Coachella: dzień 1-szy okiem YouTube'a

/
0 Comments



Oczywiście nie stać mnie by w ten weekend zabawiać się z tysiącem ludzi na słonecznej Kalifornii, ale dzięki zdobyczom technologicznym i serwisowi YouTube mogę spokojnie obejrzeć prawie wszystkie najważniejsze koncerty odbywające się na tym festiwalu. Cóż nie jest to też łatwe ze względu na różnice czasowe, choć najlepsze koncerty mają miejsce rankiem, a i puszczane są rebrodcasty ;) Tak więc nawet w tej chwili na oficjalnym kanale Coachelli na pewno coś się dzieje. Co zapadło mi w pamięć po tym pierwszym dniu transmisji ? Japandroids - dwóch kolesi, gitara i perkusja, dwa świetne głosy, dwie dusze pełne żywiołowego punku - energia na scenie piorunująca, nie mówiąc już o tym co się działo pod sceną (mała prośba do pana Ziółkowskiego- przydaliby się na Openerze :P). Oczywiście nie mogłem przegapić wczesnego występu Jake Bugg'a, który mnie potwierdził w przekonaniu, że w tym chłopaku siedzi nieprzeciętny talent, ale zarazem mam pewną obawę czy ten medialny szum wokół niego potrwa dość długo. Na pewno przyjrzę się uważniej indie-rockowej grupie Metric, widziałem fragmenty ich występu i wyglądało to całkiem fajnie. Nie mogłem przegapić także występu Of Monsters And Men, choć tu w sumie nic odkrywczego się nie stało. Jedyna nowością był cover grupy Yeah Yeah Yeahs "Skeletons", i co warto zauważyć, koncert oglądała spoora liczba osób. Następnie Modest Mouse, głównie ze względu na to, ze pojawią się na Openerze (a sam mam zamiar też się tam wybrać). Chciałem sprawdzić jak wypadają na żywo i "z czym to się je". Wrażenie nie najgorsze, może nie powaliło mnie na kolana, ale artystycznie brzmiało wyśmienicie. Jedyny zgrzyt to jakiś techniczny, który podczas wykonywania ostatniego utworu dwa razy podchodził do frontmena i kazał im kończyć (ech, te wymogi czasowe na festiwalach), co troszkę było irytujące. Międzyczasie zerkałem na Yeah Yeah Yeahs i wyglądało to fajnie ("Sacrilage" odśpiewany z chórem gospel). Zahaczyłem też o koncert Grindermana - rockowego projektu Nicka Cave'a i było ostro. Już w drugim kawałku, gdy Nickowi nie zadziała gitara, z wściekłością rzucił ja na bok i skoczył w tłum publiczności. Co za osobowość. Nie dane mi było jednak oglądać reszty tego koncertu, gdyż już rozpoczynała się transmisja koncertu Blura. Co by nie mówić, świetnie brzmiało, ale czułem mały zawód. Nie wiem czy to kwestia mojego zmęczenia, czy zmęczenia ludzi stojących cały dzień w upalnym kalifornijskim skwerze. Po prostu nie czuło się ekscytacji wśród publiczności, choć może to też wina transmisji, która za bardzo na reakcjach publiczności się nie skupiała. Na koniec jeszcze zerknąłem na Foals i tu też się zawiodłem, brakowało takiego ekhm "pierdyknięcia". Fajnie za to prezentowała się grupa hip-hopowa Jurassic 5.  Hmm tak nawet przez moment zaświtała myśl, by pojawili się na Coke Live. Panie Ziółkowski... ;)  I to na tyle z dnia pierwszego, oczywiście koncertów było więcej ale wszystkiego nie da się ogarnąć. Dziś, a raczej jutro też spora dawka dobrej muzy (Ben Howard, Mona, Biffy Clyro,  Moby, the XX, Two Door Cinema Club, Phoenix, New Order, Knife Party). Warto! 

        


PM


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.