Podróże Muzyczne relacjonują: Great September 2025!

/
0 Comments
Podróże Muzyczne relacjonują: Great September 2025!
 

 Podróże Muzyczne relacjonują: Great September 2025!

 
 
Nieprzypadkowo zaplanowałem publikację relacji z tegorocznego showcase'u Great September na pierwszy października, gdyż przypada nam świętować Dzień Polskiej Muzyki! To wprost idealna okazja do uszeregowania i zaprezentowania Wam moich festiwalowych wrażeń i odkryć z naszego rodzimego muzycznego podwórka. A tych podczas tej czwartej edycji łódzkiej imprezy promującej polską muzykę nie brakowało! Oj nie! Pozwólcie, że tym razem wyjątkowo zrezygnuję z mojego tradycyjnego kronikarskiego stylu relacji, a przedstawię Wam moje doznania z poszczególnych koncertów, dzieląc je na trzy kategorie: objawienia, warto obserwować, znani i lubiani. Kolejność prezentowania artystów i zespołów mniej lub bardziej losowa. Mam po prostu nadzieję, że znajdziecie tu perełki dla siebie!

 

OBJAWIENIA 

 

Mlecze

Po ujawnieniu rozpiski czasowej liczyłem, że koncert zespołu Mlecze będzie wisienką na torcie moich tegorocznych greatowych przygód i nie zawiodłem się! Co prawda w finale zahaczyłem o jeszcze jeden nieplanowany występ (o nim później), ale to właśnie młody warszawski zespół pretendował mi do miana headlinera soboty! Ich debiutancki album "Maruda" z czerwca wciąż jest dla mnie w topce tegorocznych polskich objawień i tym występem tylko potwierdzili, że mają przed sobą fajną przyszłość i są powiewem świeżości na naszej rodzimej scenie! Z szerokim uśmiechem na twarzy obserwowałem ich sceniczny entuzjazm i bezpretensjonalne instrumentalne flow, a posyłane w moją stronę indie, bedroom, dream popowe kompozycje głaskały milutko serduszko! Emocjonalne opowieści również trafiały w czułe powierzchnie duszy. Z roli frontmanki świetnie wywiązywała się Karolina Prasał – obdarzona świetnym, marzycielskim wokalem i magnetyzująca sceniczną prezencją! Niemniej wszyscy z pięcioosobowego zespołu zasługiwali na oklaski za swoje zaangażowanie w ten występ! Ileż oni mieli w sobie zaraźliwej radości z tego koncertu! To się ceni. Pod sceną żywiołowe reakcje i chóralne śpiewy publiczności również nie zawiodły i czuć było, że tu chyba się rodzi nowy fenomen polskiej sceny! A oprócz chwytliwych kompozycji z ich debiutu usłyszeliśmy jeszcze jeden przedpremierowy utwór, który wybrzmiał niezwykle obiecująco i z zapowiedzią, że zespół będzie się śmiało rozpychał na naszej scenie! I trzymam za nich kciuki! Niech Mlecze nam rozkwitają! 

PS Do pewnych legend Great przeszedł też piłkarski mecz z Mleczami podczas aftera, w którym miałem przyjemność wziąć udział, ale co na afterze to już niech tam pozostanie ;) 
 
 


 Fida

Uwielbiam te kameralne koncerty w przestrzeni Pan tu nie stał – sklepu połączonego z kawiarnią. To miejsce zmieniło swoją lokalizację na budynek przylegający do Teatru Pinokio (tam odbywały się wszelkie panele, warsztaty i spotkania networkingowe), ale wciąż zachwyca tym samym przytulnym klimatem. Spośród widzianych tu koncertów największy skrawek mego serca skradła swoim delikatnym występem Fida! Przy subtelnym wsparciu gitarowym Szymona Jarmuły ze Sad Smiles, ta pochodząca z okolic Cieszyna artystka swoim krystalicznym wokalem i poetyckimi melancholijnymi opowieściami rozpaliła w mym sercu domowe ognisko kojących emocji! Zostałem absolutnie oczarowany jej folkową wrażliwością, ale także bijącym z jej scenicznej autentyczności ciepłem, uśmiechem i błyskotliwym humorem. Czułem się podczas tego występu dosłownie przytulony! Fida – z upiętym charakterystycznym dudkiem na głowie – wypełniła cudną przestrzeń Pan tu nie stał pięknymi i magicznymi songwriterskimi uniesieniami! Zjawiskowy, pokrzepiający występ! Topka tegorocznych odkryć! Szczerze od teraz kibicuję! 
 
 
 

Wiktoria Zwolińska

W tym spotkaniu z przecudowną Wiktorią Zwolińską nie było przypadku! Dwa lata temu zahaczyłem z polecenia dziewczyn z Loru o jej pięciominutowy fragmencik koncertu na Next Feście i to wystarczyło mi do zyskania pewności, że ta młoda artystka nie zniknie z mojego muzycznego radaru i będzie o niej głośno! I od tamtej pory uważnie obserwuję jej poczynania muzyczne, dane mi było usłyszeć już jej niesamowite wokalne możliwości na początku tego roku w Stodole podczas jubileuszowego koncertu 10-lecia Lor za sprawą wspólnie wykonanej z dziewczynami piosenki "siódme – nie kradnij", w marcu zaś zostałem porażony jej wrażliwością i poruszającą introspektywną liryką na debiutanckim albumie "Przebłyski", a teraz skradła mi serce już pełnowymiarowym koncertem na Great September! Przy nieocenionym gitarowym i wokalnym wsparciu Nikodema Dybińskiego objawiła nam się jako artystka kompletna! Przepiękny wokal, magnetyczna i trafiająca głęboko w serducho emocjonalność, wyjątkowa sceniczna ekspresja, świetnie wyprodukowane melodie! Tu wszystko się ze sobą zgadzało. Nawet nie doskwierał mi brak zespołu. Jej dusza to kolejny klejnot na naszej muzycznej scenie! Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to koniecznie posłuchajcie jej muzy i wspierajcie! 
 


Snakes Snakes Snakes

Łódzki zespół Snakes Snakes Snakes w klubie Wooltora ukąsił jadowicie dawką hałaśliwego gitarowego brudu, mroku, transu, przesteru... Po prostu wow! Synteza wielu alt-rockowych wpływów, od post-punka, grunge'u, dream-rocka, psychodelii, ale Snakes przekuwają je doskonale na własny, wciąż kształtujący się, ale już rozpoznawalny styl. Chrupiące warstwy gitarowe, pełzające riffy, pędząca perkusja, grooviasty bas i przede wszystkim ten wokal magnetycznej na scenie Żanety Zawierty! Agresywny, robotyczny, przepuszczamy przez przestery, ale też momentami anielski i uwodzący. Dzięki tej zmieniającej się wokalnej ekspresji zapętlane liryczne frazy w obrębie poszczególnych utworów nie nużyły, a tylko budowały odpowiednią dramaturgię. Wykorzystanie przez Zawiertę w piosence "Stupid Man" megafonu wręcz genialne! Bartosz Rośczak (perkusja), Daniel Pawlicki  (bas) i Paweł Ciszewski (gitara) zaś tworzyli dla niej trzymające w napięciu i wypełnione posmakiem garażu gitarowe przestrzenie. No ten koncert brzmiał soczyście i odpowiednio hałaśliwie, z potencjałem na przekraczanie naszych granic! No aż się prosi, by takie brawurowe kawałki jak choćby "Fck It", "Fcking Difficult", "Love", "Eyes" popłynęły w świat! Choć zespół nie stroni też od polskojęzycznych kompozycji – piosenki "Ty" oraz "Rzeka" wypadły świetnie! Odkryłem ich na ostatniej prostej przygotowań do Greata, a obecnie ich wydany w lipcu album "Syk" jest u mnie na zapętleniu. Pluję sobie w brodę, że nie zaopatrzyłem się w fizyczne wydanie po koncercie, ale wierzę, że to nadrobię, bo pragnę już kolejnego spotkania! Fani gitar – sssróbcie im hałasss!


Imasleep

W szczere zdumienie wprawiała mnie swoim koncertem w 6 Dzielnicy formacja imasleep. Ich alternatywna wizja łączenia emocjonalnie wyśpiewanych historii z wielowarstwową strukturą muzyczną (zamaszyste partie smyczkowe łączyły się z subtelnym brzmieniem gitar, syntezatorów, pulsującej elektroniki) wręcz piorunowała! Karol, Ola i Filip zabrali mnie w niezwykle wielowymiarową, barwną muzyczną podróż! Świetna ekspresja, spójny wizerunek, łamanie barier między sceną a publicznością, multiinstrumentalny kunszt... Ten projekt ma unikalny pomysł na siebie i potrafi dostarczyć niezapomniane, na wskroś przeszywające i ciarkogenne emocje! Wrocławskie trio aspiruje do miana naszego muzycznego towaru eksportowego. Miejcie ich na uwadze!


Powaby

Słowo objawienie w kontekście kolejnego spotkania z projektem Powaby Jakuba Ambroziaka to może nadużycie z mojej strony, bo miałem okazję już zderzyć się z jego potencjałem podczas tegorocznego Next Festa, ale tamtego koncertu nie doświadczyłem w takiej pełni (przez tłumy było ciężko się wbić do klubu Muchos), jak tego teraz w łódzkiej Wooltorze. No i ten występ okazał się sztosem! Pulsujące, energetyczne kompozycje na styku zimnej fali i dreampopu oraz egzystencjalne, chwytliwe teksty porywały mnie i licznie zebraną publiczność do tańca i śpiewów! Pociągający, elektryzujący undergroundowo-gitarowy klimacik tu się zgadzał w każdej nucie. Może tylko ciut brakowało żywej perkusji, ale jej nieobecność jeszcze na tym etapie kariery pod względem ekonomicznym ma swoje uzasadnienie. Niemniej Jakub z pomocą dwójki kolegów na basie i gitarze był doskonale synchronizowany z rytmem perkusyjnym "z taśmy" i generalnie swoją charyzmą na tyle przejął moją uwagę, że całkowicie przepadłem w tym nader eksplozywnym koncercie. A występ ten dodatkowo ubarwiła Calyknot (Paula Duduś), która wskoczyła na scenę, by zaśpiewać wspólną kompozycję "Koniec pytań" – tę młodą artystkę też warto obserwować. Szkoda, że nie było szans na featuring Karoliny Prasał w piosence "Zostaw mnie", ale tu jasna sprawa – ta młoda wokalistka przygotowywała się już do występu z Mleczami. 

Jestem przekonany, że o Jakubie będzie w kolejnych miesiącach coraz głośniej i szczerze polecam jego jeszcze świeżo wypuszczony w eter debiutancki album "Powaby", któremu to bez wahania zgodziłem się patronować. Dla takich sytuacji i koncertów właśnie warto pojawiać się na polskich showcase'ach! 

 


Hania Derej 

Tegoroczną przygodę z Great September rozpocząłem od niezwykle kojącego i kunsztownego koncertu Hani Derej, która zaprezentowała nam swoje wirtuozerskie umiejętności przy posyłaniu neoklasycznych, jazzowych, a nawet zakotwiczonych w elektronice klawiszowych melodii. Utalentowana kompozytorka zahipnotyzowała, a spoglądanie z balkonu Teatr Clubu na choreografię jej palców dłoni, tańczących finezyjnie po klawiszach keyboardu Rolanda było absolutnie fascynujące. Mamy szczęście w tym kraju do zdolnych dziewczyn o imieniu Hania. A historia też taka, że dwa lata temu spotkałem Hanię Derej w ramach networkingu podczas Next Festival. Z zapałem wówczas opowiadała mi o swojej pasji, dyskutowaliśmy o fenomenie właśnie Hani Rani i jakże kariera Derej dalej pięknie się rozwinęła! Trzymam kciuki za dalsze sukcesy! 
 


Ninja Episkopat

W zestawie moich objawień nie zabrakło też jazzowego akcentu! Na finał pierwszego dnia dosłowny łomot spuścił projekt Ninja Episkopat. Znalazłem się pod sceną Wooltury na koncercie tego tria z polecenia Podróżującego Wojtka i nie żałuję! Gitarowe riffy (Igor Wiśniewski) spotkały się tu ze solówkami saksofonu (Alex Clov), połamaną rytmiką perkusyjną (Patrycja Wybrańczyk) i szczyptą elektroniki, tworząc mieszankę wybuchową! Swoją drogą to był w tym składzie pożegnalny koncert gitarzysty Igora, ale jestem przekonany, że ten projekt znajdzie godnego zastępcę i dalej będzie cieszył nas dawką awangardowego, wręcz łobuzerskiego podejścia do jazzowej tematyki i przełamywał wszelkie bariery wyobraźni. 
 
 


WARTO OBSERWOWAĆ

 
 
Oczywiście na powyżej przedstawionych mych objawieniach moje ścieżki koncertowego poszukiwacza talentów się nie skończyły. Kto jeszcze miło zaskoczył?
 
W ramach koncertów w Pan tu nie stał trafiłem na występy Łukasza Lacha i Zuzanny. 
 

Łukasz Lach

 
Łukasz Lach, lider łódzkiego zespołu L.Stadt, przy akompaniamencie samych klawiszy zaprezentował licznie zebranej publiczności w piątkowe popołudnie w tym kameralnym venue swoje solowe oblicze twórczości, której fundamentem jest muzyczna interpretacja poruszającej, antywojennej poezji Jeszajahu Szpigla. Ale oprócz tych wyjątkowych interpretacji zaśpiewał także z repertuaru macierzystego zespołu piękne "Oczy kamienic", które były przez wszystkich nucone. W kategorii najbardziej intymnego i refleksyjnego koncertu na tegorocznym Great September nie miał sobie równych. Niezwykły solowy projekt, na którego efekty w postaci albumu warto czekać.   
 

Zuzanna

 
Dzień później w tym samym miejscu Zuzanna Bloch zaś swoimi autorskimi opowieściami i tęsknymi melodiami wykonywanymi przy pomocy klawiszy, gitary, a nawet akordeonu przeniosła nas w sielskie, leśne i wiejskie krajobrazy przyjemności. Jej kompozycje wypełnione były urokliwymi poetyckimi emocjami, które pobudzały wyobraźnię. Jako że i ja jestem człowiek wsi, to te minimalistyczne piosenki Zuzanny trafiały na podatny u mnie grunt. A ostatnią kompozycją pod tytułem "Luty" z zeszłorocznego albumu zainspirowała nawet do przypomnienia sobie książek o Muminkach. Ot właśnie to był tak ciepły i poruszający koncert jak lektura przygód tych baśniowych istot. 



Na scenach Łodzi Kaliskiej bardzo pozytywne wrażenie po swoich piątkowych występach pozostawili Leon Krześniak i Kamil Kowalski.
 

Leon Krześniak

 
Leon Krześniak na górnej scenie Łodzi Kaliskiej udowodnił, że nie tylko z niego utalentowany producent, ale także świetny artysta solowy. Ma chłopak smykałkę do tworzenia przebojowych indie popowych melodii, które promienieją pozytywną energią i cechują się mainstreamowym potencjałem (rewelacyjnie bujające "Piękne Dni"!). Gościnnie na scenie pojawił się zaś Wiktor Dyduła, który początkowo zaliczył falstart (wkroczył tanecznym krokiem na scenę z... wyłączonym mikrofonem), ale przy drugiej próbie już bez niespodzianek zaśpiewał wspólne z Leon ich wspólny kawałek "Pętliczek". Dobra to była koncertowa sztuka – publiczność pod sceną została odpowiednio rozkołysana w tańcu i właśnie zapewne ten cel przyświecał od samego początku Leonowi. Jeszcze usłyszymy o nim nie raz. 
 

Kamil Kowalski

 
Po zejściu na dolną scenę trafiłem zaś na pierwsze koncertowe spotkanie z Kamilem Kowalskim. Ten mega sympatyczny artysta ubrany w koszulkę Oasis (pozostaje mu pozazdrościć koncertów tego zespołu w Nowym Jorku!) odsłonił przed nami niezwykle wrażliwe serducho i uduchowioną duszę. Piękne, poruszające teksty w połączeniu z folk-popowymi kompozycjami sprawiały czystą przyjemność. Nie zabrakło piosenek z jego debiutanckiego albumu "Dom", a także pierwszych zajawek albumu numer dwa, na który warto czekać.  
 

 

Najniższy Człowiek


No i jeszcze na finał, po czarującym koncercie Mleczy, postanowiłem zajrzeć do 6 Dzielnicy, gdzie występował ich starszy kolega z wytwórni Tematy – Najniższy Człowiek. Pod tym aliasem ukrył się Tomasz Starzyk – artysta z kilkuletnim już scenicznym doświadczeniem, który w końcu postanowił pójść swoją własną ścieżką. I zaprezentował nam bardzo zgrabny gitarowy alt-pop, który spotkał się celnie z refleksyjnymi, słodko-gorzkimi, introspektywnymi tekstami, czym potrafił uszczypnąć serce. Solidna songwriterska sztuka.  
 
 
 

ZNANI I LUBIANI

 
W czwartkowy wieczór postanowiłem przepaść ponownie w zachwycie nad coraz powszechniej docenianym projektem Cinnamon Gum oraz odnowić znajomość z Coals.  

 

Cinnamon Gum 

 
Maciej Milewski swoim solowym projektem Cinnamon Gum i płynącą z niego dawką retro soulu zachwycił mną już w tym roku na Next Feście i nie mogłem się oprzeć pokusie powtórzenia tego doświadczenia! Stąd też wylądował u mnie w tej sekcji już znanych i lubianych, ale podejrzewam, że dla części osób zgromadzonych w Teatr Clubie jego koncert mógł okazać się prawdziwym objawianiem. Prezentowane kompozycje, hołdujące soulowi i funkowi z lat 60. i 70., z jego zeszłorocznego debiutu "The Cinnamon Show" oraz wcześniejszej EP-ki "Moon Water" bujały śmiało ciałem i ocieplały serducho. Znów uznanie budziła organiczna gra wieloosobowego zespołu – promieniujące kalifornijskimi promieniami ciepła gitary, napędzające odpowiednio rytm perkusja i wszelkie perkusjonalia, mięciutki basik, wintydżowo brzmiące klawisze i zjawiskowy dwuosobowy żeński chór! W kreacji tego soulowego show Maciej nie idzie na żadne kompromisy i chwała mu za to! Klimat dopełniła też piękna sala Teatr Clubu, która sprawiła, że twórczość Cinnamon Guma o niewątpliwym światowym potencjale emanowała jeszcze posmakiem wyjątkowej kameralności! 
 
 

 

Coals 


Pozwoliłem sobie po latach (ilu to dokładnie nie pamiętam, ale z pewnością zbyt długa to była przerwa) na spotkanie z duetem Coals i chyba nie muszę wiele opowiadać – po prostu koncertowe sztosiwo! Nieustannie Kacha Kowalczyk i Łukasz Rozmysłowski rozbrajają mnie swoją kreatywnością i światowym poziomem! Tym występem, przy nieocenionym wsparciu Bobeka Bobkovskiego z basem w dłoniach, z brawurową pewnością siebie szeroko przemierzali rozdroża dream popu, R&B, breakbeatu, hyperpopu skąpane w mglistej aurze tajemniczości i niedopowiedzeń. Swoim onirycznym wokalem w kolejnych kompozycjach wręcz zniewalała Kacha. Cieszę się, że wreszcie pojawiła się okazja do usłyszenia na żywo kilku kompozycji z ich świetnej zeszłorocznej płyty "Sanatorium", na czele z bardzo wyczekiwaną przeze mnie, cudnie przebojową piosenką "Dzwony". No klasa sama w sobie!
 
 

 
 
W piątkowy wieczór zaś przeżyłem istną podróż z nieba do piekła za sprawą koncertów mych ukochanych dziewczyn z Lor i rockowego "łobuza" Walusia. 

 

Lor


O mojej miłości do zespołu Lor nie muszę chyba nikogo przekonywać. No moja obecność na tym koncercie dziewczyn w klubie Prywatka była obowiązkowa! Ba, jako najzagorzalszy i wieloletni fan nie mogłem sobie odmówić prawa do okupowania pierwszego rzędu! Barierek nie było, a z tyłu napierał pokaźny tłum i właściwie jeden krok dzielił mnie od znalezienia się na deskach sceny! Wad takiej sytuacji nie stwierdzam, bo obserwowanie z tak bliskiej perspektywy scenicznych poczynań dziewczyn (a także wspierającego ich na perkusji Czorta Adama Stępniowskiego) to czysta i błoga przyjemność! Niezmiennie Jagoda Kudlińska zachwycała nieskazitelnymi wokalnymi popisami, Julia Skiba posyłała cudne i chwytliwe melodie z klawiszy, Julia Błachuta z finezją mistrzyni malowała horyzontalne pejzaże za pomocą skrzypiec, a Paulina Sumera trzymała rytm w ryzach za sprawą basu i oczywiście wcieliła się w wodzirejkę tego znakomitego, godzinnego (duże wyróżnienie na showcasie) koncertu! Czułem, że dziewczyny są niesione pozytywną, zarażającą energią na fali radiowego sukcesu ich ostatniego przeboju – "Mario"! Dla mnie to był o tyle wyjątkowy koncert, że ten letni hit usłyszałem właśnie tu pierwszy raz na żywo! I oczywiście przysłowiowo oddał totalnie! A poza tą nowością dziewczyny postawiły na sprawdzony repertuar z ostatnich dwóch płyt "Panny Młode" oraz "Żony Hollywood", ukierunkowując ten koncert w stronę swojego bardziej przebojowego, folk-popowego oblicza. No temperatura w klubie z każdym kolejnym numerem rosła do poziomu zagrożenia przeciwpożarowego! Przy bisowanym "Pam Pam Pam" nasze chóralne śpiewy poniosły się chyba nawet na ulice Łodzi! Dziewczyny przeniosły mnie i całą publiczność w niebiański i bajeczny nastrój! 



WaluśKraksaKryzys 

 
Godzinę później jednak już przepadałem w otchłań piekielnych gitarowych riffów! No nie mogłem sobie odmówić spotkania z WaluśKraksaKryzys, gdyż odżyła w ostatnim czasie zajawka na jego twórczość, a przy okazji była to okazja do świętowania premiery jego nowego albumu "Tematy i wariacje". Set mimo wszystko otrzymaliśmy przekrojowy, więc i fani starszych materiałów mieli powody do zadowolenia. Także sympatycy twórczości Myslovitz (po reakcjach podejrzewam, że wszyscy zgromadzeni w sali ŁCW) byli w ekstazie, gdyż gościnnie na scenie pojawił się Artur Rojek! "Nocnym pociągiem aż do końca świata" wybrzmiało brawurowo! Zresztą to samo należy powiedzieć o piosenkach Walusia! Gęsta ściana gitar demolowała! Waluś i jego band w nieziemskiej formie! Dość powiedzieć, że zaskakująco rozpoczął ten koncert za plecami publiczności na balkonie, świecąc w naszą stronę latarką, a następnie ze zwinnością Spider-mana zszedł w tłum, wkroczył na scenę i powalił się niczym kłoda drzewa. I takim dobrym humorem (trolling z Dawidem Podsiadło celny!) i scenicznym luzem emanował przez cały występ. Niezależnie, czy sięgał po starsze, czy też nowe kawałki (nawet jeśli świeżynki, to migiem załapywane przez publikę) – wymiatał z chłopakami z zespołu bezdyskusyjnie. Mój plecak szybki powędrował pod scenę i całkowicie oddałem się rock'n'rollowemu szaleństwu. Ba,  porwaliśmy się nawet moshpit, podczas którego... ktoś boleśnie trafił mnie w mięsień sercowy. Po raz drugi w tym roku na koncercie (poprzednio na Queens Of The Stone Age na Way Out West) żegnałem się ze światem... No więc mogę nawet powiedzieć, że straciłem tego piątkowego wieczoru obie połówki mega serca! I dla Loru i dla Walusia!


Podsumowanie 

 
Muszę szczerze się przyznać, że nie spodziewałem się, że powrócę z tej już czwartej edycji Great September naładowany aż tak euforyczną energią i z przepełnionym bagażem odkryć. Nawet jeśli przed przyjazdem do Łodzi pojawiały się mgliste wątpliwości, czy jeszcze osobiście potrzebuję kolejnych doświadczeń showcase'owych, czy już nie jestem zbyt przytłoczony dopływem nowości z eteru, to absolutnie w trakcie biłem się pokutnie w pierś! Okazało się, że potrzebowałem tego jak kania dżdżu!

Chylę czoła organizatorom Greata, którym udało się naprawdę skleić świetny program: maksymalnie zróżnicowany, naszpikowany młodymi, zdolnymi, kreatywnymi artystami, ale także urozmaicony uznanymi muzycznymi bohaterami z nieco większym scenicznym doświadczeniem. Z powyższej relacji  już wiecie doskonale, kto kradł przez te trzy dni moje serce i duszę, niemniej muszę podkreślić, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony, gdyż żaden mój świadomy wybór nie był przestrzelony i nie zawiódł oczekiwań! Wręcz w wielu przypadkach ta poprzeczka została miło przeskoczona! Biorąc pod uwagę specyfikę showcase'ów to dość niezwykłe! A czytając różne relacje, zasłuchując się w opiniach znajomych oraz podsłuchując rozmowy w tłumie, odnosiłem wrażenie, że przegapiłem drugie tyle fantastycznych koncertów! Nie zawsze też zdołałem dotrzeć na wstępnie zaplanowane występy, no ale taki to już urok tych imprez i nic na to nie sposób poradzić. Niemniej zawsze wyostrzam swój słuch na wszelkie wrażenia, recenzje, storiski, więc jeszcze kilka kolejnych polskich nazw pojawiło się na moim radarze. One zapewne wypłyną w trakcie moich blogerskich poczynań w swoim czasie.

Koncerty koncertami, ale jeszcze ważniejszym dla mnie showcase'owym aspektem są spotkania z Wami Podróżujący i nasze muzyczne (i nie tylko) pogaduchy! Jakie to jest po prostu miłe nieustannie spotykać znajome twarze, chwytać kolejne przytulaski, zbijać piąteczki, wymieniać się uśmiechami, pogłębiać i nawiązywać nowe znajomości, wspólnie się bawić pod scenami i na afterach! Jesteśmy wszyscy mega pozytywnymi wariatami! Lofki! Dziękuję również artystom za wszelkie spotkania i zamienione słowa! Stąpam coraz pewniej po tym branżowym gruncie i chyba wynikną z tego fajne sytuacje! A nawet jedna – wspomniany patronat debiutanckiego albumu "Powaby" – stała się już faktem!  
 
Do zobaczenia na koncertowych szlakach i zapewne na przyszłorocznej edycji! Data już znana i zapisana w kalendarzu: 10-12.09.2026! 
 
 
PS Nagrania z koncertów znajdziecie na moim profilu na Instagramie!
 

 

Fotorelacja


 
 
 
Sylwester Zarębski
Podróże Muzyczne
01.10.2025 


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.