach zapewne ziarno prawdy było (tak też donosiło mi zaufane źródło), ale koniec końców nic takiego spektakularnego się nie wydarzyło i odniosłem wrażenie, że organizatorzy powrócili do awaryjnych scenariuszy i ponownego zszywania całego programu. No nie trzeba posiadać licencji detektywa, by domyślić się, że końcowy zestaw headlinerów nie był tym wymarzonym przez Alter Art. Zresztą z kolejnego zaufanego źródła wiem, że te plany były inne, włącznie w wyczekiwaną na początku ogłoszeń Olivią Rodrigo. Koniec końców otrzymaliśmy najbardziej zespołowy, rockowy i alternatywny headlinerski skład od lat. No kto by rok temu obstawiał, że w tym szeregu ujrzymy Linkin Park, Muse, Ninie Inch Nails oraz Massive Attack! Podczas zeszłorocznych dysput na polu namiotowym zastanawialiśmy się nad kandydaturą co najwyżej jednego rockowego heada (i tu swoją drogą kierowałem myśli w stronę Muse i pojawiających się plotek o reaktywacji Linkin Park), a tu proszę! Żeby nie było – absolutnie na ten stan nie narzekam! 

Powrót Linkin Park to zdecydowanie jedno z wydarzeń sezonu. Początkowo miewałem wątpliwości co do tej reaktywacji i obsadzenia Emily Armstrong w roli wokalistki, ale w kolejnych miesiącach moje uczucia uległy zmianie. Nowy album uważam za bardzo dobry, Emily na podstawie nagrań z każdym kolejnym koncertem w mej ocenie wypadała coraz śmielej w roli frontwomenki i doprawdy już od dłuższego czasu czuję ekscytację na to ponowne spotkanie z Linkin Park po 13 latach od pamiętnego ich występu podczas Orange Warsaw Festival. 
 
 


Muse ewidentnie w tym roku ratują tyłem wielu festiwalom. Początkowo ogłaszani w tych miejscach, gdzie rzekomo mieli występować panowie z Foo Fighters, ale z czasem pokusili się o większą liczbę festiwali (podratowali choćby Mad Cool i Nos Alive po odwołaniu części trasy przez King of Leon). No i wreszcie wracają na Open'era po 18 latach! Panowie koncertowo nigdy mnie nie zawiedli i zawsze dowozili rockowe show, które wyzwalało we mnie pokłady atomowej energii. Nastawiam się na podobną gitarową ekscytację! Szkoda może tylko, że ten przyjazd na Open'era odbywa się w takim przejściowym dla nich momencie. Widać po pierwszych występach, że nie będzie to koncert z tak oszałamiającą oprawą jak na poprzedniej trasie, którą to podziwiałem na festiwalowym występie na Tempelhofie, ale to też właściwie drugorzędna sprawa. Ich muza o stadionowym potencjale powinna obronić się sama w sobie. A skoro o tym mowa, to usłyszymy na żywo nowy singiel "Unravelling", który fragmentami brzmi przepotężnie! I możemy chyba liczyć na pewne niespodzianki w setliście. Choćby kilka dni temu na Pinkpopie po raz pierwszy od 2013 roku wybrzmiał utwór "Unintended"!



  
Z pewnością najbardziej zaskoczyło ogłoszenie Nine Inch Nails. Jeden z tych bandów, których ogłoszenia na Opku nie obstawiałbym u bukmacherów. A jednak organizatorzy odważnie pokusili się o ich sprowadzenie. Początkowo byli enigmatycznie zapowiadani jako gwiazda czwartkowego wieczoru – od początku jednak odczytywałem to jako zapowiedź występu albo o 22:00 albo o północy. Wygrała ta pierwsza opcja, co może budzić pewne obawy, że pod sceną wymiesza się też publika, wyczekująca koncertu Future'a i… Cóż, nie ma co dywagować, okaże się na miejscu, jaka energia wytworzy się pod sceną. A liczę tu na koncert, który swoją intensywnością mnie zamuruje. I mówię to jako osoba, która nigdy się w twórczość NIN nie wkręciła. Ale opinie o ich miażdżących koncertach często do mnie spływały, więc liczę, że i ja będę długo dochodził do siebie po tym występie Trenta Reznora i jego kompanów. Zresztą recenzje z ich pierwszych występów w Europie przepełnione są ekscytacją. 

 

 
Organizatorzy Open'era nie mogli przegapić też koncertowej aktywności Massive Attack. Relacja między gdyńskim festiwalem a legendą trip-hopu od lat jest zażyła i ten powrót nie zaskakuje. Massive Attack mają swoich oddanych fanów, którzy nie zawiodą swoją obecnością pod Mainem. Miałem okazję widzieć ich na Opku w 2018 i, przypominając sobie treść relacji z tamtej edycji, koncert wzbudził moje uznanie, ale po latach… Trochę gdzieś wspomnienia i emocje z tamtego wieczoru u mnie wyparowały i jakoś tak osobiście nie czuję potrzeby powtórki. Oczywiście, z pewnością to będzie występ godny ich legendarnego statusu, ale chyba wystarczy mi fragmencik, bo początek i drugą połowę ich slotu poświęcę w tym czasie na koncerty Fcukers (chyba że ich set będzie skrócony do 45 minut) i Magdalena Bay. 



 
W tym zestawie headów znalazło się jeszcze miejsce dla rapowego przedstawiciela – na jedyny koncert do Europy przyjedzie wspomniany już Future. Dla mnie obojętna wiadomość, ale w świecie tego gatunku to mocna nazwa i chapeau bas, że ten temat został dograny. 

Ewidentnie zaś organizatorzy polegli w poszukiwaniach żeńskiego i popowego heada. Ostatecznie do rangi co-headlinerki nieśmiało została podniesiona Gracie Abrams (choć tu bym dyskutował, czy ją wrzucać do stricte popowej szuflady), o czym dowiedzieliśmy się dopiero z reklam wyświetlanych podczas Orange Warsaw Festival. Jej slot o 20:00 w środę jednak niekoniecznie należy do tego prime time'u, choć potrafi być urokliwy. Osobiście liczyłem, że po tym line-upowym fikołku jednak Gracie wystąpi o tej 22:00, a po niej Massive Attack, ale ostatecznie to Rüfüs Du Sol – zapowiadani początkowo na Tent Stage – zamkną nam ten pierwszy dzień. Niemniej nie jestem zaskoczony z przebiegu tego scenariusza z Abrams. Ba, nawet od dłuższego czasu w swych analizach dopuszczałem taką możliwość. Zresztą wystarczy popatrzeć na plakaty innych festiwali w Europie i Stanach – popularność tej Amerykańskiej signer-songwriterki gwałtownie wzrasta i organizatorzy śmiało już ją stawiają w roli przynajmniej tej co-headlinerki (zresztą może czasami nie powinniśmy się aż tak bardzo przywiązywać do tych statusów). Osobiście mam do niej od wielu lat słabość i bardzo żałuję przegapionych koncertów w Berlinie. Szczególnie tego klubowego w Columbiahalle w 2023 roku, jeszcze przed wybuchem jej fenomenu, ale na bilet na ten tegoroczny w hali Velodrome też polowałem – bezskutecznie – do ostatniej chwili. Także ja cieszę się z tego bookingu, liczę na miłe muzyczne uniesienia, wspaniałą atmosferę wśród młodzieży i nawet chyba poświęcę koncert Wunderhorse na rzecz kolejkowania pod sceną. 
 
 

 
Spore wyróżnienie od organizatorów otrzymał również ogłoszony na ostatniej prostej Conan Gray, któremu ostatniego dnia przypadnie występ o tej premium godzinie 22:00. Zaś główni headlinerzy tegorocznej edycji, czyli Linkin Park wystąpią w ramach grande finale po północy. Manewr nieco podobny do tego  z roku 2023, gdy to Labrinth wystąpił przed zamykającym główną scenę Kendrickiem Lamarem. Pytanie oczywiście brzmi, czy Conan na taki slot zasługuje, zwłaszcza że tego dnia na mainie występują jeszcze dwie popularnego artystki: rapowa sensacja ostatnich miesięcy – Doechii oraz wyczekiwana od lat w Polsce Camila Cabello. Może taki był wymóg menagmentu, by w ogóle skłonić Conora do jedynego występu w lipcu w Europie? To oczywiście już sfera domysłów. Inna sprawa, że ten amerykański wokalista jest szumną nazwą wśród młodszego pokolenia, a także pewnego rodzaju pocieszeniem po fiasku z Rodrigo i jestem przekonany, że słupki sprzedaży biletów tej ostatniej puli podskoczyły w górę, a pod sceną będzie tłumnie (także pewnie za sprawą fanów czekających na LP, ale to już inna historia). Dam chłopakowi szansę, choć nagrania z jego koncertów nie napawają mnie zbytnim optymizmem. To chyba nie do końca songwriterska i popowa wrażliwość, której poszukuję. No ale skoro zamierzam być blisko sceny na Linkin Park, to chyba innego wyjścia nie mam. 




O ile na tej headlinerskiej półce faktycznie szala przechyliła się w stronę starszej oraz zorientowanej na gitarowe granie publiczności, o tyle trzeba przyznać, że pozostałe linie artystów zostały całkiem fajnie zbalansowane i znajdziemy tutaj sporo scenicznej jakości, nowych objawień i po prostu perełek. Jakie nazwy najbardziej mnie ekscytują? 
 
Już  na samym początku festiwalu niebotycznie wysoką poprzeczkę oczekiwań względem pozostałych koncertów festiwalu ustawi swoim koncertem Raye. Nie mam wątpliwości, że artystka porównywana z nieodżałowaną Amy Winehouse swoimi wokalnymi popisami i ujmującymi melodiami z pogranicza soulu, jazzu, R&B totalnie nas zachwyci pod Mainem.




W ostatnich dniach euforię wywołało u mnie ogłoszenie last minute Wolf Alice! Kompletnie niespodziewane, zwłaszcza, że nastąpiło ono już po wieści o tym, że w listopadzie zagrają u nas klubowo (feralnie w czasie Inside Seaside). Wolf Alice najwyraźniej podłapują w ostatniej chwili wszelkie możliwe letnie koncerty, które służą im nieco jako rozgrzewka przed wydaniem nowego albumu. Widziałem ich na Primaverze (zastąpili tam Clairo) i... Powtórzę to co napisałem na social mediach: Wolf Alice wskakują na nowy koncertowy poziom! Zwłaszcza Ellie Rowsell jeszcze nigdy nie emanowała taką pewnością siebie, czuciem sceny i własnego ciała oraz wokalnymi ekspresjami. Czułem niesamowite wzruszenie, obserwując ten występ! Bloom Baby Bloom! Na Tent Stage będzie klimacik i będzie też elektryzująco!



 
Skoro już wjechałem na temat Primavery, to w Barcelonie miałem okazję przeżywać również koncerty Fcukers i duetu Magdalena Bay. Ten pierwszy w klubowych warunkach totalnie zawładnął mym ciałem. Nie spodziewałem się, że Fcukers dowiozą tak energetyczne i hipnotyzujące w tańcu show! Myślę, że nawet można już ich pomału okrzyknąć jedną z sensacji tegorocznego sezonu festiwalowego. Koncert Magdalena Bay również był niezwykle zjawiskowy i pozostawił mnie nawet z takim niedosytem, gdyż był przeżywany nieco z oddali. Jestem pewny, że w Alter Stage ten ich pozytywny muzyczny feeling przepięknie nam się skumuluje. Nie dane mi było zaś sprawdzić na Primaverze potencjału Zaho De Sagazan, ale ta francuska artystka bardzo mnie intryguje od miesięcy swoją awangardowym stylem łączącym elektronikę z alternatywnym brzmieniem i jej występu w Alter Stage nie zamierzam przegapić. Może to będzie jedno z koncertowych odkryć tegorocznej edycji? 








Wracając jednak może do nieco większych nazw, to wyjątkowo cieszy mnie w line-upie obecność jeszcze jednej artystki: St. Vincent! Annie Clark od lat znajduje się w czołówce moich koncertowych marzeń do spełnienia. Okej, tak, miałem szansę zobaczyć ją już na Open'erze w 2015 roku, ale wówczas... po szalonym koncercie Kasabian nie miałem sił, by biec na Tent Stage. Z perspektywy czasu żałuję, że nie pokusiłem się jednak wtedy o ten dodatkowy wysiłek fizyczny. W tym roku też nie będzie lekko, ale po Muse przebieżka na Tent już obowiązkowa. Zbyt długo czekałem na ten koncert! A dodatkowo St. Vincent z nowym materiałem "All Born Screaming" zdaj się być w fenomenalnej formie koncertowej, co potwierdza wiele dostępnych nagrań koncertowych. Przekonamy się o tym wkrótce sami na własnej skórze! 




Niewątpliwie w znakomitym momencie następuje również powrót na Open'era mej ulubionej raperki, czyli Little Simz! Artystka jest tuż po wydaniu wyśmienitej płyty "Lotus" i tym razem zmierzy się z Main Stage! Wierzę, że zdoła udźwignąć tę największą scenę. No i to też fajna historia, gdyż to jej trzecia wizyta na Opku, a zaczynała przecież od Alter Stage w w 2018 roku. W 2022 roku zaś zagrała niesamowity i klimatyczny koncert w Tent Stage! Byłem świadkiem tamtych wizyt i tej nadchodzącej również nie przegapię! 



 
Nie zabraknie też podczas tej edycji wielu elektronicznych uniesień! Czekam na widowiskowe show Justice (czy trzeba coś w ogóle dodawać?), chętnie zweryfikuję pochlebne opinie o koncertach Rüfüs Du Sol, dam kolejną szansę Caribou, wierzę w relaksujący i kołyszący do błogiego snu set Maribou State z bardzo dobrym materiałem z nowej płyty "Hallucinating Love". Do tanecznych podrygów powinien powieść nas również Antony Szmierek swoim finezyjnym połączeniem melorecytacyjnego stylu śpiewania z klubowymi brzmieniami spod znaku nurtu house. Nie przegapcie jego występu zamykającego Flow Stage w czwartek! A na finał festiwalu jeszcze bezkompromisową, agresywną dawkę rave'owego szaleństwa będzie serwował duet Brutalismus 3000 – może na kilka minut się skuszę, gdyż na Primaverze, mimo diabolicznego tempa, rzucili skuteczne wyzwanie do wixowania. Ale równie dobrze może już wybiorę opcję aftera w Strefie Żywca... ;)  












Kto jeszcze na moim celowniku? Wierzę, że Lola Young udźwignie Main Stage i liczę, że podobnie jak Hozier w 2015 roku, tak i ona wszystkim udowodni, że nie jest autorką tylko jednego viralowego kawałka ("Messy"). Zresztą wystarczy posłuchać jej ostatniego albumu, obejrzeć koncertowe nagrania, by nabrać tę samą pewność, która tkwi we mnie. Pod tym względem nieco większe wątpliwości mam wobec występu Tyli, która wybiła się kompozycją "Water". Ale przy założeniu, że dopisze pogoda i słoneczko będzie pięknie zachodziło, jej występ może okazać się miłym doświadczeniem. Chętnie zobaczę w dłuższym fragmencie koncert alt-rockowe Mother Mother. O ich poprzedni występ na Tent Stage trzy lata temu zdołałem tylko zahaczyć – teraz czas na dłuższy sprawdzian ich potencjału. Mam nadzieję, że uda się również zahaczyć o drugą połowę koncertu Ravyn Lenae, która coraz śmielej sobie poczyna na muzycznym rynku i jej koncert może okazać się takim potrzebnym odprężeniem po Nine Inch Nails. Z ciekawości rzucę pewnie okiem na rapowe umiejętności Doechii, a i fragmenty koncertów Camili Cabello i Molchat Domy również do przemyślenia, no chyba że jednak skuszę się na barierkowanie przed Wolf Alice. 








No i to generalnie chyba tyle z tych mych największych oczekiwań. Kilka mocnych koncertów (wspomnianych Wunderhorse, FKA Twigs, Girl In Red) niestety poświęcę dla dobrego miejsca przy Mainie na kluczowych koncertach (serio, od lat nie byłem tak sfokusowany na głównej scenie Open'era), ale cóż, nie sposób złapać wszystkich artystów. Takie już uroki festiwali. Chętnie zobaczyłbym też wielu ogłoszonych polskich artystów (skład młodej alternatywy na Flow Stage na propsie), ale generalnie najprawdopodobniej skończy się na koncertach Kaśki Sochackiej, zespołu Metro, Trupa Trupa, Fisz Emade Tworzywo oraz Igo. Generalnie tegoroczny polski skład jest w mej ocenie niezły, choć osobiście to zamieniłbym Bambi i Kaśkę Sochacką scenami.   

Dobra, czas zatem przedstawić Wam moje – podkreślam – wstępne plany na tegorocznych planszach z rozpiską: 

 
 






Do zobaczenia zatem Podróżujący po raz kolejny na Open'erze! To będzie bardzo dobra edycja!
 
PS Śmiało podbijajcie i zbijajcie piąteczki ze mną! No i zapraszam Was też do Strefy Żywca, którą najprawdopodobniej będę odwiedzał na zakończenie każdego dnia! Po tylu latach organizatorzy powinni całą Ekipę Podróżujących, przejmujących namiot Żywca, mianować ambasadorami tej strefy! :) 


 
 
   
Sylwester Zarębski
Podróże Muzyczne
24.06.2025


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.