PM relacjonują: Arctic Monkeys w Berlinie, Mercedes-Benz Arena, 02.05.2023

/
0 Comments
 
 
 

Arctic Monkeys w Berlinie, Mercedes-Benz Arena, 02.05.2023

 

Kilka dni przed wyjazdem do Berlina zadałem sobie poważne pytanie: czy zespół Arctic Monkeys nadal mnie ekscytuje? Nie ukrywam, że pojawił się cień wątpliwości... Tuż po ogłoszeniu europejskiej trasy halowej w pierwszej chwili nie byłem przekonany do wyjazdu. Właściwie decyzję podjąłem spontanicznie na pięć minut przed startem sprzedaży biletów. Ostatecznie uznałem, że nie mam już w sobie tyle cierpliwości, by dalej czekać na ich osobny koncert w Polsce, a ten tegoroczny na Open'erze jest obarczony zbyt dużym ryzykiem rozczarowania, które miało u mnie miejsce w roku 2018. Tak, z tamtego występu nie mam dobrych wspomnień. Złożyło się na to kilka czynników: stałem w dość oddalonym miejscu, nagłośnienie nie powalało, brakowało energii w tłumie, a cała dynamika występu cierpiała ze względu na niezbyt przystające do festiwalowych warunków kompozycje z promowanego wówczas albumu "Tranquility Base Hotel & Casino", na którym to Alex Turner skierował swój zespół w stronę dyskusyjnego awangardowego brzmienia. Ten kierunek został utrzymany na zeszłorocznym albumie "The Car", więc... No po prostu wolałem już dmuchać na zimne i dać szansę nowemu obliczu Małp w nieco odpowiedniejszych warunkach. Przy tym jednak wyzbyłem się jakichkolwiek oczekiwań, które miałem ze sobą pięć lat temu. Wówczas w pamięci miałem (i mam do dziś) żywiołowy koncert  na Open'erze 2013, na którym wręcz walczyłem o przetrwanie w pierwszej strefie. To był szalony i wielce triumfalny występ Brytyjczyków, którzy byli w szczytowym okresie swojej kariery, jeszcze tuż przed wydaniem swojego opus magnum, czyli albumu "AM", który wyniósł ich na muzyczny szczyt, ale stał się też w pewnym sensie przekleństwem. W jakiś stopniu stali się zakładnikami tamtego sukcesu i być może na przekór Alex postanowił radykalnie skierować twórczość Małp na zupełnie inną ścieżkę. W Berlinie zatem szukałem odpowiedzi na pytanie, czy na żywo wciąż dzierżą miano jednego z największych zespołów rockowych XXI wieku. 
 
Zanim jednak zespół z Sheffield zameldował się na deskach sceny Mercedes-Benz Arena, to o rozgrzewkę próbowali zadbać młodzi chłopcy z Inhaler. Z całkiem przyzwoitym skutkiem. Co prawda w pierwszych minutach wokal Elijaha Hewsona, gdzieś niknął w gitarowym tumulcie, ale sytuacja z piosenki na piosenkę się poprawiała. Skupili się na promocji wydanego w tym roku albumu "Cuts & Bruises", z którego to usłyszeliśmy siedem solidnych kompozycji. Wyróżniłbym z nich nieco ckliwe "If You're Gonna Break My Heart", przy którym publiczność sama z siebie odpaliła latarki w telefonach. Jeszcze cieplej przyjmowane były kawałki "Who's Your Money On? (Plastic House)", "It Won't Always Be Like This" oraz "My Honest Face" z ich debiutanckiego krążka. Nikt tu chyba od nich nie wymagał jakiegoś szczególnego występu. Plusik od mnie, ale nic ponadto. 
 
Chwilę po 21:00 światła przygasły i żywiołowym aplauzem (oraz niezliczonymi telefonami w górze...) przywitaliśmy Arctic Monkeys. Bez niespodzianki rozpoczęli od powolnej i mrocznej kompozycji "Sculptures of Anything Goes" z "The Car". Arenę wypełnił niezwykle gęsty, lepki i złowrogi klimat. To niezwykły utwór z ich dyskografii i jako otwarcie sprawdził się wyśmienicie (umieszczony w środku setlisty mógłby przepaść). Pod koniec piosenki Alex ubrany w stylowy garnitur i słoneczne okulary tryumfalnie wzniósł dłonie ku górze. Od samego początku z godną podziwu teatralnością wokalista Małp roztoczył wokół siebie aurę bezsprzecznej rock'n'rollowej gwiazdy, rzucając hasło: "to ja tu jestem dyrygentem i zapraszam na moje show". Ta kreacja, w której łączy cechy choćby Presleya, Boba Dylana, Davidy Byrna, czy nawet Cave'a wyraźnie sprawia mu satysfakcję. Teatralne gesty nadgarstkami, pozy biodrami, manieryczny śpiew, wyzywające spojrzenia, energiczne wykopy, riffy odgrywane z niesamowitą płynnością – zdecydowanie facet wie, jak skupić na siebie uwagę. Pozostali członkowie zespołu chyba już są pogodzeni z występowanie w cieniu blasku swojego lidera. No ale wróćmy do przebiegu koncertowych zdarzeń. Drastyczna zmiana tempa z wykorzystaniem burzowego "Brianstorm" zapewniła gwałtowną pobudkę mięśni i gardeł. Ach, jak dobrze było z tłumem wyśpiewać ten charakterystyczny riff gitarowy! Od razu przypomniały mi się obrazy z roku 2013! Tak, ten zespół wciąż potrafi rozniecić ogień w serduchu! Atmosfera została podgrzana przez chwytliwe "Snap Out Of It" z "AM", a w najczulsze nostalgiczne nuty uderzyło arcypiękne "Crying Lightning" z "Humbug". "Teddy Picker" zaś wywołało prawdziwe trzęsienie ziemi. Od razu poczułem na plecach napierających fanów z tyłu, którzy wpadli w rozgorączkowany stan rockowej euforii. Wspomnienia z najlepszych indie-rockowych czasów wróciły ze zdwojoną siłą podczas kapitalnego "The View From the Afternoon". Muszę przyznać, że ten pierwszy akt koncertu był wystrzałowy i poczułem spływające strużki potu po czole. W odpowiednim dla mnie momencie przyszedł czas na pierwsze zwolnienie tempa. Z nieukrywaną przyjemnością odśpiewałem "Four Out Of Five", które na przestrzeni ostatnich lat od momentu wydania "Tranquility Base Hotel + Casino" zdołało przebić się do dna mego serducha. Czy taki sam los podzieli kompozycja "Big Ideas"? Nie sądzę. Z jej wykonania zapamiętałem pięknie rozświetloną przez publiczność arenę latarkami i głównie emocjonalnie podskakującego przed pianinem Alexa, który widocznie czerpał dużo przyjemności z tego stonowanego kawałka – ja niekoniecznie. To była jednak swoista cisza przed burzą... "R U Mine?"!!! Muszę dosłownie zacytować moje pierwsze myśli z tamtej chwili: "o kurwa, co oni wyprawiają, jakim cudem to grają w tym momencie, what the fuck!". Świat w tamtym momencie wywrócił się do góry nogami! No nikt nie podejrzewał, że ta stała pozycja na bis zagości w środku seta. A to naprawdę miało miejsce i od razu rozpętało się absolutne szaleństwo! I jakby jeszcze tego mało, dołożyli oliwy do ognia kultowym "I Bet You Look Good on the Dancefloor"!!! Oszalałem! Serio! Zauważyłem nawet przerażenie w oczach stojących przede mną młodszych dziewczyn w odpowiedzi na moją żywiołową reakcję – wybaczcie! No ale to są te momenty, które trzeba przeżyć całym sobą i które to potem trafiają do szuflady niezapomnianych wspomnień. Arktyczni nie zamierzali jednak jeszcze spuścić z tego intensywnego tonu. Przy refrenie "Pretty Visitors" w górę poszybowały dłonie i jak jeden organizm wyznaczaliśmy podniosły rytm, a "Arabella"... Może pozostawiła mnie jednak z delikatnym niedosytem, bo ten kawałek ma olbrzymi potencjał koncertowy, ale odniosłem wrażenie, że w Berlinie nie został on w pełni wykorzystany. Co nie znaczy, że mój stan zapalny został ostudzony – wręcz przeciwnie. Kolejny fragment z "AM" "Why'd You Only Call Me When You're High?" został przyjęty przez publikę z ekstazą, którą zresztą prowokował swoimi gestami Alex. Romantycznie zaś zrobiło się przy nieprezentowanej na żywo od blisko dekady kompozycji "Suck It and See". Serce roztopiło się niczym podgrzany w tosterze ser. Następnie w pozytywny, radosny nastrój wprowadziła mnie doskonale znana wszystkim melodia "Fluorescent Adolescent" z debiutanckiej płyty. Podczas niespiesznych "There'd Better Be a Mirrorball" i "Star Treatment" z sufitu wyłoniła się dyskotekowa kula, która klimatycznie rozświetliła scenę i trochę dodała tym piosenkom scenicznej magii. I na finał podstawowej części zagrane z nienaganną klasą i energicznie stymulujące popularne "505" z " Favourite Worst Nightmare".   
 
Skoro "R U Mine?" i "I Bet You Look Good on the Dancefloor" wybrzmiały już wcześniej, to co na bisy? Po cichu liczyłem na niespodziankę-petardę ("When The Sun Goes Down"...), ale ostatecznie skończyło się na dość przewidywalnym zestawie. Na wstępie wspólnie w bardzo urokliwy i chóralny sposób odśpiewaliśmy balladowe "I Wanna Be Yours". Przecudny moment. Ciarki na całym ciele. Następnie bardzo pozytywnie zaskoczyła sceniczna wersja "Body Paint" rozbudowana w finale o kapitalną, finezyjną gitarową solówkę! Wow! Ten kawałek w takim wydaniu nabrał dla mnie intensywnych rumieńców! I na finał majestatycznie wykonane "Do I Wanna Know"! Może trochę zabrakło w tej końcówce odpalenia większego dynamitu, ale ostatecznie i tak czułem, że całe moje serducho wypełnia nieoczekiwana satysfakcja!   
 
Koncertem w Berlinie Arctic Monkeys pokazali, że są zespołem, który wspiął się na rockowy Mount Everest i właściwie już nic nikomu nie muszą udowadniać. Pod batutą Alexa Turnera bawią się konwencją rockowego, awangardowego stylu z lat 70., co zostało również podkreślone przez niezwykle klimatyczną scenografię przygotowaną na tę trasę (ten VHS-owy filtr na telebimach!), i nic nikomu do tego. Muszę przyznać, że ich występ w Berlinie ujął mnie w całości. Wszystko mi tu się ze sobą zgadzało. Przy starszych kawałkach odlatywałem na skrzydłach nostalgicznego podniecenia, a przy tych świeższych zaś miałem silne poczucie, że chciałbym pierwszy raz w życiu zapalić papierosa. I to był naprawdę przyzwoicie wyważony pod względem dynamiki repertuar. Warunki halowe też oczywiście zrobiły swoje w odbiorze ich obecnego wizerunku. No i miałem też nieodparte wrażenie, że cały zespół był tego dnia w wyjątkowo doskonałej formie. Włącznie z Alexem, który w tej swojej scenicznej teatralności – takie odnosiłem wrażenie na podstawie fragmentów z poprzednich występów – potrafił popaść w niezbyt ujmujący manieryzm wokalny, tak w stolicy Niemiec śpiewał z odpowiednią iskrą i namiętnością w głosie. Plus już sam fakt, że zdecydowali się zamieszać nieco w swojej setliście, sugerował, że ten koncert był przez nich samych traktowany w sposób nadzwyczajny podczas tej trasy. Co prawda Małpy nie przebiły moich wrażeń i wspomnień z tego epickiego występu na Open'erze 2013, ale ten niezbyt dobrze przeze mnie wspominany z 2018 roku może spokojnie już zniknąć w odmętach mej pamięci. Pytanie teraz brzmi: jak będzie w Gdyni w tym roku? Mimo świetnego odbioru tego berlińskiego koncertu nie stawiam wielkich oczekiwań. Zapewne aura festiwalowa znów nie do końca będzie im sprzyjać, ale… No cóż, przekonamy się i ocenimy w czerwcu!
 
PS Pozdrowienia dla Podróżujących Agnieszek za wspólne towarzystwo podczas tej podróży i dla wszystkich licznie obecnych polskich fanów!  





































Sylwester Zarębski
PM
16.05.2023


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.