Happysad + OCN, 11.03.16, Świecie

/
0 Comments


Wybierając się na ten koncert byłem ciekaw jak na żywo wypadnie OCN. I tu bez skrupułów powiem, że przeżyłem srogi zawód. Aż musiałem się upewnić, czy ten zespół faktycznie nagrał płytę z znamym producentem Vance Powell'em (m.in The White Stripes, Kings Of Leon, The Dead Weather). Rzeczywiście mieli taką przyjemność, ale  lekcji wyniesionej z takiej współpracy (bo chyba tak mogę powiedzieć) nie było za bardzo słychać. Tym bardziej, że nie zaprezentowano żadnej piosenki z tamtej płyty ("Waterfall"). A kompozycje zaśpiewane po polsku kompletnie mnie nie ujęły, momentami aż łapałem się za głowę. Cały koncert aż tak zły nie był, jakieś dwie, trzy piosenki nawet fajnie wybrzmiały, potężne nagłośnienie - ale to za mało. Szacunek jednak dla wokalisty za koszulkę Royal Blood! 

Przejdźmy do gwiazdy wieczoru - Happysad. To był mój trzeci ich koncert, na ostatnim byłem bodaj dwa lata temu w Toruniu. Przez ten czas wiele się zmieniło: wyszła dość eksperymentalna i bardzo alternatywna (za co akurat przyznaję solidnego plusa) płyta "Jakby nie było jutra:", a zespół wzbogacił się o dwójkę młodszych członków odpowiedzialnych za dodatkowe instrumentarium (saksofon, gitara akustyczna, klawisze i inne). To co jednak najbardziej się chyba zmieniło i było widoczne na koncercie, to całkowicie inne, profesjonalne podejście do występu. Miałem też wrażenie, jakby posiadania przez zespół nowej świadomości swoich możliwości i umiejętności. Wiem, dziwnie brzmi, ale lepiej tego chyba nie określę :D Mówiąc prościej: jest duży progres. Nie ukrywajmy, że zespół mógłby przyjechać bez zbędnych dodatków, zagrać the best of i każdy byłby zadowolony, a bilety wyprzedane. Tak jednak nie jest. Zespół przywiózł ze sobą fajną scenografię, całe show było wypracowane (co prawda zdarzyły się jakieś błędy techniczne, ale nie był wielce zauważalne), oświetlenie świetnie współgrało z piosenkami. Pełen szacunek. Oprawa oprawą, a jak to wszystko brzmiało? Bardzo przyzwoicie. Dodatkowe instrumentarium dodawało zdecydowanie kolorytu i głębi wszystkim piosenkom. Przeważały głównie utwory z dwóch ostatnich płyt. Początek koncertu był bardzo mocny - "Tańczymy" to genialny utwór do odgrywania na żywo. I z tej najnowszej płyty - najbardziej przebojowy. Przy innych nowych piosenkach miałem nieodparte wrażenie, że nie do końca były z pełnym entuzjazmem przyjmowane przez publiczność. Fakt - niektóre nie są łatwe w odbiorze, ale wprowadzały ciekawy, inny klimat, przez co było różnorodnie. Oczywiście nie mogło zabraknąć tych największych hitów (inaczej publiczność by tego pewnie nie wybaczyła), więc usłyszeliśmy m.in. bujającą "Łydkę", "Mów Mi Dobrze", melancholijną "Taką wodą być", radosną "W piwnicy u dziadka", odśpiewane chóralnie "Zanim pójdę". W tej ostatniej (o ile dobrze pamiętam) była świetna wstawka rytmiczna. Bardzo lubię takie nieoczekiwane zmiany. Tym bardziej cieszyło mnie przearanżowanie "Długiej drogi w dół". Super sprawa! Ja osobiście, jak zawsze, czekałem na utwór "Nie ma nieba". Dla mnie to taki koncertowy killer, gdzie mogę totalnie wykrzyczeć ten rewelacyjny tekst refrenu ;) Zdecydowanie to był dla mnie najlepszy moment tego koncertu. Można by dyskutować długo jakich utworów zabrakło w setliście, ale to raczej nie ma sensu. Widać, że chłopaki stawiają na zmianę i jestem bardzo ciekaw kolejnej płyty. A koncert w Świeciu uważam za bardzo pozytywny. Troszkę potańczyłem, pośpiewałem (choć czasami zawodziła pamięć :p), ot bardzo przyjemny wieczór! 













PM


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.