AKTUALNIE W GŁOŚNIKACH: MAJ 2022

/
0 Comments
AKTUALNIE W GŁOŚNIKACH: MAJ 2022


Od ilości majowych premier mogło zawrócić się w głowie! Polecam Waszej uwadze szczególnie krążki od Porridge Radio, Just Mustard, Ethel Cain i The Smile, ale wszystkie wyszczególnione poniżej przeze mnie pozycje są warte przesłuchania!

ALBUMY

 

PORRIDGE RADIO – "WATERSLIDE, DIVING BOARD, LADDER TO THE SKY"

Z dużą nadzieją czekałem na "Waterslide, Diving Board, Ladder to the Sky" – trzeci album zespołu Porridge Radio. Zespołu, który ma za sobą niezbyt udany debiut z 2016 roku, ale ich powrót z drugim krążkiem "Every Bad" w 2020 roku okazał się objawieniem i zmienił trajektorię ich kariery. Ten album w swej surowej, blisko post-punkowej, eksplozywnej, melodramatycznej formie był po prostu zbyt dobry, by zignorować jego istnienie (przyznaję się jednak, że do mnie trafił z opóźnieniem). Nominacja do prestiżowej nagrody Mercury Music Prize była tego najjaśniejszym dowodem. Pech polegał na tym, że płyta została wydana 13 marca, czyli w momencie wybuchu pandemii i zespół z Brighton nie miał szansy jej dostatecznie wypromować. Zyskany czas wykorzystali jednak na pracę w studiu nad nowymi kompozycjami i szlifowanie swoich muzycznych umiejętności. Finalnie, mimo ciążącej presji sukcesu poprzedniej płyty, udało im się stworzyć dzieło jeszcze bardziej fascynujące, z jeszcze bardziej podkręconą intensywnością, emocjonalnością i przede wszystkim satysfakcjonującą jakością. Ponownie swoim udręczonym, wściekłym, sfrustrowanym wokalem zachwyca liderka Dana Margolin. Śpiewa ona z taką emocjonalnością osoby, która znajduje się nad krawędzią przepaści popychana przez demony nieszczęścia, żalu, odrzucenia, zazdrości, lęku. Te emocje przenikają przez wszystkie kompozycje i w połączeniu z narastającymi warstwami instrumentalnymi, szkwałem gitar doprawdy potrafią rozdzierać serce. W tej kakofonii dźwięków Porridge Radio sprytnie potrafią jednak przemycić sporo wdzięcznych melodii. Na trzecim albumie nie brakuje też lżejszych momentów na złapanie oddechu, z których godna wyróżnienia jest finałowa, tytułowa kompozycja w formie zaskakującej, hipnotyzującej, bardzo okrojonej akustycznej ballady. Dana Margolin uspokojonym, sennym śpiewem wyjaśnia znaczenie abstrakcyjnego tytułu, w którym waterslide (zjeżdżalnia wodna) symbolizuje radość, diving board (deska do nurkowania) – strach, a ladder to the sky (drabina do nieba) – niepojętą nieskończoność istnienia. Wokół tych emocji, pojęć obraca się cała niejednoznaczna strona liryczna tego albumu.

Porridge Radio jednak najbardziej zachwyca i przekonuje w momentach, kiedy pozwala emocjom wybrzmieć z siłą nieposkromionego tajfunu, a wokal Dany Margolin wpada w niekontrolowany, chaotyczny stan. Przykładem takiego fragmentu jest utwór "Birthday Party", w którym wokalistka jak mantrę powtarza frazę "I don't wanna be loved" za każdym razem z coraz większym, destrukcyjnym napięciem. Takich momentów jest więcej i niewątpliwie ten wyjątkowy głos Margolin, śpiewającej na pograniczu romantyzmu i tragizmu, stanowi rdzeń sukcesu Porridge Radio. Należy jednak pochwalić i docenić cały zespół, bo na trzecim krążku dojrzale poszerzają brzmieniowe terytorium, nie tracąc przy tym nic ze swojej charakterystycznej, intensywnej wrażliwości, która tak wspaniale poraziła na poprzednim krążku. To zdecydowanie jedna z najbardziej emocjonalnych płyt tego roku!
 
 


        FLORENCE AND THE MACHINE – "DANCE FEVER"

        Po dość umiarkowanie udanym rozdziale zatytułowanym "High As Hope" Florence Welch z zespołem powróciła w ekscytującym stylu! Wymuszona przerwa od koncertów przerodziła się w głód, który popchnął Florence do stworzenia dzieła, przy którym fani dostaną prawdziwej gorączki! Tanecznej? Także (przebojowe "My Love"), ale generalnie otrzymujemy tu pełną gamę emocji charakterystycznych dla Florence And The Machine. Zanurzamy się w mistyczny, baśniowy klimat, przemierzamy barokowe, alt-popowe przestrzenie, łapiemy oddech przy folkowych pejzażach. Bywa drapieżnie, bywa tanecznie, bywa magicznie, bywa niepokojąco, bywa po prostu pięknie! No i bardzo podobają mi się na tym krążku intrygujące wokalne zapędy Florence. Brytyjskiemu zespołowi udało się na tym krążku skumulować wspaniałą, euforyczną energię! Tryumfalny powrót!
         



        ARCADE FIRE – "WE"

        Arcade Fire to zespół, który zawsze bardziej postrzegałem i oceniałem przez pryzmat koncertowy niż ten studyjny. W obu przypadkach klucz sukcesu tego zespołu dowodzonego przez charyzmatyczne małżeństwo Wina Butlera i Réginę Chassagne  w mojej ocenie tkwi w generowaniu emocji, które niosą pokrzepienie. I na tym albumie znów to poczułem! Po dwóch poprzednich płytach cieszy zwłaszcza powrót do bardziej organicznego, folkrockowego grania o stadionowej nośności. Trochę elektroniki oczywiście się tu przekrada, ale zdecydowanie rządzą gitary akustyczne i fortepian. Dużo tu pięknej melancholii, ale też nie brakuje dynamicznych momentów. Ten krążek ma prawo się podobać! A zawartość można jeszcze bardziej docenić po zagłębieniu się w teksty, co polecam!
         



        SIGRID – "HOW TO LET GO"

        Sigrid po udanym debiucie powraca z nową porcją muzyki. I znów dowozi wypolerowane dance-popowe kompozycje, które będą bujać na festiwalach! Nie zabrakło jednak również szczypty balladowych uniesień, podczas których Norweżka najbardziej błyszczy formą wokalną. Okazji do wzruszeń zatem na koncertach też nie zabraknie! Pod tą popową powłoką Sigrid przemyca autorefleksyjne historie o tym jak trudno jest w życiu odpuszczać i niełatwo odzyskiwać pewność siebie, ale generalnie krążek generuje pozytywne wibracje, refreny chwytają za uszy i czuć tę charakterystyczną, wyluzowaną postawę 25-letniej dziewczyny w dżinsach. Mam do niej słabość, a krążek "How To Let Go" tylko pogłębił tę relację! 
         
        Czekam na koncert podczas Orange Warsaw Festival!
         



        JUST MUSTARD – "HEART UNDER"

        Drugie moje największe zaskoczenie tego miesiąca, zaraz tuż po debiucie Ethel Cain. Nazwa Just Mustard w ostatnich tygodniach coraz częściej pojawiała się na moim horyzoncie i w końcu zachęcony znakomitymi recenzjami postanowiłem sięgnąć po ich drugi album "Heart Under"! Nie żałuję! Zdaję sobie sprawę, że od ich twórczości łatwo się w pierwszej chwili odbić, ale dajcie im kilka minut szansy, a zobaczycie, że wsiąkniecie w ich unikalny styl. Irlandzki zespół kreuje niesamowitą, bagnistą, lepką niczym smoła atmosferę kompozycjami, które lądują na granicy z grungem i shoegazem. Industrialnie brzmiące gitary oraz enigmatyczny, niepokojący wokal Kate Ball wprowadzają w stan wyraźnie odczuwalnego lęku. To po prostu idealny soundtrack do filmowych scen wędrówki ciemnym, niekończącym się tunelem zamieszkany przez żywe trupy! To album wypełniony horrorowym napięciem! Fascynujący!




        KENDRICK LAMAR – "MR. MORALE & THE BIG STEPPERS"

        Król współczesnego hip-hopu powrócił! I nowym albumem Kendrick Lamar potwierdził, że ten tytuł wciąż niekwestionowanie mu się należy! Muzycznie ten krążek jest zawieszony między "To Pimp A Butterfly" a "DAMN.", zaś lirycznie doszło do małej rewolucji. Lamar odchodzi od obserwacji i komentowania otoczenia na rzecz spojrzenia w głąb samego siebie. To album-spowiedź. Brutalnie szczere spojrzenie w lustro. I ten osobisty storytelling Lamara uderza w czułe punkty. Pojawiają się tu świetni goście, całość nosi znamiona superprodukcji, raperskie umiejętności Kendricka powalają, ale... Hmm, nie jest to jednak krążek, do którego będę ot tak powracał. Posłużę się tu najprostszym przykładem z tego albumu. Kompozycja "We Cry Together" (co ciekawe rozpoczyna się samplem utworu "June" Florence And The Machine) utrzymana w konwencji teatralnej, burzliwej kłótni kobiety (w tej roli aktorka Taylour Paige) i mężczyzny, którzy przez ponad pięć minut obrzucają się obelgami, fuckami (ktoś zliczy, ile razy pada to przekleństwo?), aż w końcu kończą razem w łóżku, sprawia piorunujące pierwsze wrażenie, ale nie mam kompletnie ochoty do niej wracać. To ważny album dla mitologii Kendricka, ale jeśli chodzi o czystą przyjemność z odsłuchu to Lamar przegrywa u mnie z zeszłorocznym krążkiem Little Simz. Ale raz jeszcze powtórzę: nie jestem znawcą tego gatunku i moje podeście do hip-hopu jest specyficzne.
         
         

         

        WARPAINT – "RADIATE LIKE THIS"

        Dziewczyny z Warpaint nowym albumem zabierają słuchaczy w miejsce odzwierciedlone na okładce: w zaróżowione niebiosa! To jest krążek z rodzaju tych, które zapewniają masaż duszy. Czysty relaks! Choć oczywiście lirycznie nie jest różowo, to jednak trudno nie odpłynąć przy tym materiale w błogostan.
         



        THE BLACK KEYS – "DROPOUT BOOGIE"

        Po oddaniu hołdu dla tradycyjnego bluesa z północnego Missisipi na zeszłorocznym krążku "Delta Kream" The Black Keys powracają z autorskim materiałem! I znów otrzymujemy płytę wypełnioną bluesowymi emocjami, ale tym razem doprawioną charakterystycznym dla Dana Auerbacha i Patricka Carneya zawadiactwem. Może już troszkę im brakuje młodzieńczej witalności, ale z drugiej strony nie muszą nic udowadniać, tworzą prosto z serducha, grają na luzie, emanują satysfakcjonującą dojrzałością i mądrze zagłębiają się w korzenie swojej początkowej twórczości. A dodatkowo postanowili tym razem zmienić producenta i zaprosili do współtworzenia gości (Billy F Gibbons z ZZ Top!)! I to wyjście ze strefy komfortu działa na ich korzyść! I może tylko szkoda, że płyta krótka, bo zaledwie półgodzinna, ale za to jakże solidna! 


        ➖ 
         

        DEBIUTY


        ETHEL CAIN – "PREACHER'S DAUGHTER"

        Pośród wielu głośnych majowych premier udało się wyłowić mi absolutną perełkę! Mowa o debiutanckim albumie "Preacher's Daughter" Ethel Cain, przy czym Ethel Cain to po prostu muzyczne alter ego 24-letniej Amerykanki Hayden Silas Anhedönii. Nie ukrywam, że sięgnąłem po ten materiał zachęcony niezwykle pochlebnymi recenzjami krytyków muzycznych i  było warto! Absolutne muzyczne odkrycie i objawienie! "Preacher's Daughter" to epickie, oszałamiające dzieło, które musicie przesłuchać! Mieszanka eterycznego dream-popu, dewastującego slowcore, alt-rocka, folku, country podana w gotycko-amerykańskim klimacie! Do tego olśniewający, anielski, strzelisty i intymny wokal oraz warstwa liryczna będąca pewnego rodzaju polem bitwy religii i erotyzmu, ucisku i wyzwolenia! Tu warto dodać, że stojąca za tym albumem Hayden wychowywała się pośród opresyjnej społeczności południowych baptystów na Florydzie. W wieku 16 lat opuściła Kościół po tym jak została poddana ostracyzmowi po ujawnieniu homoseksualnej orientacji. W wieku 18 lat wyprowadziła się z domu rodzinnego, a dwa lata później ujawniła się jako transseksualna kobieta. Ta historia odbija się na tym albumie, bo Amerykanka nie potrafi uciec od inspirowania się religią, ale zderza ją w fascynujący sposób z intymną stroną miłości. Pomiędzy wplata też refleksje na temat życia w niewielkim miasteczku (małomiasteczkowy romantyzm), toksyczności związków, śmierci, rodzinnych konfliktów… Stworzone alter ego w postaci Ethel jest ucieleśnieniem ucieczki i nowego początku oraz związanego z tą przemianą równoczesnego mroku, chaosu i piękna. Jej historia jest obrazem próby odnalezienia się w amerykańskim śnie i zmagania się z brutalnymi miłosnymi relacjami oraz głębokim poczuciem winy religijnej związanej z poszukiwaniem tejże miłości. Ethel z niezrównaną mocą wciąga nas w swój świat i warto zakosztować tej ponad 75-minutowej muzycznej epopei. Długiej jak na współczesne standardy, ale obiecuję, że czas przy niej zupełnie się nie dłuży. Każda nuta jest tu potrzebna, pejzaże dźwiękowe są genialnie budowane przez gitarowe solówki, pianino i monumentalny gotycki instrumentalizm, a eksplozje kakofoniczny dźwięków wyrywają kilkukrotnie z marzycielskiego letargu. I do tego trzeba pochwalić precyzyjną produkcję, którą tworzy wyjątkową symbiozę z warstwą liryczną, budując ponadprzeciętną sugestywną całość.

        Niezwykłe doznania są gwarantowane! Weźmy za przykład kompozycję "Ptolemaea", która swoją formą przeraża i poraża! Nie chcę spoilerować, ale koniecznie słuchajcie od początku do końca! W pewnym momencie zmrozi Wam krew w żyłach! Serio, nigdy się tak nie wystraszyłem przy słuchaniu muzy!

        Ethel stworzyła niezwykłe uniwersum i ten debiut ma być podobno początkiem muzycznej, książkowej i filmowej trylogii. Ambitnie! Cain objawia się jako jedna z najbardziej obiecujących i intrygujących współczesnych twórczyń współczesnego popu, której kompozytorski talent można stawiać obok Florence Welch i Lany Del Rey.




        THE SMILE – "A LIGHT FOR ATTRACTING ATTENTION"

        Wyczekiwany debiut supergrupy założonej przez tandem Thoma Yorka i Jonny'ego Greenwooda z Radiohead oraz perkusistę Toma Skinnera (Sons Of Kemet)! O tym muzycznym projekcie świat po raz pierwszy usłyszał tuż przed startem zeszłorocznego livestreamowej wersji Glastonbury Live At Worthy Farm. Specjalnie dla ich występu wykupiłem dostęp do tej transmisji i absolutnie było warto! Wydawało się już w tamtym momencie, że są gotowi do publikacji materiału, ale ostatecznie przyszło nam cierpliwie czekać na ten moment niemalże rok. Premiera "A Light For Attracting Attention" była poprzedzona serią bardzo obiecujących singli, a całość... To koneserska uczta! Kreatywne połączenie leniwego postpunka, esencji bandu rodzącego się w garażu, charakterystycznej melancholii Yorka, kinematograficznej fascynacji Greenwooda i jazzowego bębnienia Skinnera. Czuć między tą trójką znakomitą chemię! Efektem jest jeden z najlepszych pobocznych projektów/odgałęzień Radiohead, bo... brzmi zupełnie jak Radiohead! W moich ustach to jednak nie brzmi jak zarzut. Z głęboką satysfakcją zanurzyłem się w ten muzyczny obraz pełen psych-rockowych odjazdów z jazzowym posmakiem i przepięknych, balladowych melodii ("Free In The Knowledge" to cudo!). Piękno tej płyty bije jasnym blaskiem!
         
         

         

        ALFIE TEMPLEMAN – "MELLOW MOON"

        Wreszcie doczekaliśmy się pełnoprawnego debiutu od tego zdolnego 19-letniego chłopaka! Po serii EP-ek (zeszłoroczny materiał "Forever Isn't Long Enough" był moim ulubionym minialbumem w podsumowaniu roku!) postanowił nas zabrać w dłuższą podróż na swoją indie-popową planetę! Ten materiał jest wypełniony kompozycjami mieniącymi się wszystkimi kolorami tęczy! Alfie nieustannie stara się uchwycić ducha młodzieżowej energii, zgrabnie wykorzystując do tego elementy disco, indie-rocka, popu, funku, R&B. Chłopak ma niesamowity dar i spryt do tworzenia bardzo melodyjnych bangerów! Chociaż mam wrażenie, że nieco poległ z tą pełnometrażową formą. Zdecydowanie jego zeszłoroczny minialbum miał w sobie "coś" więcej, ale to nie znaczy, że "Mellow Moon" psuje mu reputację wschodzącej gwiazdy. Po prostu w pewnym momencie zauważalnie uciekła gdzieś dynamika i popowy flow. Generalnie jednak zadanie dostarczenia niezobowiązującej, popowej rozrywki Alfie na tym krążku wypełnił w stopniu bardzo dobrym! Jestem pewny, że z jego twórczości będziemy czerpać jeszcze sporo radości! 
         
         
         
         

        MARTIN LANGE – "KONTRASTY"

        Duet Martin Lange po wypuszczeniu wręcz przytłaczającej ilości singli w końcu zadebiutował albumem "Kontrasty"! I trudno w ich przypadku było lepszy tytuł odzwierciedlający ich twórczość. Jest ona bowiem złożona z dwóch biegunów: nastrojowych ballad i power rock-popowych kompozycji. W obu wersjach panowie wypadają niezwykle przekonująco i szlachetnie. Świetny, chropowaty wokal frontmana, wypolerowana do błysku produkcja, szczere emocje i zarażająca pozytywnością energia! Te elementy sprawiają, że nie sposób się przy tym wydawnictwie nudzić. A zachwycić się bardzo łatwo!  
         
         
        ➖ 

        EP-KI

         

        GRETEL HÄNLYN – "SLUGEYE"

        Debiutancka EP-ka 19-letniej artystki z Londynu, która dołączyła w tym roku do listy moich muzycznych odkryć! Piekielnie zdolna z niej dziewczyna! Łączy wszystkie swoje muzyczne inspiracje (Nirvana, Nicka Cave, Nico i The Velvet Underground) ze swoją dystopijną wizją i niezwykle mrocznym wokalem w unikalną paletę gotyckich dźwięków. To udane wprowadzenie do jej muzycznego uniwersum, które rysuje się nader obiecująco!
         

          ➖ 

        SINGLE

         

        MY CHEMICAL ROMANCE – "THE FOUNDATIONS OF DECAY"

        OMG! To już nie tylko koncertowe zmartwychwstanie, ale także najprawdopodobniej nowa płyta na horyzoncie!
         
         


        LOR – "MŁO(DOŚĆ)"

        Młodości może i czasami dość, ale zespołu Lor nigdy! Cudna kompozycja (druga po polsku i znów udana!) i jakże uroczy teledysk!




        PAOLO NUTINI  – "THROUGH THE ECHOS"

        Zapętlone! Triumfalny powrót Paolo Nutiniego po latach! Nowy album "Last Night In The Bittersweet" ukaże się 1 lipca!
         



        MAJLO – "HEALING"

        MaJLo podzielił się nową kompozycją "Healing" i jakże to znakomita propozycja! Te dźwięki robią dobrze duszy, uzdrawiają i przenoszą wyobraźnię w chmury! Oj, jeśli zapowiedziana EP-ka "It Might Be Real" (17.06) utrzyma taki poziom, to będzie to piękna perełka w tym roku!
         



        RALPH KAMINSKI – "BAL U RAFAŁA" / "DUCHY"

        Ralph zaprasza na bal, wzywa duchy i rozpoczyna nowy rozdział swojej kariery!





        JAMIE T. – "THE OLD STYLE RAIDERS"

        Jamie T powrócił z nową kompozycją i zapowiedzią albumu "The Theory of Whatever" (29.07)! Kto czekał?




        FOALS – "2001"

        Foals z nowym singlem! Ze sprawdzonych źródeł wiadomo mi, że ten kawałek świetnie i lepiej wypada na żywo!




        SOCCER MOMMY – "BONES"

        Hmmm, to może być dla Soccer Mommy przełomowa płyta!




        KIWI JR. – "NIGHT VISION"

        Indie-rockowcy z Toronto nie zwalniają tempa! Po świetnym debiucie z 2020 roku i jeszcze lepszej drugiej płycie w roku ubiegłym już 12 sierpnia otrzymamy od nich krążek numer trzy – "Chopper"!
         



        ALICE BOMAN – "NIGHT AND DAY"

        Szwedzka songwriterka zapowiada tym samym singlem swój drugi album "The Space Between”, który ukaże się 21 października!




        FERAL ATOM – "NIE TRZEBA WIELE"

        Obiecywałem, że ta dziewczyna będzie nas zaskakiwała i proszę!




        RIL ANZY – "NO PROBLEMS"

        Dokładają chłopaki dobrą energię do gitarowego pieca! Czekam co pokażą dalej!



        ➖ 

        WYDARZENIA MIESIĄCA



        KONCERTY

        Za mną cztery fantastyczne koncerty, z których relacje znajdziecie na blogu: Balthazar w Palladium, Skunk Anansie w Progresji, Scorpions w Krakowie i Declan McKenna w Progresji!
         
           
          OGŁOSZENIA KONCERTOWE
           
          Wybrane festiwalowe newsy:
           
          OFF Festival: Mura Masa, Bedoes, Jaubi, Amenra, Charlotte Adigéry&Bolis Pupul, asthma, Gruzja, ĆPAJ STAJL, Lordofon, Jakub Skorupa, Midsommar, Frank Leen. Ze składu wypadli: $NOT (zastępstwo: Ghetts) i Yves Tumor.  
           
          Open'er Festival: The Killers, Biffy Clyro, Clairo, Gunna, Cate Le Bon, Pa Salieu, Taco Hemingway, Dawid Podsiadło, Jan Rapowanie, OIO, Young Leosia + skład sceny Beat Stage. Z line-upu wypadli: Doja Cat i Moses Sumney. 
           
          Fest Festival: Armand Van Helden, Elderbrook, Claptone, BBNO$, Masked Wolf, Igo, NERVO, Sanah, chillwagon oraz Karaś/Rogucki.

          On Air Festival: Jamie xx, Kaśka Sochacka, Polo & Pan, Noah Cyrus, Otsochodzi.
           
          Pol'and'Rock Festival: King Gizzard & The Lizard Wizard, Nova Twins, Laura Cox, Jinjer i inni.
           
          Great September: Po akutalny line-up odsyłam na stronę internetową


          Wybrane pozostałe ogłoszenia:

          Arcade Fire, Torwar, Warszawa, 1.10.2022
           
          George Ezra, Torwar, Warszawa, 19.02.2023
           
          Kodaline, Tama, Poznań, 17.10.2022 / Stodoła, Warszawa 18.20.2022 / Klub Studio, Kraków, 20.10.2022
           
          Editors, Klub Studio, Kraków, 12.10.2022
           
          Sohn, Progresja, Warszawa, 01.09.2022
           
          Bomba Estereo, Stodoła, Warszawa, 26.11.2022

          ➖ 

          WYRÓŻNIENIA + PLAYLISTA MIESIĄCA


           
          Pozostałe interesujące wydawnictwa w telegraficznym skrócie: 
           
          Dla poszukujących odjechanego gitarowego vibe'u: Everything Everything – "Raw Data Feel"
           
          Dla pragnących emocjonalnego i melodyjnego singer-songwritingu: SOAK – "If I Never Know You Like This Again". 
           
          Dla wielbicieli brytyjskiego rocka od The Beatles do Oasis: Liam Gallagher – "C'mon You Know".
           
          Dla fanów amerykańskich bardów: Kevin Morby – "This Is A Photograph". 
           
          Dla pragnących solidnej dawki indie-rocka: Sunflower Bean – "Headful of  Sugar". 
           
          Dla symaptyków meoldyjnych, emocjonalnych folk-rockowych kompozycji: Bear's Dean – "Blue Hours". 
           
          Dla fanów "Peaky Blinders" i nie tylko: Anna Calvi – "Tommy".
           
          Dla poszukujących nowych (acz skromnych) dźwięków spod znaku amerykańskiego songwritingu: Charlie Hickey – "Nervous At Night"
           

          I oczywiście na koniec zapraszam Was do przejrzenia i przesłuchania mojej tradycyjnej playlisty, którą na bieżąco uzupełniałem przez cały miesiąc! Przypominam, że w pierwszej kolejności wyszczególniam albumy i EP-ki (do maksymalnie 5 utworów), a w dalszej kolejności prezentuję single, w tym te, które nie załapały się w moich powyższych wyróżnieniach, a które są warte sprawdzenia! Wybory oczywiście skrajnie subiektywne!
           
           
           

          Sylwester Zarębski
          PM
          03.06.2022


          Polecane

          Brak komentarzy:

          Obsługiwane przez usługę Blogger.