PM odkrywają i recenzują: The Last Dinner Party – Prelude to Ecstasy

/
0 Comments

PM odkrywają i recenzują: The Last Dinner Party – Prelude to Ecstasy

 

 PM odkrywają i recenzują: 

The Last Dinner Party – "Prelude to Ecstasy"

 

 
Żeński zespół The Last Dinner Party jeszcze kilkanaście miesięcy temu był zapewne znany tylko nielicznym bacznym obserwatorom sceny brytyjskiej. Osobiście zaintrygowałem się tym projektem na przełomie 2022 i 2023 za sprawą pojawiających się artykułów w największych muzycznych brytyjskich portalach, które zwracały uwagę na rosnącą popularność i rodzący się fenomen bandu, który wówczas... nie miał w eterze żadnego oficjalnego singla! Ten stan zmienił się dopiero w kwietniu 2023 roku wraz z premierą bardzo chwytliwej piosenki "Nothing Matters". Nastąpiło to dopiero niemalże dwa lata po podjęciu decyzji o założeniu zespołu przez Abigail Morris (wokal), Aurorę Nishevci (klawisze), Emily Roberts (gitara prowadząca, flet), Georgię Davies (bas) i Lizzie Mayland (gitara). A dziś ta piątka dziewczyn jest na ustach całego muzycznego świata...
 
Oczywiście historia The Last Dinner Party zaczęła się nieco wcześniej, w okolicach 2019 roku, gdy Georgia, Lizzie i Abigail wpadły na siebie w Londynie podczas uniwersyteckich imprez, zaprzyjaźniły się i zaczęły ze sobą spędzać wspólny czas. Przez pierwsze miesiące często wybierały się na koncerty i dyskutowały o muzyce, co w konsekwencji doprowadziło dziewczyny do pomysłu założenia własnej kapeli. Do rozwinięcia swojej wizji brakowało im tylko zręcznej gitarzystki i opiekunki klawiszy. I tak przez wspólnego znajomego poznały Emily, chwilę później zwerbowały Aurorę i między tą piątką bardzo mocno zaiskrzyło. Tak oto powołały do życia zespół, który początkowo funkcjonował pod krótszym szyldem The Dinner Party (później dołożono słowo "Last", by uniknąć pomyłek z jazzową grupą Dinner Party). Wybuch pandemii co prawda przystopował i opóźnił ich próbę przejęcia londyńskich scen, ale nie ma tego złego – dziewczyny zyskały czas, by w spokoju wypracować swoją wspólną koncepcję kariery, sceniczną estetykę i szlifować instrumentalne zgranie. A od początku miały świetny wizualny pomysł na siebie: zwróciły się w kierunku średniowiecznej symboliki i iście barokowego stylu ubioru, który zarazem bardzo korelował z ich teatralną, gitarowo-dekadencką aurą twórczości. No i przede wszystkim odważnie, wbrew trendom, postawiły na organiczną formę promocji poprzez wyłączne granie koncertów. Niemal niespotykane w obecnych czasach...  
 
Już podczas pierwszego występu w londyńskim The George Tavern w listopadzie 2021 roku młode Brytyjki ujawniły się jako w pełni ukształtowany zespół, z charakterystycznym dress codem i zestawem bardzo obiecujących piosenek. Wieść o nowym ekscytującym zespole szybko poniosła się szeptanym marketingiem i z miesiąca na miesiąc dziewczyny pojawiały się na większych londyńskich scenach, a nagrania z ich koncertów na YouTube stawały się pożądaną treścią. Dość powiedzieć, że 3 lipca 2022 roku dostąpiły już szansy występu w ramach British Summer Time, występując przed The Rolling Stones! Ok, nie pojawiły się bezpośrednio przed legendami, ale umówmy się, że dla zespołu bez żadnego materiału na koncie – to był wielki sukces móc zagrać tego dnia w Hyde Parku. Rosnący szum wokół The Last Dinner Party nie uszedł uwadze osobom z branży i brytyjskim dziennikarzom, sprawiając, że w 2023 kariera tego zespołu gwałtownie przyspieszyła, a wręcz eksplodowała. Podpisany kontrakt z dużą wytwórnią Island Record, podjęcie współpracy ze znamy producentem Jamesem Fordem (Arctic Monkeys, FATM, Foals, The Last Shadow Puppets), kolejne występy na dużych festiwalach (Glastonbury, Isle of Wight, Latitude, Way Out West, End of the Road, Electric Picnic), supportowanie Florence And The Machine oraz Hoziera i seria pierwszych udanych singli, zapoczątkowana wspomnianym już przebojowym "Nothing Matters", która tylko zaostrzyła apetyt na debiutancki album. Ale jeszcze zanim ten ujrzał światło dzienne, dziewczyny zostały laureatkami prestiżowych nagród BRITs Rising Star 2024 oraz BBC Sound Of 2024! Wieść o tej drugiej wygranej przekazała im osobiście sama Florence Welch. W międzyczasie pojawiały się kontrowersyjne głosy, które obwoływały The Last Dinner Party sztucznym wytworem branży i oskarżały o niezrozumiały nepotyzm. Niewątpliwie dziewczyny otrzymały gigantyczne medialne wsparcie, o jakim wielu młodych artystów może pomarzyć, ale trzeba im oddać, że od początku samodzielnie, poprzez wspomniane budowanie koncertowej reputacji w sprzyjającym do tego londyńskim ekosystemie (w podobny sposób wybił się zespół Black Midi, na którego koncertach zresztą Abigail z koleżankami uczestniczyła), wywalczyły ten sukces. A i przy tym oczywiście nie brakuje im odpowiedniej dawki talentu oraz kreatywności. Udowadniają to dobitnie na debiutanckim albumie "Prelude to Ecstasy", który gruntuje ich pozycję najbardziej obiecującego brytyjskiego zespołu i okazał się kolejnym udanym akapitem w tworzeniu muzycznej mitologii The Last Dinner Party.
 
Dołączam do wszelkich zachwytów nad "Prelude to Ecstasy" i śmiało stwierdzam, że dziewczyny nie zawiodły wysoko postawionych oczekiwań – dowiozły naprawdę pociągający za uszy longplay! Zachwycający barokowym przepychem, sprytną teatralnością, metaforycznymi odniesieniami do średniowiecznej symboliki, romantycznymi uniesieniami. Zgrabnie czerpiący garściami z różnorodnych wpływów choćby indie-rocka, pop-rocka, klasycznego popu, glam-rocka. Album, który naprawdę w kilku momentach potrafi wprawić w ekstazę przyjemności swoimi wirującymi melodiami, hymnicznymi refrenami, orkiestrową dramaturgią, zmyślnymi gitarowymi solówkami i melodramatycznym, przekonującym śpiewem Abigail Morris. 
 
Już prolog albumu w postaci orkiestralnej uwertury buduje niezwykle immersyjną, teatralną atmosferę. Gdy tylko ta kurtyna się podnosi, dziewczyny podpalają barokową scenografię uderzającym ponurą atmosferą, ejtisowym "Burn Alive" (There is candle wax melting in my veins / So I keep myself standing in your flames). Temperatura podnosi się do skali płonącego Rzymu za czasów cesarza Nerona podczas ekspresyjnego, swingującego "Caesar on a TV Screen", a pieszczotliwie wyśpiewywane wersy "The Feminine Urge" (Do you feel like a man when I can’t talk back) są wpasowane w tak niezwykle popowy, taneczny, zaraźliwy aranż, że aż człowiek pragnie wykonać przy tym kawałku finezyjny taneczny piruet. "On Your Side" zachwyca z kolei pompatyczną melancholią, a utwór "Beautiful Boy", urokliwie rozpoczynający się od melodii zagranej na flecie, niesie w sobie kruchą, dramaturgiczną emocjonalność (The power in my hips is useless in the dark / What good are red lips when you're faced with something sharp?) wzmocnioną pięknymi wokalnymi harmoniami i delikatną orkiestracją zderzoną z narastającą energią perkusji. Na przerywnikowej, intrygującym bałkańskim brzmieniem kompozycji "Ghuja" Aurora Nishevci składa hołd swoim albańskim korzeniom, śpiewając po albańsku poruszający tekst o poczuciu winy z powodu braku więzi z krajem rodzinnego pochodzenia. Ta dysharmoniczna aria płynnie przeradza w proste, impulsywne uderzenia klawiszy, szybko niknące pod naporem chaotycznego rockowego brzmienia i ostrych gitarowych solówek, które sprawiają, że piosenka "Sinner" osiąga niemal miażdżący ciężar. Aczkolwiek jeszcze bardziej druzgocząco wybrzmiewa gniewny i burzliwy refren w "My Lady Of Mercy". Postawiona tu psychodeliczna ściana dźwięku w kontrze do spokojnej zwrotki wręcz oszałamia, Emily Roberts ponownie popisuje się elektryzującymi riffami, a Abigail zachwyca niemal operową skalą swojego wokalu. W bardziej idylliczną aurę skręca utwór "Portrait of a Dead Girl" wzbogacony malowniczymi skrzypcami i kolejną ciarkogenną, unoszącą ponad ziemskie podłoże harmonią wokalną. W stan euforii wprowadza bangerowe "Nothing Matters", które tylko uwypukla zręczność dziewczyn do pisania chwytliwych refrenów, bo nie sposób nie paść ofiarą zniewalającego wersu And you can hold me like he held her / And I will fuck you like nothing matters. Finałowym, wzniosły, orkiestralnym utworem "Mirror" dziewczyny zaś zgłaszają gotowość do napisania epickiej kompozycji dla filmu z Jamesem Bondem w roli głównej. W tej kompozycji The Last Dinner Party zgrabnie ukrywają całkowicie symfoniczne outro, którym spinają ten debiutancki album cudną klamrą.
 
"Prelude to Ecstasy" to album kompletny. Czarujący barokowo-popową aurą, przypominającą twórczość Florence And The Machine. Zachwycający kreatywnością młodych artystek, którą pochwaliliby żyjący członkowie Queen. Ujmujący koncepcyjną teatralnością, przywodzącą na myśl Davida Bowiego. Powalający wokalną ekspresją Abigal, w której słychać echa Kate Bush. Porywający miodnymi dla uszu melodiami, bogatym instrumentarium, w tym zwłaszcza błyskotliwymi gitarowymi solówkami Emily, niczym nieustępującymi popisom St. Vincent. Oślepiający blaskiem nienagannej, finezyjnej, ciepłej produkcji Jamesa Forda. A w dodatku przekazujący niebanalne treści, oscylujące wokół tematów miłości, seksualności i odnajdywania własnej tożsamości. Wstęp do ekstazy? Nie. Dla mnie to już jest muzyczna ekstaza przyjemności w pełnej krasie! Ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że momentami ten krążek może wydawać się przeprodukowany, niezbyt przełomowy, a wszelkie liczne porównania do wielkich muzycznych gwiazd, które również postanowiłem powyżej przemycić, są na tym etapie delikatnie przedwczesne. Być może nie każdy z tej muzycznej uczty wyjdzie syty tak jak ja, ale to już kolejne wyzwanie przed tą fantastyczną żeńską formacją, by uwolnić w pełni swój potencjał i drugim albumem przekonać nawet samą Magdę Gessler ;) A tymczasem trzymajmy kciuki, by dziewczyny wkrótce wpadły do naszego kraju z koncertem, bo album albumem, ale domniemam, że największa siła The Last Dinner Party tkwi w ich scenicznej ekspresji. Nieprzypadkowo jesienna trasa na Wyspach została już właściwie wyprzedana...
 

Ocena: 9/10 

















Sylwester Zarębski
Podróże Muzyczne 
26.02.2024


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.